Jasło w nowej odsłonie
Jako, że kwestie bilokacji i wydłużenia doby cały czas pozostają w sferze projektów, nieustający brak czasu sprawia, że Jasło udaje mi się odwiedzać zwykle tylko raz w roku – w czasie sierpniowych Dni Wina. Zorganizowanie zeszłorocznej edycji pokrzyżowała jednak pandemia (a właściwie jej skutki), co sprawiło, że przerwa w odwiedzinach tego miasta rozciągnęła się do 24 miesięcy. I bardzo byłem ciekaw, jak ten czas wpłynął na samą imprezę.
Zacznę jednak od czysto miejskich impresji. Co tu dużo ukrywać, gdy przyjeżdżałem do Jasła jeszcze kilka lat temu, poza terenem festiwalowym nie było, co robić, a moje zdanie podzielała większość odwiedzających. Mam jednak wrażenie, że niejako wraz z nowym otwarciem samej imprezy (które datuję na 2018 rok i które opisywałem tutaj), coś zaczęło się dziać także w jej okolicy, a największym zaskoczeniem jest fakt, że pandemia tych zmian nie zahamowała. Chyba po raz pierwszy w historii w mieście można wymienić kilka gastronomicznych adresów wartych odwiedzenia, a prawdziwą sensacją jest tamtejszy… wine bar – Salon Win – z całkiem sensowną selekcją win i jedzenia, a nawet regularnymi koncertami. Jedyne, nad czym ubolewam, to fakt, że w karcie win jest więcej austriackich niż lokalnych producentów, ale wierzę, że ta proporcja zmieni się jeszcze za mojego życia.
Już teraz zmienił się za to przebieg samej imprezy, czyli Dni Wina w Jaśle. Podobnie jak w Zielonej Górze, okazało się, że trzeba było pandemii, by z płyty rynku zniknęła monstrualna scena z ryczącymi głośnikami, których przekrzykiwanie było nieodłącznym elementem tego wydarzenia. W nowej odsłonie scenę zastąpiły zadaszone stoliki dla gości, a koncerty – indywidualne impresje poszczególnych muzyków, dużo bardziej pasujące do charakteru samej imprezy. Podobna historia dotyczyła domków winiarzy – w poprzednich latach ustawionych jeden przy drugim, teraz, „pro-zdrowotnie” rozsuniętych na większe odległości, dzięki czemu praktycznie całym festiwalowym obszarem zawładnęli winiarze.
Wzorem poprzednich edycji oprócz producentów z Podkarpacia pojawili się też reprezentanci innych regionów kraju (w czasie weekendu swoje wina przedstawiło łącznie 24 winiarzy), co kolejny raz potwierdziło ogólnopolski, a nie wyłącznie lokalny charakter tej imprezy (znajdującą się w oficjalnej nazwie festiwalu „międzynarodowość”, mimo obecności kilku stanowisk importerskich, traktuję jednak z życzliwym przymrużeniem oka). Krajowy zasięg tej imprezy widać było zresztą także po gościach, którzy w ten weekend odwiedzili Jasło – spotkałem turystów nie tylko z relatywnie blisko położonego Rzeszowa czy Krakowa, ale i Wrocławia, Katowic, Warszawy, Poznania czy Szczecina. Część z nich przybyła na jasielski dworzec zorganizowanym po raz kolejny, specjalnym „winnym” pociągiem (jego debiut opisywałem tutaj) – wypełnionym zresztą do ostatniego miejsca, a podróż z Krakowa umilała im degustacja win nagrodzonych w kolejnej edycji Konkursu Polskich Win w Jaśle (pełne wyniki znaleźć można tutaj). Wszyscy obecni na festiwalu – prócz degustacji na Rynku – mogli wziąć też udział w komentowanych seminariach, a nawet w… warsztatach malarskich „Barwy wina”.
Świadom swoich umiejętności plastycznych skupiłem się jednak na odwiedzinach u poszczególnych winiarzy. Jak to w ostatnich dwóch latach bywa, producenci prezentowali przekrój kilku roczników – od 2020 do 2018, a nawet 2017, w zależności od tempa wprowadzania ich do sprzedaży. Ich poziom także był zróżnicowany – od znakomitych po wręcz kompromitujące, widać jednak, że weryfikacja następuje niejako w naturalny sposób. Podobnie bowiem jak ma to miejsce na zielonogórskim Winobraniu, jak na dłoni było widać, że sami turyści niektóre z winiarskich domów omijali szerokim łukiem lub odchodzili po spróbowaniu pierwszego wina. Poniżej mój subiektywny i alfabetyczny wybór tych producentów, z którymi spędziłem najwięcej czasu. Polecam również opisaną już we wcześniejszej recenzji podkarpacką Winnicę Amelie.
Winnica Alabaster
O tym producencie z okolic Przeworska wspominałem już dwa lata temu (przypominam – to chyba jedyny przypadek w Polsce, gdy trasę między dwiema parcelami pokonać można kolejką wąskotorową) i cieszę się, że ponownie mam ku temu powody. Z zaprezentowanych win zdecydowanie najlepsze wrażenie zrobił Malachit 2020 (100% johanniter) o lekkiej strukturze i odmianowym stylu, z nutami cytrusów, limonki, zielonego jabłka i odrobiną akcentów trawiastych. (♥♥♥♡)
Winnica Bugara
Choć początki tego projektu sięgają 2008 roku, to o leżącej na peryferiach Częstochowy (północny kraniec Jury Krakowsko-Częstochowskiej) Winnicy Bugara głośniej zrobiło się w tym roku. Wśród nasadzeń zarówno odmiany hybrydowe, jak i szlachetne (hibernal, solaris, pinot gris, chardonnay, regent), ale największą uwagę przywiązuje się tam do rieslinga. Wśród kilku zaprezentowanych roczników, najbardziej do gustu przypadł mi Riesling 2019, łączący dobrej jakości owoc i klasyczne aromaty tego szczepu z dobrą kwasowością i orzeźwiającym finiszem. (♥♥♥♡)
Winnica Jaworowo
Wciąż jeszcze mało znany, acz całkiem spory producent z Wielkopolski – jego 3-hektarowa parcela rozciąga się w okolicach Jeziora Powidzkiego, korzystając z tamtejszego, sprzyjającego mikroklimatu. Jej właściciel – Antoni Bilicki – od początku postawił na uprawę ekologiczną, a czasami także naturalną winifikację: wina fermentują i macerują w otwartych kadziach i butelkowane są bez dodatku siarki. Efekty w roczniku 2020 są różne – nie wszyscy zaakceptują lekkie utlenienie Seyval Blanc 2020 (choć mnie osobiście ten styl się podobał, ♥♥♥), mocne, szypułkowe nuty w Solarisie 2020, czynią go trudnym w odbiorze, za to na pewno godny uwagi jest Pinot Noir 2020 – tygodniowa maceracja na skórkach i klasyczne, poziomkowo-truskawkowe aromaty i dość delikatna struktura. (♥♥♥♡)
Winnica Melancholia
Trudno przeoczyć charakterystyczne etykiety producenta, który już kilka razy gościł na łamach Winicjatywy. Położona w podrzeszowskiej Będzienicy winiarnia, na Dniach Wina pokazała wina z rocznika 2019, wśród, których na wyróżnienie na pewno zasługuje biała Mona 2019 (100% muskat odeski), dość aromatyczna, orzeźwiająca, o muszkatowo-cytrusowym charakterze (♥♥♥) oraz Febe 2019 (seyval blanc z domieszką jutrzenki), w której aromaty czarnego bzu i porzeczki generowane przez tę drugą odmianę zgrabnie uzupełniają akcenty melonowo-jabłkowe (♥♥♥). Wśród win czerwonych najciekawszą propozycją był Hannibal 2019, na który wbrew groźnej nazwie składają się dojrzewające wyłącznie w stalowych zbiornikach rondo i regent. Sporo w nim czystego, nieco słodkiego owocu na czele z czerwoną porzeczką i jeżyną, jest też złapana w punkt kwasowość, a całość przywodzi na myśl niezłego zweigelta. (♥♥♥♡)
Winnica Milsko
Jak na wielkość tego producenta – 10 hektarów położonych w miejscowości zdradzonej już w jego nazwie – debiut (pod koniec zeszłego roku) nie należał do szczególnie głośnych. Inna sprawa, że pandemiczne realia nie bardzo pozwalały na bardziej rozbudowaną formę. Nie mam jednak wątpliwości, że o tym projekcie będzie jeszcze głośno w skali ogólnopolskiej, a spokojnie wprowadzane do sprzedaży wina z czasem pokazały swoją jakość (o wyróżnieniach niektórych z nich wspominałem w czerwcu i w październiku). W Jaśle ponownie z dobrej strony pokazało się soczyste Rose 2019 (100% cabernet cortis, z dominującym owocem czarnej porzeczki, ♥♥♥) oraz kupaż Chardonnay/Pinot Gris 2019 (70% tego pierwszego, 8 miesięcy na osadzie drożdżowym, z dobrej jakości owocem, nutami cytrusów, lekko kremową fakturą i świetną kwasowością, ♥♥♥+) ale najbardziej podobał mi się Riesling 2019, w którym oprócz klasycznych dla tej odmiany, cytrusowo-jabłkowych aromatów pojawiło się też trochę wosku pszczelego i gruszkowych akcentów. (♥♥♥♡)
Winnica Modła
Anna i Tomasz Stola to stali goście festiwalu w Jaśle, a w tym roku na festiwal przyjechali z naprawdę solidną reprezentacją – łącznie można było spróbować 9 win. Część z nowości opisałem już w relacji z tegorocznego Święta Wina w Janowcu, dlatego tym razem zwracam uwagę na kilka innych. Pigrinier 2018 to kupaż pinot gris i gewürztraminera, krótko macerowany, z ciekawym przełamaniem aromatycznym – z jednej strony sporo nut muszkatowych i różanych bukiecie, z drugiej – sporo żółtych owoców w smaku, wszystko z dobrym balansem, o co nie było łatwo w tym gorącym roczniku (♥♥♥♡). Cały czas rozwija się Chary Bary 2018 (100% chardonnay, dojrzewające w beczce), ze świetnie zaznaczoną odmianowością, odrobiną nut waniliowych i sporą dawką nut tropikalno-cytrusowych (♥♥♥♡). Moje serce skradł jednak pomarańczowy Mariage 2017 – szalony kupaż reslinga, solarisa, chardonnay, gewürztraminera, sauvignon blanc i bouviera. Wino macerowało dwa tygodnie na skórkach, wciąż jest bardzo młode, z prawdziwą feerią aromatów – od skórki cytrynowej, przez grejpfruta i suszoną morelę, po goździki i herbatę. Wszystko jest umiejętnie spięte dobrze zaznaczoną kwasowością. To z pewnością jedno z najciekawszych, dłużej macerowanych polskich win, jakie próbowałem w ostatnim czasie. (♥♥♥♥)
Winnica Płochockich
Prawdziwą przyjemnością były też odwiedziny u Basi i Marcina Płochockich. I tutaj nie zabrakło szerokiej oferty z kilku roczników, łączącej umiejętnie skomponowane białe kupaże (przez wiele lat znak charakterystyczny tej winiarni), z coraz śmielej zaznaczającymi swoją obecność, winami jednoodmianowymi. Wśród tych pierwszych zwróciłem uwagę na Hibię 2020, która na przestrzeni kolejnych roczników zmieniała kompozycję szczepów, a w tym najmłodszym znajdziemy hibernala (najwięcej), johannitera, traminera i …cserszegi fűszeres. Dużo w nim soczystego owocu (brzoskwinia, melon, jabłko, grejpfrut), jest też szczypta słodyczy – tradycyjnie znakomicie poukładane przez Płochockiego proporcje (♥♥♥♡). Wrażenie robi też Inspira Volcano 2018 (w tym roczniku to kupaż hibernala, johannitera i seyval blanc), fermentująca i dojrzewająca na osadzie w beczce z dębu węgierskiego o pojemności 500 litrów. Przywołując raz jeszcze ten najbardziej dojrzały w ostatniej dekadzie polski rocznik, tu mamy do czynienia z winem świetnie poukładanym, wręcz młodym, wypełnionym cytrusami, odrobiną ananasa, brzoskwini i wanilii, ze sporym potencjałem (♥♥♥♥). W tym samym roczniku zapamiętałem Geltusa 2018 (100% zweigelt, 10 miesięcy dojrzewania w beczce), z klasycznymi aromatami wiśni, pestki, czarnego pieprzu i wciąż wyraźną taniną (♥♥♥♥) oraz słodkiego Raisinsa 2018 (kupaż hibernala i solarisa, 85 gramów cukru resztkowego), z nutami słodkiej brzoskwini, gruszki i ananasa, odrobiną czarnego bzu i nut trawiastych. To idealna propozycja do słodkich deserów, nie tylko tych, które znajdziemy na świątecznych stołach. (♥♥♥♡+)
Podkarpacka Manufaktura Win
Przedsięwzięcie Adama Gałata i Andrzeja Ligązki to także stały uczestnik jasielskich wydarzeń, a szerzej prezentowałem go chociażby w tym tekście. Na ich tegorocznym stoisku spróbować można było win pochodzących z trzech różnych roczników, najlepiej zaprezentowały się biele z rocznika 2019 – Cuprum (100% seyval blanc) będący wręcz wzorem wina na lato, pełnego aromatów zielonego jabłka, limonki i soku z cytryny (♥♥♥) oraz Cobaltum – dość rzadki przykład udanej interpretacji szczepu bianca (z niewielkim dodatkiem muskata), pełne białych kwiatów, polnych ziół i żółtych owoców (♥♥♥+). Wśród win czerwonych nieodmiennie pierwsze skrzypce gra Barollum 2018 (nazwa oddaje dystans właścicieli do wszystkich „polskich Toskanii”) – kupaż rondo i regenta dojrzewający przez 10 miesięcy w beczce z dębu amerykańskiego. Gorący rocznik zrobił swoje – jest dojrzała wiśnia, śliwka, jeżyna oraz trochę wędzonej papryki, choć tym razem zabrakło mi ciut wyższej kwasowości. (♥♥♥)
Winnica Vanellus
Producent wciąż podnosi się po zniszczeniach będących efektem nawałnicy, która przeszła nad Jasłem pod koniec czerwca 2020 roku i nie był w stanie wyprodukować kolejnego rocznika (mocno ucierpiała sama winnica, przypominam tekst, który powstał wówczas w ramach zainaugurowanej przez nas akcji #osuszamy). Trzymając kciuki za szybki powrót, na razie można było cieszyć się jakością win z rocznika 2019, którym upływ czasu zdecydowanie posłużył. Najbardziej – Ortusowi 2019, czyli czystemu seyval blanc, który dwa lata później urzeka aromatem jabłek, pigwy, skórki cytrynowej i odrobiny szarlotki. (♥♥♥♡)
Winnica Zawadka
Tę winiarnię (malowniczo położoną nad Jeziorem Rożnowskim) obserwuję uważnie od kilku lat, a w tym roku miałem wyjątkowe szczęście do regularnych degustacji ich win. Złożyło się idealnie, bo kilka z tych pochodzących z najnowszych roczników zasługuje na szczególną uwagę. Zwiewny (tylko 10% alk.) Hibernus 2020 (jak można się domyślić – czysty hibernal) to jedno z najlepszych win z tej odmiany, jakie piłem w tym roku – niesamowicie ziołowe, z nutką cytryny i super orzeźwiające, liczę na stylistyczną powtórkę w kolejnym roczniku! (♥♥♥♡) Skoro już o orzeźwieniu mowa, dobrze wywiązuje się też z niego Odessa 2019 (muscaris i muskat odesski), a towarzyszą mu nuty pigwy, muszkatu i melona (♥♥♥+). Propozycją wartą uwagi jest też Johann 2019 (100% johanniter), w którym oprócz klasycznych aromatów tej odmiany (jabłka i cytrusy) pojawia się też sporo nut wapiennych i mineralne zakończenie (♥♥♥♡). Wśród kilku win czerwonych dojrzewających w beczkach, największe wrażenie robi Leon Cuvee 2017 (100% leon millot) dojrzewający przez 34 (!) miesiące w dębie, wręcz likierowy w swojej strukturze, pełny wiśni, śliwki i wanilii, ze świetną kwasowością. (♥♥♥♥)
Na koniec pozostawiłem efekt pracy studentów Podkarpackiej Akademii Wina, którzy pod kierownictwem Romana Myśliwca i z gron szczepu vidal blanc przygotowali dość niezwykłe wino musujące. 11 miesięcy dojrzewania na osadzie, bez degorżowania, całkowicie wytrawne (0 g cukru resztkowego) i super orzeźwiający charakter. To zapewne najlepsza, wytrawna rzecz, jaką kiedykolwiek piłem z tej odmiany (♥♥♥+). Jak podkreślał Myśliwiec – tęcza na etykiecie jest nieprzypadkowa.
Do Jasła podróżowałem na koszt własny, win próbowałem na zaproszenie producentów. Festiwal odbywał się pod Patronatem Województwa Podkarpackiego. Winicjatywa i Ferment były Patronami Medialnymi Dni Wina w Jaśle.