Sąsiadka na Przylądku
Butelkę przywiozła Joasia, ale wypiłem ją a jeszcze więcej sąsiadka. Joasia nie musi, bo jeździ tam co rok. Trochę się zdziwiłem, jak mi wręczyła ten prezent, banany – okej, suszony rekin – okej, tego bym się spodziewał, lecz przecież nie butelki wina.
Jednak jak najbardziej, białe wino, o kolorze mocno słomkowym, z odmiany moscatel i już. Słowem, po raz pierwszy w życiu napiłem się wina z Wysp Zielonego Przylądka, o czym natychmiast informuję, bo jak się robi coś po raz pierwszy, to trzeba głośno powiedzieć i spełni się jakieś marzenie. Na przykład: napiję się w tym roku Romanée-Conti.
Wino: nos muszkatowy, dość toporny, atak w miarę smaczny, owoc w stanach nisko-średnich, delikatna kwasowość równoważona alkoholem (14%), który nieco wyłazi; wino wytrawne, ale ze sporym wrażeniem słodyczy. Całej butelki bym nie wypił, nawet z trzecim kieliszkiem miałem kłopoty, zbyt mało atrakcyjne, ale sąsiadce (jej credo: „ja lubię wina tanie”) bardzo zasmakowało. Za jakieś 15 zł w Polsce mogłoby być przebojem.
Zabawna jest kontretykietka, a raczej informacja podana petitem: „produkcję wsparł Rząd Wysp Zielonego Przylądka oraz Unia Europejska i Włoska”.
Wino wyprodukowała – z gron rosnących na wzgórzach Monte Losna i Achada Grande – Cooperativa dos Viticultores de Achada Grande, Corvo e Relva.