Wino, seks i frytki
Debata o wpływie wina na zdrowie ciągnie się od lat i co chwila ożywa w mediach. Tym razem głos w dyskusji zabrał David Khayat, onkolog, były członek władz francuskiego Krajowego Instytutu ds. Chorób Nowotworowych, twórca pierwszego we Francji programu zwalczania nowotworów.
Powiedzieć, że stanął po stronie wina, to nic nie powiedzieć. W ramach promocji swojej najnowszej książki Arrêtez de vous priver! (Przestań sobie odmawiać!) udzielił kilku wywiadów, w których przeciwstawił kulturę umiarkowanej przyjemności tendencjom „higienistycznym”, silnym według niego szczególnie w krajach anglosaskich. Khayat dowodzi, że ludzie mają prawo do swoich grzeszków, jeśli chodzi o dietę czy seks i nie powinni mieć z tego powodu poczucia winy.
Narzucanie sobie ograniczeń ma, według niego, negatywny wpływ na samoocenę, nie dając przy tym zbyt wiele korzyści organizmowi. W wywiadzie dla The Times stwierdził, że zagrożenia dla zdrowia związane z jedzeniem frytek, mięsa i alkoholu są przeceniane przez lekarzy, chcących narzucić higienistyczną wizję społeczeństwu. Skrytykował tym samym brytyjskich medyków, takich jak prof. Sally Davies, która wskazuje na wino jako potencjalny czynnik zwiększający ryzyko wystąpienia raka piersi. Tego rodzaju „dyktat” uznał za zagrożenie dla francuskiej kultury i – bardziej generalnie – dla samooceny ludzi. Skrytykował też WHO za zbyt rygorystyczne zalecenia dotyczące konsumpcji.
Ponadto z rozbrajającą szczerością stwierdził, że wszyscy będziemy chorować i wszyscy umrzemy, nie ma więc powodu ograniczać spożycia wina czy mięsa. Jako alternatywę dla dietetycznych i abstynenckich ekscesów zaproponował dopuszczającą drobne przyjemności postawę epikurejską, zapewniającą spokój umysłu. – Wino to jedna z przyjemności życia, po co się jej pozbawiać? – pyta retorycznie. I dodaje: – Życie bez przyjemności nie ma sensu.