Czym jest mineralność w winie
W świecie wina od lat toczy się dyskusja nad istnieniem mineralności w winie. Jedni twierdzą, że rodzaj podłoża, na jakim rośnie winorośl, nie może wpłynąć na smak wina, inni – że jak najbardziej. Ci pierwsi biorą na sztandary naukę, drudzy – ewidentne wrażenia sensoryczne. Pierwsi argumentują, że nie ma żadnych dowodów na możliwość wchłaniania przez korzenie rośliny pierwiastków tworzących podłoże i transportowania ich do owoców, a nawet jeśli śladowe ilości łupka czy wapienia przejdą tę drogę, będzie ich za mało, by wpłynąć na smak. Drudzy uśmiechają się tylko na takie stwierdzenia i zanurzają nos w kieliszku, odkrywając z przyjemnością różnice między rieslingami pochodzącymi z gleby zawierającej różne rodzaje łupka.
Temat właśnie wydostał się poza krąg specjalistycznych mediów i trafił do szacownego The New Yorkera, na którego łamach swoje pięć centów do dyskusji dołożył Adam Leith Gollner, publicysta i autor książki o owocach The Fruit Hunters: A Story of Nature, Adventure, Commerce and Obsession. Gollner – mieszkający w Kanadzie syn węgierskiego imigranta, który wyjechał z kraju w 2010 roku – opisuje swoją podróż do dawnej balatońskiej winnicy ojca celem odzyskania starych rodzinnych win. Na miejscu okazało się, że po ponad dwudziestu latach pięknie przechowały wulkaniczną mineralność. W tej nostalgicznej podróży nie mogło zabraknąć nawiązania do Béli Hamvasa, który już w latach czterdziestych użył w odniesieniu do wina terminu „mineralny”.
Prawdziwa kariera tego słowa nastąpiła jednak kilka dekad później. Jak zauważa Gollner, „mineralność” weszła do dyskursu winiarskiego w latach 70. i 80. XX wieku, a dopiero w naszym stuleciu stała się jednym z jego najpopularniejszych określeń. Jedną z przyczyn tego trendu mogła być niejednoznaczność. W 2013 roku przeprowadzono badania, które pokazały, że eksperci winiarscy mają często bardzo odmienne definicje mineralności. Powodzenie terminu mogło też mieć związek z mocno zakodowanym skojarzeniem źródlanej czystości i mineralności eksploatowanym w reklamach przez branżę wód mineralnych. Powszechna jest wiara, że „płyn przenikający przez skały jest zdrowszy, czystszy” – zauważa Gollner.
W artykule pojawiają się też stanowiska autorów, którzy do tej pory najmocniej angażowali się w spór wokół mineralności. Z jednej strony jest Alex Maltman, który, powołując się na badania z lat 50., nazwał wiarę w mineralność „konstrukcją mentalną” i przyrównywał ją do religii. Z drugiej strony – Jamie Goode, z wykształcenia biolog, który nie ma wątpliwości, że „doświadczeni degustatorzy potrafią wykryć wpływ wapienia, łupku lub granitu na smak wina”.
„Możesz wykryć coś w rodzaju gleby, gdy nauczysz się słuchać jej głosu” – mówi Goode w rozmowie z Gollnerem i zauważa, że obecny stan nauki jest niewystarczający, a pewne procesy biochemiczne nieodkryte. Poza tym skład gleby może pośrednio wpływać na smak, np. poprzez zdolność podłoża do zatrzymywania wody. Goode zaznacza przy okazji, że z braku wystarczających dowodów mineralność powinna być na razie traktowana jako termin umowny.
Ostatnie słowo w artykule Gollnera należy do Evy Cartwright, właścicielki sklepu w Somló, która uważa, że krzemienny smak tamtejszych win ewidentnie pochodzi z podłoża wulkanicznego. Zrozumiała to po raz pierwszy, jedząc szomlońskiego arbuza, w którym odnalazła charakterystyczną dla tamtejszych win słoność. W 2019 roku zorganizowała konferencję GoVolcanic, w której uczestniczyli mineralodzy, krystalografowie, sedymentolodzy i winiarze z regionów wulkanicznych na całym świecie. Rozmawiano m.in. o roli systemów korzeniowych i grzybów w transporcie mineralności i o petrichorze, zapachu wydzielanym przez deszcz uderzający w suchą ziemię. Nie zabrakło też koncepcji metafizycznych na modłę Hamvasa, ostatecznie nie znaleziono jednak satysfakcjonującej wykładni naukowej pochodzenia mineralności. Nie wygląda zatem na to, by spór miał się rychło zakończyć.