Powrót do Jasła
Gdybym miał wskazać, który z festiwali winiarskich w Polsce zrobił w ostatnim czasie największy progres, Dni Wina w Jaśle byłyby z pewnością w czołówce. Dwie ostatnie edycje, a szczególnie zeszłoroczna przygotowana przez zespół pod kierownictwem ówczesnej prezes Jasielskiego Stowarzyszenia Winiarzy – Barbary Czajki (nie mam wątpliwości, że na organizację i atmosferę największy wpływ miała właśnie Jej osoba), pokazały, że nawet w niezbyt szczęśliwie skomunikowanym mieście można zorganizować imprezę, która ściągnie winiarzy i gości z całej Polski. Nic dziwnego, że miejsca na tegorocznym festiwalu (tak dla wystawców, jak i w okolicznych hotelach i pensjonatach) skończyły się na długo przed ostatnim weekendem sierpnia, kiedy tradycyjnie Dni Jasła się odbywają.
Program zaczął się już w piątek, kiedy można było zwiedzać winnice położone na szlaku Jasielskiego Szlaku Winnego, ale za oficjalne rozpoczęcie festiwalu uznać można sobotni poranek, kiedy z dworca Kraków Główny w stronę Jasła wyruszył specjalny pociąg. Ten punkt festiwalu nazwany „Koleją winne klimaty”, po raz pierwszy pojawił się w programie rok temu i wówczas istniały jeszcze obawy, czy spotka się z wystarczająco dużym zainteresowaniem. Okazały się zupełnie niepotrzebne, a wypełniony do ostatniego miejsca skład, na pokładzie którego serwowano polskie wina, wspominany był jeszcze na długo po zakończeniu imprezy. Nie było więc wątpliwości co do jego powtórzenia, bilety ponownie rozeszły się jak przysłowiowe bułeczki, a pieczę nad całą podróżą, podobnie jak w czasie debiutu sprawowała ekipa Winnicomanii z Katarzyną Korzeń i Tatianą Muchą na czele. Pasażerowie – oprócz otrzymania festiwalowych zestawów startowych (kieliszek, katalog wystawców i kilka gadżetów) także tym razem spróbować mogli kilkunastu próbek polskich win i była to dobra „rozgrzewka” przed festiwalowym weekendem. Sam z podróży do Jasła najlepiej zapamiętałem macerowanego na skórkach Oksforda 2018 z małopolskiej Winnicy Kresy, do którego powrócę jeszcze w dalszej części tekstu. Na jasielskim dworcu na strudzonych podróżą, oczekiwał nowy prezes Jasielskiego Stowarzyszenia Winiarzy – Leszek Szczęch (Winnica Sztukówka) wraz z solidną porcją regeneracyjnego żurku i był to najlepszy znak do rozpoczęcia właściwej części festiwalu.
W tym roku na jasielskim rynku znaleźć można było stoiska 48 wystawców, w tym 35 polskich producentach i choć doceniam obecność winiarzy z Chorwacji czy importerów win, skupię się jednak na rodzimej produkcji. Największą liczbę przedstawicieli miało Podkarpacie i Małopolska, pojawiła się też solidna reprezentacja winiarzy ze Świętokrzyskiego, a także winnice z Dolnego Śląska, Lubuskiego i Mazowieckiego. Przez cały weekend odbywały się także warsztaty degustacyjne, a imprezie jak zawsze towarzyszył Konkurs Polskich Win, którego pełne wyniki wyczytywane z festiwalowej sceny zapewne znajdą się kiedyś w Księdze Rekordów Guinnessa jako najdłuższa tego typu laudacja na świecie. Zdecydowanie szybciej przeczytacie je tutaj.
Degustacja win od 35 producentów, nawet podzielona na dwie doby, nie jest łatwym zadaniem. Na szczęście część win próbowałem i opisywałem już wcześniej – jak choćby Winnicę nad Jarem, Winnicę Wieliczka, Winnicę Vanellus, Winnicę Chronów czy nowy rocznik musującego GostArta z Winnicy Gostchorze, inne pojawią się przy okazji odrębnych tekstów (już teraz zapowiadam Winnicę Jaworek). Dziś zaś przedstawiam najlepszą siódemkę XIV Dni Wina w Jaśle:
Winnica Kresy – chyba nie mógłbym zacząć od innego producenta, bo to, co przedstawił Robert Zięba w roczniku 2018, pobiło jego wszystkie, wcześniejsze próby. Przede wszystkim trzy (!) długo macerowane wina białe – Oksford (solaris, 3 tygodnie fermentacji na skórkach, ♥♥♥+) oraz Kimeryd (johanniter, 4 tygodnie, ♥♥♥♡) i Tyton (hibernal, także 4 tygodnie, ♥♥♥). Wszystkie na dzikich drożdżach, ze spontaniczną fermentacją i wyłącznie z użyciem stalowych zbiorników. Najwyższą ocenę zdobył u mnie Kimeryd z wyraźną strukturą i cytrusową kwasowością (piszę o nim więcej w jesiennym numerze Fermentu). Poza nimi kredowy, mineralny i „klasyczny” Solaris (już bez maceracji na skórkach, nadal z użyciem dzikich drożdży i ze spontaniczną fermentacją, ♥♥♥+) i super odświeżające rose – Jura!Róż! (kupaż rondo i regent), które przypomniało o jednym z najlepszych adresów dla win różowych w Małopolsce (♥♥♥).
Winnica Jasiel – niedawno chwaliłem wino przygotowane specjalnie dla sieci Auchan, a w podstawowej ofercie znalazłem kilka kolejnych wartych uwagi i zakupu. Z zaprezentowanych w Jaśle i reprezentujących rocznik 2018 najbardziej podobała mi się Persica (100% muscat ottonel) z nutami rumianka, cytrusów, jabłka, w lekkim orzeźwiającym stylu (♥♥♥ ), Malva (solaris z 20-procentowym dodatkiem ortegli), z aromatami grejpfruta i brzoskwini, delikatnie podbity cukrem resztkowym (♥♥♥), a przede wszystkim Rezeda – czysty muscaris, pełny akcentów muszkatowych i różanych, z dobrą budową i świetnym balansem pomiędzy cukrem resztkowym i kwasowością (♥♥♥♡ ).
Winnica Amonit – początki tej należącej do Marcina Niemca i położonej w Małopolsce (Jura Krakowska, miejscowość Cianowice) winnicy sięgają 2008 roku, ale w oficjalnej sprzedaży zadebiutowała rocznikiem 2018. Grona zbierane są na razie z niewielkiej parceli (0,3 ha, w planie powiększenie), ale zawsze wychodziłem z założenia, że liczy się jakość, a nie ilość. A tej próbowanym winom nie można odmówić. Najlepszy jest Johanniter 2018 z dobrą kremową strukturą i idealnym balansem (6 g cukru resztkowego i 6,3 g kwaswości), pełny aromatów brzoskwiń, moreli i zakończony dobrą, szczypiącą kwasowością (♥♥♥+ ). Podobał mi się także Solaris 2018, który mimo 14% alkoholu, pokazał dobrą integrację wszystkich elementów, a zaskakująco lekkie aromaty (jabłko, brzoskwinia, pigwa) uzupełniały nuty wapienne i korzenne (♥♥♥).
Winnica Amelie – o tym producencie pisałem po raz pierwszy rok temu, w międzyczasie naprawdę się rozwinął. Dziś to już 4,5 hektara powierzchni (owocuje połowa) i kolejne 1,5 hektara do obsadzenia. Wina prezentują równy, dobry styl, a swoich faworytów znalazłem zarówno wśród tych o białej jak i o czerwonej barwie. Wśród tych pierwszych na uwagę zasługuje Blanc 2018 (czysty johanniter z aromatami młodych jabłek, ziół, wyraźnie mineralny i dobrze orzeźwiający, ♥♥♥) oraz Muscat 2018 (czysty muscaris, oleisty, muszkatowy, korzenny i znakomicie zrównoważony, ♥♥♥+), wśród czerwonych – Cabernet 2017 (100% cabernet cantor starzony 12 miesięcy w używanej beczce francuskiej, pełen nut owoców leśnych, wiśni, wędzonej papryki, z fajnym, pikantnym zakończeniem, ♥♥♥♡).
Winnica Spotkaniówka – w czasie festiwalu Białe-Czerwone, wspólnie z Krzysztofem Kotowiczem zastanawialiśmy się czy Hibernal 2018 jeszcze wyjdzie na prostą, bo wówczas trudno było o zachwyty. Kwartał zrobił swoje, dziś mamy tu i dobre, soczyste jabłko, i sporo charakterystycznych ziołowych akcentów, i niezwykłą jak na rocznik 2018 kwasowość (♥♥♥). Wrażenie robiły także też trzy roczniki czystego rondo (2016-2015-2014), wszystkie w formie, najbardziej podobał mi się 2015 (8 miesięcy starzenia w beczce) z żywą taniną, aromatami czarnych owoców, wiśni i czerwonej papryki (♥♥♥♡ ).
Winnica Kędrów – od pewnego czasu w relacjach ze Święta Młodego Wina w Sandomierzu podkreślam radość z faktu, że do Winnicy Płochockich i Winnicy nad Jarem wreszcie dołączyli kolejni producenci z naprawdę dobrymi winami, jak Winnica Nobilis czy właśnie Kędrów. Dla tej ostatniej rocznik 2018 jest z pewnością najlepszym z dotychczasowych, a na szczególne wyróżnienie zasługuje Keder (solaris z 30-procentowym udziałem johannitera), gdzie aromat cytrusów, brzoskwini i grejpfruta zachwyca tak samo, jak dobra budowa i spory potencjał (♥♥♥♡ ), oraz Anetum (siegerrebe i seyval blanc) – bardzo aromatyczne, różane, muszkatowe, z nutami owoców tropikalnych, delikatnie podbite cukrem resztkowym (♥♥♥+ ). Zwracam także uwagę na wpadające w oko etykiety.
Winnica Modła – Tomasz Stola nigdy nie śpieszy się z wypuszczaniem nowych roczników na rynek i zwykle dobrze na tym wychodzi. Dopiero w Jaśle pokazał nowy rocznik swojego kultowego różu – Młodego Cfajgelda XVIII, ale warto było na niego czekać. Jest czysty, lekki, z nutami poziomek i truskawek oraz dobrą dawką orzeźwienia – ma wszystko, co dobre rose mieć powinno (♥♥♥). Inny, od dawna mocny punkt programu, to riesling czyli Wrestling XVII, najlepsze białe wino wspominanego wyżej konkursu. Wciąż bardzo młode, z nutami skórki cytrynowej i zielonych jabłek oraz świdrującą wręcz kwasowością i ledwie 10,5% alkoholu. Całość jest jednak naprawdę znakomita. A za 2-3 lata będzie jeszcze lepsza! (♥♥♥♡).
Do Jasła podróżowałem na zaproszenie Organizatorów. Festiwal odbywał się pod Patronatem Województwa Podkarpackiego. Winicjatywa i Ferment były Patronami Medialnymi Dni Wina w Jaśle.