Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Cru u Mielżyńskiego

Komentarze

Tym razem bez „Grand” w nazwie i w nowym, wrześniowym terminie odbyła się na Burakowskiej jedna ze sztandarowych degustacji Mielżyńskiego. Usunięcie pierwszego członu nazwy sugerować mogło, że impreza nieco obniżyła loty, tymczasem emocji nie zabrakło. Powiem więcej: było kilka momentów z gatunku niezapomnianych.

Tym razem bez „Grand” .© Mielżyński

Już samo wejście było ostre (celowo nie piszę o trzęsieniu ziemi, bo za każdym razem, gdy używa się tej metafory, biedny Alfred trzęsie się pod ziemią). Na pierwszym stoisku gości witał producent biodynamicznych szampanów Leclerc Briant. Świetnie prezentowały się opisywane już na Winicjatywie Brut Réserve (212 zł, ♥♥♥♥) i Brut Rosé (259 zł, ♥♥♥♥), dające dobre wprowadzenie do kwasowo-wytrawnego stylu producenta z Eperney. Najjaśniejszą gwiazdą okazał się Blanc de Blancs La Croisette (681 zł, ♥♥♥♥♡) z pojedynczej parceli. To czyste chardonnay o jeszcze bardziej wytrawnym charakterze (zero dosage), powalało czystym smakiem jabłek i gruszek, cytrusowym kwasem i kredową, przenikliwą mineralnością, która wywołała dreszcz na plecach. Balans między potoczystością a wagą w ustach był trafiony w punkt. Takie cru to w mojej prywatnej klasyfikacji grand cru.

Ciekawie prezentowało się też dużo cięższe Cuveé Divine (♥♥♥♥♡) skomponowane głównie z czerwonych odmian. Powstało metodą solera (przyznaję: brzmi to dziwnie w kontekście szampańskim) z roczników 2008 – 2004, a światło dzienne ujrzało w tym roku. To szampan w utlenionym stylu, z przewagą aromatu migdałów i czerwonych owoców. Usta są pełne, kremowe, z wyraźną przewagą bogactwa nad świeżością. Gdyby mnie ktoś pytał, to od „boskiej mieszanki” wolałbym „Krzyżyk” na dalszą drogę.

W klimacie przyjemnego orzeźwienia utrzymała mnie bardzo dobra butelka Quinta de Chocapalha Arinto 2017 (39 zł, ♥♥♥♡), lizbońska, atlantycka interpretacja tego szczepu w wieku dwóch lat utrzymuje świeżość cytrusowo-tropikalnego owocu wspartą przyjemną słoną końcówką. Jest to nieodmiennie jedna z najlepszych okazji cenowych u Mielżyńskiego w kategorii „poniżej cru”. Ciekawy był tu również premierowy rocznik Quinta de Chocapalha Rosé Reserva 2018 (♥♥♥♥) ze szczepów touriga nacional i tinta roriz. Zrobiony w dużo mocniejszym stylu niż szalenie dziś modne (a może już nie?) łososiowe, prowansalskie róże. Jeżynowo-malinowy owoc tourigi i truskawkowe, okrągłe wypełnienie portugalskiego tempranillo przy mocnym jak na róż ekstrakcie zapewnia winu ciężar gatunkowy. Leżakowanie w beczce, krągła faktura i dobra dawka kwasowości dają rzeczywiście ambitne rosé.

Z czerwonych win lizbońskiego producenta wrażenie zrobiło na mnie Quinta de Chocapalha Vinha Mãe 2015 (121 zł, ♥♥♥♥), fermentowany w tradycyjnych kamiennych zbiornikach lagares i leżakowany we francuskim dębię kupaż szczepów użytych w rosé z dodatkiem syrah. To wino o iście południowej ekspresji: ciemne, gęste, korzenne, ale z momentem świetnego, leśnego owocu skontrowanego lżejszymi, fiołkowymi nutami. Pijąc to wino od razu myśli się o jedzeniu, najlepiej portugalskim gulaszu.

Znad Atlantyku przeskoczyłem nad morze Jońskie, by spróbować win z Etny reprezentowanej przez Tenuta di Fessina. Biel Erse Bianco 2017 (85 zł, ♥♥♥♡) nie miała swojego dnia, za to czerwone Erse Rosso 2016 (78 zł, ♥♥♥♥) okazało się bardzo dobrą butelką w swojej cenie. To klasyczny kupaż dwóch nerello (przewaga mescalese), doprawiony odrobiną białych gron carricante i minella. Fermentuje w stali i jego struktura stanowi przeciwieństwo opisanego powyżej lizbończyka, przy niskim ekstrakcie eksponuje mocne i szorstkie garbniki oraz lekki, czerwony owoc dopełniony ziołową goryczką. Z tej samej działki na północnym stoku wulkanu pochodzi Il Musmeci Riserva 2012 (159,90 zł, ♥♥♥♥), na który składają się wyselekcjonowane owoce z najstarszych krzewów nerello mascalese. Wino jest zupełnie do „młodszego brata” niepodobne. Nie ma tu żadnych ostrych krawędzi, faktura jest bardzo gładka, w zapachu owoc bardziej dojrzały, ze słodszymi przyprawami, a ekstrakt wyższy dzięki dłuższej maceracji i dojrzewaniu w drewnie. Dodatkowy punkt za pikantno-słony finisz.

Pozostając w klimacie południowych Włoch spróbowałem jeszcze apulijskich win z Masseria Li Veli, posiadłości leżącej pośrodku Półwyspu Salentyńskiego, na styku prowincji Brindisi i Lecce, który to podział nakłada się na historyczną granicę wpływów Longobardów i Bizancjum. Producent odwołuje się do jeszcze starszej tradycji tego regionu, bowiem ciekawą serię win z tradycyjnych dla terytorium szczepów nazwał Askos. Tym terminem określa się naczynie do nalewania wina stosowane przez starożytnych Greków, którzy toczyli wojny z lokalnym ludem Messapiów. Nie przeszkadzało im to przy okazji szerzyć kultury uprawy winorośli na tym terenie. Przyjemnym zaskoczeniem była biała Askos Verdeca 2018 (♥♥♥♡) ze szczepu, pochodzącego z Peloponezu, gdzie występuje pod nazwą lagorthi i zazwyczaj daje wina neutralne, jak mówią rezydenci ławki na moim mokotowskim podwórku – „z twarzy niepodobnego do nikogo”. Tymczasem verdeca z Li Vieli była mocno aromatyczna, a na podniebieniu pełna tropikalnego owocu i słodyczy doprawionej odrobiną mineralności.

Różowy Askos Susumaniello Rosato 2018 (♥♥♥♡) to przyjemna butelka o zaskakującej świeżości i charakterystycznym dla odmiany pikantnym finiszu. Czerwona wersja Askos Susumaniello 2017 (♥♥♥♡) też sprawia przyjemność, choć charakteryzuje się pewnym rozchwianiem osobowości, łącząc w sobie czerwone pomarańcze i rabarbar z nutami zielonymi, balsamicznymi i także pikantnym finiszem. Spośród trzech próbowanych primitivo najwięcej sympatii mam do podstawowego Orion 2018 (56 zł, ♥♥♥), który wykazuje mniej złożoności niż jego drożsi bracia, ale swoim świeżym miksem śliwki i cytrusów przywraca sympatię do odmiany tak często wulgaryzowanej przez stylistykę śliwkowego przecieru z cynamonem i wanilinowym cukrem. Askos Primitivo 2017 (89 zł, ♥♥♥♡) ze swoimi 16% procentami alkoholu i rodzynkowym charakterem jakoś najmniej do mnie przemówił. Ciekawszym winem jest Pezzo Morgana Riserva 2016 (♥♥♥♥), czyste negroamaro ze starych krzewów, które ma najwięcej charakteru, najpoważniejszą budowę i nie zahacza przy tym o granicę przejrzałości. Tego ostatniego wina nie ma jeszcze na półce na Burakowskiej, jest tam za to porządnie zrobiony kupaż primitivo i negroamaro z 30-procentowym dodatkiem cabernet sauvignonMLV Masseria Li Veli 2016 (199,50 zł, ♥♥♥♥), porządnie zrobione, choć w anonimowym nieco stylu wino, w którym cabernet i 18 miesięcy nowej beczki szczelnie przykrywa miejsce pochodzenia. Nie wątpię jednak, że odnajdzie się w „strefie komfortu” wielbicieli stylu międzynarodowego.

Nowa aplikacja Mielżyńskiego do pobrania w AppStore i Google Play

Jeszcze jedna premiera miała miejsce tego dnia: Mielżyński zaprezentował swoją aplikację, narzędzie do tej pory kompletnie pomijane przez polskich importerów. Mieści się w niej katalog win (których nie znajdziecie na nowej stronie) z filtrami ułatwiającymi wyszukiwanie, funkcje oceniania w systemie 5-gwiazdkowym i możliwość odznaczania swoich ulubionych win serduszkiem. Miłośnicy fotografowania mają do dyspozycji funkcję rozpoznawania win na podstawie zdjęć etykiet.

Wina z podaną ceną są dostępne w sklepach Mielżyńskiego w Warszawie i Poznaniu.

Degustowałem na zaproszenie importera

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.