Królowa Margaux
Château Rauzan-Ségla od Brane-Cantenac w linii prostej dzieli 1300 metrów. Na tej przestrzeni znajdziecie cztery znaki drogowe, przejazd kolejowy, dwie kaczki w strumyku, tysiąc krzaków cabernet sauvignon i ani jednego człowieka.
W Margaux nie ma bowiem nic. Nic, poza olśniewającymi châteaux, gdzie powstają znakomite wina po sto euro butelka. Nie ma szkół, bibliotek, stadionów, poczty, piekarni, wine barów. Jest przystanek kolejowy bez obsługi, jedna porządna restauracja Le Lion d’Or, serwująca od lat te same befsztyki (winiarze z konieczności jedzą w niej tak często, że swoje butelki trzymają w prywatnych szafkach), oprócz tego okienko z kebabem; z jedynego baru wyproszono mnie o godzinie czternastej, bo właściciel, nakarmiwszy kanapkami kilku pracujących w okolicy robotników, nie miał już tego dnia nic do roboty...
Gdzie są wszyscy?
W Margaux nie ma ludzi, poza enologami, działem eksportu i sezonowymi robotnikami w winnicach zajmujących tu każdą wolną piędź ziemi. Niezwiązanych z branżą winiarską mieszkańców rzadko rozsianych parterowych domków z oleandrami można spotkać o szóstej rano w ogonku aut ciągnącym drogą wojewódzką D2 do Bordeaux. Tam normalni ludzie pracują, a w Margaux śpią, w weekendy zaś grillują przed owymi parterowymi domkami, popijając wino z Gaskonii po piętnaście euro za trzylitrowy karton. Butelkowane grands crus classés są dla paryżan i Amerykanów.
W czerwcu 2021 roku w ciągu jednego tygodnia odwiedziłem w Margaux tuzin klasyfikowanych châteaux. Poza nimi spotkałem: panią Isabelle prowadzącą kawiarnię przy dworcu (czipsy, lotto, rozwodniona kawa Segafredo; „w sumie nie musi pan skanować paszportu covidowego, bo i tak nikogo nie ma”), emeryta przesiadującego u Isabelle cały dzień, ekspedienta w luksusowej winotece Ulysse Cazabonne („większość naszej sprzedaży to obecnie online”), dwoje niemieckich turystów, którzy zaparkowali kamper nad Żyrondą przy czymś, co dawniej było pomostem (piją wino z Gaskonii; „nawet drugie etykiety margaux zrobiły się dla nas trochę za drogie”) oraz pięciu nastolatków sączących piwko przed pizzerią w Arsac. Na pizzę tyle się czeka, że zrezygnowałem, ale droga z Margaux była ładna: zobaczyłem winnice Château du Tertre i Giscours, piętnaście tysięcy krzewów cabernet sauvignon i dwa strumyczki z kaczkami.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!