Burgundzkie ukąszenie
Są wśród miłośników win tacy, którzy uznają Burgundię za coś więcej niż tylko jeden z regionów na winiarskiej mapie. Burgundia to dla nich stan umysłu.
Wyznawcy burgundów są przekonani, że trunki godne uwagi powstają tylko w winnicach Côte de Nuits i Côte de Beaune. Zdarza im się pić wina spoza ukochanych apelacji, gotowi są nawet uznać ich wielkość, ale uwagi („burgundzki nos”, „pinotowa struktura”) nieopatrznie wypowiadane przy butelkach z tak stylistycznie nieburgundzkich apelacji jak Châteauneuf-du-Pape, Priorat czy Ribera del Duero, są znamienne – pokazują, co burgundofile darzą prawdziwym uczuciem. Ich świętem jest organizowana co dwa lata marcowa impreza Grands Jours de Bourgogne, na którą zjeżdżają do niewielkiego Beaune z całego świata. Czeka ich tam tydzień morderczych degustacji i trudnych do rozwiązania logistycznych dylematów. Muszą pogodzić odbywające się w tym samym czasie prezentacje Vosne-Romanée, Morey-Saint-Denis i Gevrey-Chambertin oraz znaleźć sposoby, by przeniknąć na wieczorne imprezy, gdzie w spokojniejszych warunkach można spróbować win nieobecnych na porannych sesjach. Na miejscu narzekają na nieznośny tłok podczas głównych degustacji i zbyt małe porcje wina rozlewane do kieliszków, ale niesieni tajemniczą siłą zaraz po powrocie do domu marzą o kolejnej edycji Grands Jours. Są tak uzależnieni od magicznej mocy burgundów, iż mimo kosztów i utrudnień, regularnie spotykają się w Beaune na kolejnych odsłonach marcowej imprezy. Pewnie każdy z nich ma swoją własną historię. Moja zaczęła się kilkanaście lat temu.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!