#Gdzie na wino: Polish Delish
W poszukiwaniu miejsc o nieszablonowym pomyśle na sprzedaż wina, natrafiłem na kolejne. Po szeroko pojętych akcesoriach kuchennych i niedawno opisywanej kwiaciarni tym razem wino (i nie tylko) pojawiło się w towarzystwie… pamiątek z Polski. Tych, którzy w tym momencie uśmiechnęli się pod nosem, od razu uprzedzam – tylko pozornie brzmi to banalnie.
Tego rodzaju pamiątki narodowe (sprawa dotyczy przecież praktycznie każdego kraju) to segment rynku, który od zawsze pełen jest kiczu i tandety, rzadko zaś oferuje coś sensownego. Doskonale zdawali sobie z tego sprawę Agnieszka Stanisławska-Winiarczyk i Michał Winiarczyk, ale mimo to postanowili podjąć ryzyko. Nie pierwsze w swoim życiu. Gdy kilka lat temu, na warszawskiej Pradze, otwierali swój pierwszy sklep – Chleb i Wino (z produktami literalnie zgodnymi z jego nazwą), nikt nie dawał im wielkich szans. Ulica Mińska nie była wówczas miejscem bezpiecznym nawet w ciągu dnia, a sąsiedztwo ekskluzywnych osiedli mieszkaniowych na terenie pobliskiego Soho Factory nie wskazywało, że jego mieszkańcy udawać się będą na zakupy właśnie tam (pisałem o tym szczegółowo w 4 numerze Fermentu / Wiosna 2018). Tymczasem, nie dość, że sklep generuje dziś znacznie wyższe obroty niż na początku swojego istnienia, to „pokonał” nawet swoją filię, działającą przez krótki czas na znacznie bardziej popularnej ulicy Ząbkowskiej.
By dodatkowo utrudnić sprawę, nowy projekt – o nazwie Polish Delish (tłum. „Polskie przysmaki”) – powstał na Krakowskim Przedmieściu. Tak prestiżowa lokalizacja wcale nie musi oznaczać automatycznego sukcesu i z problemem tym borykają się najemcy lokali na praktycznie każdej drogiej ulicy handlowej w Polsce. Ograniczony ruch (lub wręcz jego całkowity zakaz) i konieczność poszukiwania oddalonych miejsc parkingowych sprawiają, że klienci dużo chętniej udają się na zakupy do galerii handlowych, a sytuacji nie ratuje nawet asortyment maksymalnie zbliżony do charakteru takiego deptaka – w końcu cieszy się on popularnością zwykle wyłącznie w czasie sezonu. Nad tym wszystkim zastanawiałem się, zmierzając pod wskazany adres w ponury deszczowy czwartek gdzieś pod koniec października, by po dotarciu na miejsce zostać szczerze (acz miło!) zaskoczonym faktem, że z uwagi na liczbę klientów, właściciele co chwilę musieli przerywać rozmowę.
Wygląda bowiem na to, że małżeństwo Winiarczyk (trudno wyobrazić sobie lepsze nazwisko w tej branży) znalazło na rynku lukę i umiejętnie połączyło wysokiej jakości pamiątki z produktami regionalnymi różnej maści. Większość okolicznościowych magnesów jest obrzydliwa? Zamówmy własne, wykonane z drewna, z zabawnymi wizerunkami przedmiotów i miejsc kojarzących się z Polską. Wszystkim objadły się już toruńskie pierniki? Zaoferujmy wykonane na zamówienie czekoladki w kształcie… pierogów. Istniejących na rynku wzorów apaszek nie założy nikt poza seniorami? Wprowadźmy do sprzedaży takie z wizerunkiem warszawskiej Rotundy czy Pałacu Kultury. Albo biżuterię robioną na szydełku. Całość uzupełniona została istniejącymi już wcześniej, acz starannie dobranymi produktami – choćby andrutami, śliwką nałęczowską i rozmaitymi wyrobami z czekolady, porcelaną z Ćmielowa, ceramiką z Bolesławca, koronkami koniakowską, torebkami z haftem łowickim i naturalnymi kosmetykami – pochodzącymi kopalni w Wieliczce albo dolnośląskiej Winnicy de Sas.
Tu bowiem dochodzimy do łącznika z innym rodzajem produktów regionalnych. I to szczególnie cieszących moje serce. W sklepie znajdziemy jedną z najszerszych ofert polskich win w Warszawie (18 winnic, m.in. Kojder, Gostchorze, Saint Vincent, Skarpa Dobrska, Miłosz, Płochockich, Srebrna Góra, Turnau, Wieliczka, Equus, Krojcig, de Sas czy Wzgórz Trzebnickich – niedługo mają pojawić się kolejne), uzupełnionych o polskie cydry (Ignaców, Chyliczki, Wieliczka), piwa kraftowe, nalewki (Nalewki Kresowe), miody pitne i likiery (jedyne znane mi miejsce gdzie bez problemu zakupić można pełną ofertę rosolisów z Polmosu Łańcut). Nieprzekonani do polskiego kierunku sięgnąć mogą po selekcję win od kilku importerów, m.in. Atlantiki, El Catador czy Vive le Vin, a w ogóle unikający alkoholu – po soki czy tradycyjne oranżady. Jednym zdaniem – jest w czym wybierać. Wśród gości dominują turyści – tak zagraniczni, jak i krajowi, ale polskie wina znalazły też odbiorców w postaci urzędników państwowych czy korpusu dyplomatycznego. Niewielkie rozmiary Polish Delish sprawiają, że przynajmniej na razie nie są tam planowane degustacje, ale właściciele zapewniają, że mają kilka bardziej sprofilowanych pomysłów na przyszły rok. Czekamy!
Polish Delish, Warszawa, Krakowskie Przedmieście 65, otwarte od poniedziałku do niedzieli, w godz. 11-19.
Sklep odwiedziłem i produkty regionalne degustowałem na zaproszenie Właścicieli.