Głodna Kamińska je owoce
W niedzielny jesienny wieczór udałam się do kina. Kameralnie. Zamiast popcornu i coli musująca Hiszpania. Z kieliszkiem mogłam zasiąść w fotelu. Miła odmiana. Przypomniało mi się, czemu tak rzadko chodzę do kina. Brak mi wina, kiedy siedzę w ciemnej sali. Tak bardzo lubię popijać nim filmy.
80 minut soczystych zdjęć owoców z całego świata. Wiele z nich jadłam, ślinotok zaczął się już na napisach i trwał do ostatnich ujęć. Zaczęłam zastanawiać się, czy też nie zostać takim „łowcą owoców” – spędzić życie na poszukiwaniu odmian zapomnianych, zaszczepiać je w swoim ogrodzie w Kalifornii czy innym miejscu, gdzie cały rok mogłabym zbierać te erotycznie nabrzmiałe cukrem cuda.
Po filmie The Fruit Hunters udałam się na tematyczną kolację. Zjadłam ostrygę w cieście z pianką z granatu i kawiorem z mango. Do tego kolejny kieliszek musaka (De Muller Cava Mas de Vals Brut Nature) o nutach zielonych jabłek i lekkiej goryczce limonki. Potem wyśmienite ceviche z tuńczyka wśród cytrusów, do którego wciąż pasowały mi hiszpańskie bąbelki z Tarragony. Może nawet bardziej niż podany Müller-Thurgau z Baglio di Pianetto, który stawał się nieco metaliczny w smaku w zestawieniu z tym boskim ceviche.
Nie mogłam doczekać się już cieniutkich plasterków piersi z kaczki, które przygotowywała ekipa restauracji i które mogłam podglądać na wielkim ekranie. Były tak samo soczyste, jak egzotyczne mangustyny i pasowały do nich wybornie. Korzenny, skórzany Slaley Pinotage nie był złym połączeniem, choć sama wybrałabym coś bardziej subtelnego.
Zakończyłam wieczór bananem w cieście z orzeźwiającym sorbetem z passiflory i wyszłam na zewnątrz, w piękną jesienną noc. W środku wciąż brylował Wojewódzki, pan Jan A.P. Kaczmarek i garstka innych zaproszonych gości. Spędziłam przemiły wieczór, ale wciąż nie mogłam zrozumieć, o co chodzi.
Wczorajszy pokaz wraz z kolacją otwierał warszawską odsłonę Kina Kulinarnego „Transatlantyk”. Winosfera, która ten minifestiwal gości, wydaje się dobrze dobranym gospodarzem: dysponuje kameralnym kinem Czary oraz świetną kuchnią pod batutą Jakuba Adamczyka. Gościem specjalnym oraz patronem całego przedsięwzięcia jest Thomas Struck – kurator Kulinarisches Kino Berlinale, osoba pełna charyzmy oraz wiedzy zarówno o filmie, jak i jedzeniu i winie. Pomysł połączenia kina ze zmysłową kolacją pod egidą świetnego poznańskiego festiwalu wydaje się dobry. A tu pustki już na pierwszej kolacji…
Podobno koncept Kina Kulinarnego ulegnie zmianie i zamiast kilkudniowego festiwalu odbywać się będą regularne pokazy weekendowe. Informacji szukajcie na fejsbukowej stronie Winosfery. Ale coś jest na rzeczy. Może cena 200–250 zł za film plus kolację z winem jest jednak zaporowa? A może za mało wciąż jest jedzeniowo-winiarsko-filmowych freaków? Na jeden pokaz ktoś pójdzie, ale żeby zobaczyć wszystkie, trzeba by było wydać ponad 1000 zł. Niedzielna frekwencja pokazała, że pomysł się nie przyjął.
Mój wieczór jednak należał do zdecydowanie udanych i kinowa kameralność tylko poprawiła mi humor.
Oglądałam, jadłam i piłam na zaproszenie Winosfery.