Warszawa ponownie biała i czerwona
To był kolejny intensywny czerwiec dla fanów polskiego winiarstwa. Ledwie tydzień po Polskich Winach w poznańskim SPOT, w warszawskiej Fortecy Kręglickich odbyła się druga edycja festiwalu Białe Czerwone. I pod wieloma względami przebiła jej zeszłoroczny debiut.
Przede wszystkim, organizatorzy zdecydowali się zaprosić znacznie większą liczbę polskich producentów, co oznaczało rekordową liczbę 39 winnic praktycznie z każdego regionu kraju. W porównaniu z zeszłym rokiem znacznie rozbudowany został także program warsztatów i degustacji. Zainteresowani uciechami na talerzu mogli wziąć udział w obiedzie lub kolacji z pięciodaniowym menu degustacyjnym, któremu towarzyszyły polskie wina, dla tych zaś, których interesowały autorskie wybory prowadzących, przygotowano kilka komentowanych degustacji, m.in. różnych obliczy szczepu johanniter prowadzonych przez Mariusza Kapczyńskiego czy selekcji najciekawszych polskich win omawianych przez Piotra Pietrasa MS.
Mnie osobiście przypadła przyjemność niesienia kaganka oświaty i prowadzenia bloku przystępnych wykładów dotyczących polskich regionów winiarskich jak i ogólnej wiedzy o polskich winach białych, różowych i musujących (w sekcji win czerwonych wspierał mnie Tomasz Prange-Barczyński). Bez cienia przesady muszę przyznać, że z prawdziwą radością obserwowałem nadkomplety publiczności na każdym z tych spotkań i skupienie na sali, o które czasami trudno nawet na dużo poważniejszych degustacjach komentowanych dla branży. Widać jak na dłoni (zresztą także po ogólnej frekwencji tego dnia), że polskie wino wzbudza coraz większe zainteresowanie i to zarówno wśród osób, które imprezę odwiedziły po raz pierwszy jak i bardziej „zaawansowanych” w temacie. Z pewnością sprzyja temu rosnące doświadczenie i profesjonalizacja samych winiarzy, przekładająca się na coraz lepsze wina, choć gorący rocznik 2018 (o którym pisałem już wielokrotnie) brutalnie zweryfikował przygotowanie niektórych z nich, jasno pokazując, kto pilnował sytuacji na winnicy i reagował odpowiednio szybko, a kto zwyczajnie się zagapił. Na szczęście, akurat w czasie tej imprezy, przeważali winiarze, którzy – jeśli można użyć takiego stwierdzenia – wyszli z tego rocznika obronną ręką.
Jedynym smutniejszym akcentem festiwalu był jego drugi dzień, tradycyjnie przeznaczony dla tych osób z branży, które z różnych powodów nie mogły pojawić się w niedzielę. Ile to razy w roku słyszę od importerów, restauratorów czy sommelierów, że brakuje im możliwości spróbowania większej ilości polskich win w jednym miejscu, a nie mają czasu podróżować po kraju, by odwiedzać poszczególnych producentów. Z pewnością żale te wylewać będą dalej, bo choć program celowo rozpoczynał się dyskusją panelową już z samego rana, to aż do zamknięcia imprezy na sali pojawiło się ledwie kilkanaście osób – i były to twarze, które raczej spodziewałem się spotkać. Szkoda straconej szansy, szkoda czasu samych winiarzy, którzy pozostali w Warszawie właśnie w tym celu.
Swoista klęska urodzaju, jeśli chodzi o liczbę win prezentowanych w czasie wydarzenia, sprawia, że niemożliwym jest opisanie ich wszystkich w jednym tekście. Na szczęście niektóre zdążyłem zrecenzować wcześniej i cieszę się, że także podczas festiwalu zbierały pozytywne recenzje. Tak było w przypadku choćby nowych roczników z Winnicy Skarpa Dobrska, Winnicy Jura, Winnicy Wieliczka, Winnicy Moderna, Winnicy Mickiewicz (Solaris) czy Winnicy Rzeczyca. Nie brakowało też win, które potrzebują jeszcze czasu na zaprezentowanie się w optymalnej formie, i do których powrócę w przyszłości. Myślę tu m.in. o Winnicach Kojder (poza opisywanym wczoraj Muscarisem 2018), Winnicy Jakubów (choć wytrawny Riesling „2” już teraz zapowiada się świetnie), Winnicy Nobilis, Winnicy Saint Vincent, ale i o konkretnych przykładach jak „podstawowy” Johanniter 2018 z winnicy Dom Bliskowice, musujący GostArt 2018 z Winnicy Gostchorze (do sprzedaży trafiła na razie partia o ledwie kilkumiesięcznym leżakowaniu na osadzie, Cuvee Polomia 2017 z Winnicy Spotkanówka, Chardonnay 2018 z Winnic Wzgórz Trzebnickich czy efektownej propozycji z Winnicy Dworu Sanna (seyval blanc macerowany przez 24 godziny na skórkach regenta i fermentowany przez kwartał w beczce). Dziś kilka nowych win, które w czasie imprezy zapamiętałem najlepiej:
Winnica nad Jarem Suvi 2018 – pierwsze wino tego producenta z odmiany souvignier gris. Częściowa maceracja na skórkach, fermentacja i dojrzewanie w stalowych kadziach, delikatne aromaty pigwy, jabłka i moreli, dobra struktura i równowaga. Z potencjałem. (♥♥♥+)
Winnica Słońce i Wiatr Soley 2018 – kolejny udany rocznik tego wina, choć tym razem w ciut innym wydaniu. Solaris z odrobiną seyval blanc, 15 g cukru resztkowego/l i 6 g kwasowości, soczyste, pełne tropikalnego owocu i z dobrym balansem. (♥♥♥+)
Winnica Sztukówka Maryna 2018 – z utęsknieniem czekałem na nowy rocznik Maryny, tym bardziej że winnica Leszka Szczęcha była jedną z tych, które przymrozki w roczniku 2017 dotknęły najmocniej, przez co nie wypuściła na rynek żadnego wina. Maryna 2018 w wersji wytrawnej (istnieje także półtwytrawna) to kupaż rondo i regenta, z niewielką domieszką marechal foch i w stylu, jaki lubię: lekkie, z oszczędnym owocem truskawki i rabarbaru i sporą porcją odświeżenia. (♥♥♥)
Winnica Kindler Solaris 2018 – to niewątpliwie najlepszy rocznik w krótkiej historii tego producenta, a każde z zaprezentowanych win jest warte zakupu – jak choćby powstały w butikowych ilościach róż z odmiany pinot noir. W pierwszej kolejności wskazuję jednak czystego solarisa. Wyczuwa się tu nuty mineralne, będące efektem wulkanicznego podłoża, na którym znajduje się winnica, cytrusy, brzoskwinię i kremową fakturę. Znakomite! (♥♥♥♡)
Winnica de Sas Milvus-Parus 2017 – kupaż gewürztraminera i rieslinga (po 50%) fermentowany na dzikich drożdżach. Kwiatowo-cytrusowe aromaty, odrobina akcentów różanych, dobra struktura i złapana w punkt kwasowość. Pierwsze wino wyprodukowane samodzielnie przez współwłaścicielkę winnicy Annę Zuber, jak widać z powodzeniem. (♥♥♥+)
Winnica Jadwiga Johanniter 2018 – ponownie dobre wydanie johannitera z dolnośląskiej winnicy. W aromatach dominuje jabłko, brzoskwinia i odrobina moreli. Pełniejsze w budowie (5,4 g cukru resztkowego/l, prawie 7 g kwasowości), wręcz z wyczuwalną, delikatną taniną. Jest też dobry mineralny finisz. (♥♥♥+)
Winnica Agat Cuvee Blanc de Noir 2018 – jedna z najefektowniejszych etykiet i jedno z najciekawszych win tego weekendu. Kupaż czerwonych odmian (na czele z cabernet cortis i regentem) winifikowanych na biało. Dobrze zbudowane, z wyczuwalnymi aromatami skórki jabłka, brzoskwini, gruszki i niedojrzałej pigwy, umiejętnie podbite cukrem resztkowym (12 g). Świetne wino gastronomiczne o unikatowym charakterze – większość krzewów, z których powstało, została wycięta. (♥♥♥+)
Dom Bliskowice Cantor’18 – w tym przypadku etykieta jest już wręcz kultowa, ale samo wino różni się zdecydowanie od poprzedniego rocznika. Tym razem mamy zdecydowanie niższą kwasowość, odrobinę cukru resztkowego, rabarbar, maliny i kompot z truskawek. Wszystko w zgrabnych proporcjach i choć osobiście tęsknić będę za wyższą kwasowością, to obstawiam, że ten rocznik zdobędzie więcej fanów niż 2017. (♥♥♥+)
Winnice Wzgórz Trzebnickich Riesling 2018 – riesling z wyraźnym cukrem resztkowym, który spędził 6 miesięcy na osadzie. Soczysty, kremowy, z nutami cytrusów, słodkich jabłek, gruszek i wosku. Z potencjałem, ale świetny już teraz – był jednym z hitów 2 urodzin Fermentu. ( ♥♥♥♡)
Winicjatywa i Ferment były patronami medialnymi festiwalu, wykłady o polskim winie prowadziłem na płatne zlecenie organizatorów.