Zinfandel – dla tych, co nie lubią wina
It’s not a sin to drink a zin in summertime – głosił napis na plakacie wywieszonym w toalecie winiarni odwiedzonej przeze mnie blisko 20 lat temu.
Było to w hrabstwie Sonoma, a radosne hasło dotyczyło white zinfandela – dyskotekowej, różowej, lekko słodkawej wersji wina z odmiany, którą przez dekady Amerykanie uznawali za autochtoniczną. To kiczowate wino powstało przypadkiem, jako produkt uboczny, w winiarni Sutter Home w początku lat 70. Bob Trinchero próbował skoncentrować zinfandela, „upuszczając krwi” świeżo zebranym owocom wrzuconym do kadzi. Chciał odciągnąć pierwszy sok puszczony przez grona i winifikować dopiero skoncentrowane owoce. Gdy zobaczył to jego ojciec, bladoróżową ciecz przeznaczoną do wylania natychmiast kazał przerobić na wino. Powstało cienkie rosé, o którym świat by zapomniał, gdyby nie to, że kilka sezonów później fermentacja „odpadu” samoistnie się zatrzymała, a tzw. biały zin zachował sporo resztkowego cukru. W epoce Olivii Newton-John słodkawe rosé podbiło gusta masowej publiki. Popularność zinfandela przekroczyła wszelkie wyobrażenia, a rodzina Trinchero z całą pewnością zarobiła na różowym winie wielokrotnie więcej niż na ambitnym projekcie Boba, od którego wszystko się zaczęło.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!