Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Winnica Płochockich Johann M.A.C. 2017

Komentarze

Przez długi czas tematem dyżurnym polskiego winiarstwa był moment wprowadzania nowego rocznika do sprzedaży. Bywało, że pojawiał się na rynku zbyt wcześnie, a reprezentującego go wina były bardzo młode i często boleśnie niedojrzałe. Zwykle uzasadniane było to czynnikami ekonomicznymi (w końcu to nie my opłacamy rachunki samych winiarzy) czy „ciśnieniem” ze strony dystrybutorów i restauratorów. Zarazem jednak popyt na wina od wielu producentów i tak cały czas przewyższał podaż. W efekcie nie było nawet szans na spróbowanie ich w optymalnej formie – niektóre z nich potrafiły wyprzedać się całkowicie w ciągu miesiąca. Choć dziś sytuacja jest nieco lepsza, a pewne przesunięcie czasowe umożliwił też czas pandemii i związane z nią obostrzenia, to wciąż są producenci, którzy w listopadzie „stoją” już bez wina. Na szczęście są też tacy, których asertywność w kwestii wyboru momentu rozpoczęcia sprzedaży jest wręcz legendarna.

Beczki w winiarni Płochockich. © Maciej Nowicki.

Z pewnością należy do nich Marcin Płochocki, prowadzący wspólnie z żoną Basią (do tego duetu, w przyszłym roku dołączy w pełnym wymiarze także syn Piotr) sandomierską Winnicę Płochockich. Ten zasłużony na polskiej scenie winiarskiej producent, ma w ofercie kilkanaście różnego rodzaju etykiet, z których część trafia do sprzedaży wcześniej (choć nigdy za wcześnie), ale są wśród nich wina, którym Marcin każe czekać na debiut latami – dopóki nie uzna, że są w odpowiedniej formie. W tej grupie znajdziemy zarówno wina białe (Inspira Volcano – aktualnie 2018), jak i czerwone (Geltus – zweigelt, także 2018), jednak najpóźniej do sprzedaży trafiają wina dłużej macerowane na skórkach, czyli te,  które często nazywamy pomarańczowymi. Obydwaj reprezentaci tej kategorii pochodzą z rocznika 2017 (!) i są zdecydowanie warte uwagi.

Nowość. © Maciej Nowicki.

Nowością w portfolio jest Johann M.A.C. 2017, który pod nieco konspiracyjną nazwą kryje johannitera macerowanego na skórkach przez 2 tygodnie i dojrzewającego przez kilkanaście miesięcy w dębowych beczkach. Kiedy przedpremierowo próbowałem go prawie rok temu, w swoich notatkach zapisałem „garbnik jak cholera”. Teraz miałem szansę do niego powrócić i choć wciąż jest winem bardzo młodym, to jednak dużo bardziej przystępnym. Tanina wciąż jest obecna, ale zdecydowanie lepiej wtopiona, pojawiła się za to cała feeria aromatów – od pigwy, przez suszone jabłko, zioła i herbatę po cedr, karmel, a nawet intrygujące niuanse liści tytoniu. Z pewnością wielowymiarowe, z solidnie zarysowaną strukturą i nieprzesadzonym alkoholem (12,5%). Ma potencjał na kolejną dekadę. To mógłby być mój pierwszy świąteczny prezent w tym roku (95 zł). ♥♥♥♥

Klasa! © Maciej Nowicki.

O Qvevri 2017 pisałem już w relacji z Dublina, ale Płochocki ma w przypadku tego wina jeszcze inną zasadę. Wino cały czas dojrzewa w beczkach i dopiero po wyczerpaniu puli pochodzącej z jednej beczki, butelkowana jest zawartość kolejnej. Ten proces nastąpił niedawno, a to oznacza, że aktualna partia dojrzewała w beczce (używanej) przez 4 lata! Z kronikarskiego obowiązku przypomnę wcześniejsze dzieje tego wina: kupaż seyval blanc (75%) i johannitera, najpierw macerowany jest w kwewri przez 6 miesięcy, razem z szypułkami, a kolejne pół roku – już po ich usunięciu. Dopiero później trafia do beczek, a z nich bez – filtracji i klaryfikacji – do butelek. Nowe rozdanie robi nie mniejsze wrażenie od poprzedniego. Także tu mamy imponującą dawkę aromatów przypraw – anyżu, goździków, białego pieprzu, imbiru, gałki muszkatołowej i liści laurowych, są też suszone, żółte owoce, zioła i herbaciany akcent. Z oczywistych powodów, tym razem nieco więcej jest taniny, która w ciągu najbliższych 6 miesięcy powinna się dużo lepiej zintegrować. Do tego dochodzi dobrze zaznaczona kwasowość i długi pigwowo-herbaciany posmak. To naprawdę imponujący styl, zdecydowanie sugeruję wcześniejszą dekantację (130 zł). ♥♥♥♥

W podanych cenach wina można zamówić bądź zakupić bezpośrednio w winiarni.

Źródło win: degustowane na zaproszenie producenta.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.