Cava w tarapatach
W ostatnim numerze Fermentu pisałem o nowym projekcie Corpinnat, który w zeszłym roku powołała do życia szóstka cenionych producentów Cavy – Gramona, Llopart, Nadal, Recaredo, Sabaté i Coca oraz Torelló. Jego pojawienie się narobiło sporo zamieszania w światku hiszpańskich musiaków, głównie z powodu swojego quasi-apelacyjnego charakteru (własne granice, regulacje jakościowe itp.). Władze apelacyjne Cavy nie były zadowolone z faktu, że nic o powstawaniu tej wewnętrznej konkurencji nie wiedziały. Choć wspomnieni producenci oficjalnie nie opuścili apelacji, doszło do wyraźnego pęknięcia, które mogło zapowiadać przyszłą secesję. Mało kto spodziewał się, że dojdzie do niej tak szybko.
W zeszłą środę dziewięciu producentów zrzeszonych w stowarzyszeniu AVEC (l’Associació de Viticultors i Elaboradors Corpinnat) – w międzyczasie doszli jeszcze Huguet-Can Feixes, Júlia Bernet i Mas Candí – ogłosiło wyjście z DO Cava. W specjalnym komunikacie stwierdzili, że po miesiącach negocjacji zmusiły ich do tego władze apelacji, które nie mogły zaakceptować ambitnego charakteru Corpinnatu. Jednocześnie zauważyli wiele pozytywnych kroków podjętych przez władze Cavy, które były wyjściem naprzeciw ich oczekiwaniom, takich jak planowana regionalizacja.
Tego samego dnia zarząd apelacji wydał własny komunikat, w którym wyrażał ubolewanie, że konfederaci zdecydowali się na ten ruch. Szybko przeszedł jednak do ofensywy, stwierdzając, że reprezentują oni niecały procent produkcji apelacji i tracą od teraz prawo do posługiwania się takimi kategoriami jak Gran Reserva i Cava de Paraje Calificado (cava z pojedynczej winnicy). Przedstawili też alternatywną wersję wydarzeń, twierdząc, że strony już prawie doszły do porozumienia, kiedy AVEC (w komunikacie nie pojawia się nazwa Corpinnat) zdecydował nagle, że opuszcza apelację, uznając planowane zmiany za niewystarczające. Jakby tego było mało, w późniejszych wypowiedziach przedstawiciele Cavy zarzucili drugiej stronie, że robią to dla pieniędzy, a nie – jak twierdzą – w imię kultywowania najlepszych tradycji Penedès.
W sensie wielkości produkcji cała dziewiątka rzeczywiście wygląda blado w porównaniu z takimi gigantami jak Freixenet czy Codorníu. Jednak to, o czym komunikat nie wspomina, to fakt, że pod względem jakościowym chodzi tu o absolutną czołówkę katalońskich musiaków, dysponującą 1/3 wszystkich najlepszych siedlisk (parajes). Cava bez Recaredo i Gramony to trochę jak The Beatles bez Johna Lennona. Historia zna wiele przykładów opuszczenia znanych apelacji przez dobrych producentów, ale w tym wypadku ciężar jakościowy konfederatów i gremialny charakter ich wyjścia każe przypuszczać, że pójdą za nimi kolejni, którym nie w smak ślamazarność Cavy we wprowadzaniu reform.
I właśnie dlatego cała ta historia powinna obchodzić także tych, którzy cavę piją chętnie, ale rzadko sięgają po Turó d’en Mota od Recaredo za ponad 500 zł (recenzujemy je w ostatnim numerze Fermentu). To najprawdopodobniej dopiero początek rozpadu. Jego powody sięgają znacznie głębiej niż wynikałoby ze słów obydwu stron. Pierwszy jest historyczny – Cava powstała wbrew logice tworzenia apelacji, na obszarze rozproszonym po całej Hiszpanii (wina te można dziś robić nie tylko w katalońskiej kolebce, ale nawet niedaleko granicy z Portugalią). Drugi jest polityczny – odśrodkowe ruchy w Hiszpanii musiały doprowadzić do konfliktów w ramach takiego ponadregionalnego bytu (na mniejszą skalę z podobnym procesem mamy do czynienia w Riosze, której część baskijska coraz mocniej obiera kurs na autonomię). Trzeci związany jest z filozofią robienia wina. Corpinnat postawił na uprawę organiczną, rdzenne szczepy (w tym czerwone, takie jak sumoll) i co najmniej 18 miesięcy starzenia na osadzie (dwa razy dłużej niż w przepisach apelacji). Najwięksi producenci Cavy na tak wyśrubowane regulacje nie chcą i nie mogą sobie pozwolić. Po czwarte – kasa. Jedni robią ją sprzedając miliony przeciętnych butelek za 5 euro, inni robiąc tysiące wybitnych za 50 euro. Między jednymi a drugimi nigdy nie było dobrej chemii. I wreszcie – last nut not least – ambicje. W świecie, w którym dobre musiaki zaczynają strzelać ze wszystkich stron, sposobem na zapewnienie sobie mocnej pozycji jest obranie kursu na jakość.
Jak wiadomo, ambicja i jakość nie zawsze idą w parze z wielką kasą.