#Wywiad: Krzysztof Fedorowicz
O tym, czy warto zakładać winnicę, skoro można zasiać trawnik, o średniowiecznych cmentarzach w Zielonej Górze i o tym, że niektóre hybrydy powinny być nielegalne, z Krzysztofem Fedorowiczem rozmawia Inka Wrońska.
Gdybym zapytała winiarza z Burgundii czy Bordeaux, dlaczego robi wino, powiedziałby: „Tradycja, szanowna pani; tata robił, dziadek robił, to i ja robię”. A pan? Przecież polska tradycja winiarska została wykarczowana wraz z ostatnimi winnicami.
U mnie to też tradycja. Może nie rodzinna, ale przecież tradycja regionu, w którym uprawiało się winorośl przez setki lat. Ostatnie krzewy zlikwidowano tu całkiem niedawno, w 1976 roku. To była duża winnica, 50 ha, założona już po wojnie przez Państwową Wytwórnię Win w Zielonej Górze. Teraz na jej miejscu rośnie osiedle domków jednorodzinnych.
Właśnie ze względu na historię tego miejsca, kiedy dostałem od rodziców kawałek ziemi w Łazie pod Zaborem, pomyślałem o założeniu winnicy. Okazało się, że w lesie nieopodal mojej wsi rosną stare krzewy – z archiwalnych map wynika, że w XVIII wieku była tu winnica. Dziś wszystko zdziczało, ale winorośl wciąż rośnie. W dodatku Vitis vinifera.
Co dokładnie? Jaką odmianę pan znalazł?
Przyjechał do mnie znany niemiecki ampelograf, Andreas Jung, wziął próbki do badań i stwierdził, że mamy tam w stanie dzikim m.in. pinot noir, traminera, pinot gris. Znalazł też dość rzadką odmianę, nazywaną w krajach słowiańskich karmazynem, a w Niemczech tauberschwarzem. Uznał to za sensację – w Europie są tylko dwa stanowiska tego tauberschwarza, jedno w Niemczech, gdzie odtworzono kilkanaście hektarów upraw, drugie właśnie u nas, w Łazie koło Zielonej Góry, gdzie rośnie dziko, bez opieki człowieka.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!