Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Romania 2018: czerwień wraca do gry

Komentarze

Faenza – miasto położone we włoskim regionie Romania, jest celem moich regularnych, corocznych odwiedzin od 6 lat (tutaj moje relacje z 2018, 2017, 2016, 2015 i 2014 roku). Głównym powodem jest festiwal Vini ad Arte i odbywający się w jego ramach przegląd wchodzących na rynek roczników albany i sangiovese di Romagna, ale przygotowany dla dziennikarzy program i związany z nim krótki, acz treściwy objazd regionu, pozwala także na zorientowanie się w planach, trendach i bolączkach winiarzy.

Po raz kolejny w Faenzie. © Maciej Nowicki.

Choć zmiany dotyczące winiarskiego wizerunku regionu, jego rozpoznawalności w kraju i za granicą oraz jakości powstających tu win trwają mniej więcej od 2011 roku, to ich efekty są tak naprawdę widoczne dopiero od dwóch, maksymalnie trzech lat. Nie ulega wątpliwości, że dziś o winach z Romanii mówi się znacznie więcej. Dowody można było znaleźć w czasie samego festiwalu – wzięła w nim udział rekordowa liczba zagranicznych dziennikarzy, w porównaniu z zeszłym rokiem zanotowano także 16% wzrost frekwencji wśród samych producentów i ponad 20% wśród odwiedzających. Jednym z największych sukcesów Consorzio Vini di Romagna jest to, że wprowadzony w 2011 roku podział na podregiony przyjął się i działa w praktyce, a dla zdecydowanej większości winiarzy, umieszczenie jego nazwy na etykiecie jest czymś całkowicie oczywistym, służącym podkreśleniu stylistyki samego wina (szerzej poruszałem ten temat już w zeszłym roku, także w 5 numerze Fermentu).

Największa edycja w historii. © Vini ad Arte.

Czy oznacza to jednak, że staliśmy się  świadkami spektakularnego sukcesu, katalog zmian został wyczerpany, a misja uznana za wykonaną? Zdecydowanie nie. Choć zaprezentowane w tym roku wideoprezentacje poszczególnych podregionów, w których przewodnikami są sami winiarze, opowiadający w przystępny sposób o różnicach w klimacie, glebie i produkcji wina, to ze wszech miar znakomity pomysł (polecam seans przy kieliszku wina), to nikt z tutejszych władz nie potrafił nam wyjaśnić dlaczego dotyczy jedynie 10 z 12 stref. Innym problemem jest sytuacja związana z endemiczną, białą odmianą regionu – albaną. Mimo statusu Romagna Albana DOCG (pierwszej DOCG przyznanej białej odmiany winorośli we Włoszech), apelacja ta  jest dziś dużo mniej precyzyjna w swoich regulacjach niż stojąca szczebel niżej Romagna Sangiovese DOC (wraz z poszczególnymi podziałami). W efekcie rozstrzał stylistyczny win z tej odmiany przyprawia o ból głowy (często dosłowny), mieszcząc w sobie wina lekkie i ciężkie, fermentowane w stalowych kadziach, nowych lub w używanych beczkach, by nie wspomnieć o całej kategorii win musujących o różnym czasie leżakowania na osadzie. Choć w przepisach apelacji uregulowano minimalną zawartość alkoholu (12%), większym problemem wydaje się jego maksymalny poziom, bo na rynku nie brakuje dziś kompletnie niepijanych win przekraczających 14,5% (!).

Kto o tym marzy? © Maciej Nowicki.

Konsorcjum ewidentnie nie nadąża też nad nowymi trendami dla bieli. Dobitnym przykładem jest jedno z najlepszych białych win tego wyjazdu – świeży, cytrusowo-jabłkowy pet nat z winnicy Tre Monti (importer w Polsce: Dolio Vini) – Analba 2018 (♥♥♥+). Prawdziwe znaczenie tej nazwy odkrywamy czytając ją wspak. To oczywiście Albana, ale takie słowo nie może się znaleźć na etykiecie. Apelacja nie przewiduje bowiem, by wina z tej odmiany mogły powstawać metodą pradawną (bez wtórnej fermentacji – pierwotna fermentacja alkoholowa kończy się w szczelnie zamkniętej butelce) – czyli reprezentować kategorię pet nat, a konsorcjum zdecydowanie zniechęca producentów do tego rodzaju eksperymentów. Mój tekst z 2015 roku okazał się być zdecydowanie przedwczesny, a najlepszym podsumowaniem panującego chaosu niech będzie fakt, że w tym momencie dobrych przedstawicieli tego szczepu jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki. Oprócz Tre Monti są nimi: Celli (importer w Polsce: Moja Italia), Trerè (importer: Formuła Wino), Tenuta Santa Lucia (importer: Krople Wina), a swoistym wzorcem z Sèvres może być cytrusowe, niesamowicie odświeżające Bianco di Ceparano 2018 z Fattoria Zerbina (♥♥♥♡). Nieodgadnioną zagadką pozostaje dla mnie fakt, dlaczego ten producent wciąż nie znalazł importera w Polsce.

Analba-Albana. © Maciej Nowicki.

Wśród win czerwonych krajobraz wygląda zdecydowanie bardziej optymistycznie. Wprawdzie wciąż nie brakuje tutaj producentów zakochanych w rustykalnym stylu swoich win – buchających alkoholem, suchym garbnikiem i nadmiernym użyciem beczki, ale z roku na rok przybywa tych, którzy – jak mówi Chiara Condello – szukają w winie czystości. Nazwisko tej młodej winiarki było zresztą w tym roku odmieniane przez wszystkie przypadki. Wspólnie z ojcem prowadzi dużą winnicę Condé (wspominałem już kiedyś powstające tu wina), ale dużo bardziej ekscytujący jest jej własny projekt, nazywający się po prostu Chiara Condello. 5 hektarowa powierzchnia, na którą składają się historyczne parcele, ekologiczna uprawa sangiovese, spontaniczna fermentacja, umiarkowane użycie beczki, brak filtracji i tylko dwa powstające tu wina. Za to jakie! Chiara Condella Romagna Sangiovese Predappio 2016 to niesamowicie czysty owoc, nuty kwiatów, wiśni, malin i świetną kwasowość – wino właśnie trafiło do sprzedaży (♥♥♥♥). Le Lucciole Romagna Sangiovese Riserva Predappio 2016 ma na razie bardzo delikatny, czerwony owoc, za to zdecydowanie wyraźniejszą strukturę, taninę i więcej nut pestkowych – na rynku pojawi się dopiero pod koniec roku (♥♥♥♥♡)

Chiara Condello. © Sławomir Sochaj

Podobne historie od pewnego czasu opowiadają także inne winnice. Azienda Agricola Pandolfa wraz z należącym do niej projektem Noelia Ricci była już przeze mnie kilkakrotnie opisywana, oddzielny tekst poświęciłem też jednemu z moich ulubionych win tego producenta – Federico. Dla siebie i innych mam dobrą wiadomość – nowe roczniki zapowiadają się równie dobrze i dotyczy to zarówno obecnego już w sprzedaży 2017 (świetne, proste i soczyste Il Sangiovese 2017, ♥♥♥, bardziej złożone, pieprzne Federico 2017, ♥♥♥♡), jak i tych prezentowanych przedpremierowo z rocznika 2018 (był nieco chłodniejszy, z oszczędniejszym owocem i wyraźniejszymi nutami kwiatowymi). Wierzę, że doczekam także debiutu na polskim rynku wspominanego projektu Noelia Ricci – powstająca tu Godenza 2016 (wcześniej recenzowałem rocznik trzy lata starszy) to jedno z najlepszych sangiovese tego regionu – pełne nut jagód, wiśni i ziołowych akcentów (♥♥♥♥+)

Tenuta Pandolfa i Noelia Ricci – dzieje się! © Maciej Nowicki.

W czołówce próbowanych w tym roku win znalazły się również te pochodzące z winnicy I Sabbioni, z charakterystycznym wizerunkiem mamuta na etykiecie (jego szkielet znaleziono przed laty w czasie prac przy zakładaniu kolejnej parceli). Także w tym przypadku na pierwszym planie znajdziemy owoc, czy to w podstawowej serii ( Romagna Sangiovese DOC Oriolo 2017 jak i 2016 – 9 miesięcy na osadzie, wiśnia, odrobina czarnego pieprzu, dobra kwasowość, ♥♥♥♡) czy w wyższej linii (Romagna Sangiovese Riserva DOC „I Rifugi 2014 – zaskakująco lekkie, z dobrze zintegrowaną beczką i zaakcentowaną taniną, ♥♥♥♡). Nie sposób zapomnieć o wspominanej wcześniej Fattoria Zerbina – jej podstawowa, czerwień, Romagna Sangiovese Superiore „Ceregio” 2017, lekka (12,5%), z dobrym owocem, pikantnymi nutami i odświeżającym finiszem, to wino, po które mógłbym sięgać o każdej porze roku. (♥♥♥♡)

Mamuty powracają. © Maciej Nowicki.

I wreszcie dwa ostatnie przykłady, które dobitnie dowodzą, że o czerwonych winach Romanii będziemy w przyszłości mówić jeszcze częściej. Tenuta Santa Lucia to winnica, którą dekadę temu można było kojarzyć wyłącznie z krzykliwymi, brokatowymi etykietami i takim uwielbieniem dla nowej beczki, że aromatami kokosa i wanilii można było smarować kanapki. Dziś to biodynamiczny producent, z certyfikatem Demeter, świetnie ułożonymi winami, któremu nie brakuje czasami szalonych pomysłów, jak choćby musujące sangiovese. Co najważniejsze, wina te dostępne są w Polsce (importer: Krople Wina) i wkrótce opisze je w oddzielnym tekście.

Tenuta Santa Lucia to już nie tylko etykiety. © Maciej Nowicki.

Natomiast na  jakość win z oferty Trerè nigdy nie narzekałem (opisywałem je tutaj), ale producent sam uznał, że jeśli jego wina mają być zauważone także na rynkach zagranicznych, potrzebują jeszcze więcej elegancji, równowagi i bez cienia wątpliwości – lekkości. Stąd decyzja o zaprzestaniu używania małych beczek typu barrique i przejście wyłącznie na duże botti. Choć w teorii nigdy bym w to nie uwierzył, w praktyce zmiana jest spektakularna. Na naszą prośbę, winiarz zlał bezpośrednio z beczki wciąż leżakujące tam Violeo 2016 (100% sangiovese), które choć wciąż niegotowe, swoim owocem, struktura i kwasowością w czasie degustacji wręcz „zdmuchnęło” wcześniejszy, powstający jeszcze w barrique, rocznik 2015.

Widoki na przyszłość. © Maciej Nowicki.

Trudno o lepsze podsumowanie.

Do Romanii podróżowałem na zaproszenie Consorzio Vini Romania.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.