#Winemom
Mogliście nie słyszeć o Bekah Martinez i Jessie James Decker, amerykańskich gwiazdach telewizyjnych, ale kilka miesięcy temu było o nich naprawdę głośno w związku ze zdjęciami, które pojawiły się na ich instagramowych kontach.
https://www.instagram.com/p/BwS4xv8gx43/?utm_source=ig_embed
Pozowały do nich w trakcie karmienia piersią, co samo w sobie nie byłoby pewnie sensacją, gdyby nie to, że jednocześnie trzymały w dłoni kieliszek wina. Jak można się domyślać, zdjęcia wzbudziły sporo kontrowersji, najprawdopodobniej zgodnie z oczekiwaniami samych zainteresowanych.
Wrzucanie tego typu fotek ma już w Ameryce pewną tradycję. Wszystko zapoczątkowała Beyoncé, która dała się sfotografować po porodzie z kieliszkiem w ręku.
Beyonce’s fans react to her drinking wine while still breastfeeding. https://t.co/bMF11sZSRL pic.twitter.com/AeDseXEeus
— Coded Naija Music (@codednaijamusic) August 8, 2017
Na całą sprawę trzeba spojrzeć w kontekście coraz popularniejszej mody na bycie wine mom, a więc mamą, która nie zapomniała o przedmacierzyńskich urokach życia. Pod hasztagiem #winemom na Instagramie znajdziemy tysiące zdjęć kobiet, które w jednej ręce trzymają dziecko, a w drugiej kieliszek wina. Połączenie tych atrybutów stało się rodzajem wyznania wiary w możliwość pogodzenia macierzyńskiego obowiązku z przyjemnością. Artykuły opisujące to zjawisko przypominają, że amerykańskie instytucje medyczne dopuszczają umiarkowaną konsumpcję wina przez karmiące matki. Amerykańska Akademia Pediatryczna stwierdza na przykład, że picie podczas karmienia może niekorzystnie wpłynąć na rozwój ruchowy dziecka, ale już kieliszka wina wypitego co najmniej dwie godziny przed karmieniem nie traktuje jak zbrodni. Takie podejście ma oparcie w badaniach, które pokazują, że po konsumpcji niewielkiej ilości alkoholu jego najwyższe stężenie w mleku występuje 30‒60 minut od spożycia, zaś po 2‒3 godzinach osiąga poziom zerowy. Trudno sobie wyobrazić, by podobną tolerancją wykazały się polskie instytucje pediatryczne i laktacyjne. Nieprędko też doczekamy się naszych mam-celebrytek wzorujących się na Martinez i Decker, czego akurat niekoniecznie musimy żałować.