Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Wino polskich królów

Komentarze

Wawelskie ogrody, choć nieduże, zapewniają nieco wytchnienia od zgiełku miasta. Na pełnych owoców gałęziach jabłoni wypoczywają ptaki, róże intensywnym zapachem przyciągają pszczoły i tylko od czasu do czasu ktoś zapyta, o co chodzi z tymi krzewami winorośli w kącie.

                                                                                         

Winoroślą obsadzono niewielki spłachetek ziemi pod murami Zamku. To ukłon w kierunku pierwszej polskiej winnicy posadzonej na wawelskim wzgórzu zaraz po chrzcie Polski w 966 roku. Miejsce było idealne. Wapienne podłoże, duże nasłonecznienie i rzeka opływająca królewską siedzibę dawały szansę na wspaniałe wina.

© Zamek Królewski na Wawelu.

 

Jednak smak wina na Wawelu był rzeczą kompletnie drugorzędną. Krzewów nie posadzono tam dla przyjemności, tylko na potrzeby nowej religii, a wino nie trafiało na książęce i królewskie stoły, tylko na ołtarze. I przez długie lata chyba nawet nikomu nie było szczególnie smutno, bo wielki brzuch Bolesława Chrobrego odnotowany w pismach Nestora kronikarza historycy przypisują nie obżarstwu, tylko zamiłowaniu władcy do piwa, które było najważniejszym napojem na polskich stołach u zarania polskiej państwowości.

 

Piwo ze średniowiecznego Krakowa mało komu by dziś smakowało. Było gęste, zawiesiste i kompletnie pozbawione chmielowej goryczy, bo chmiel w browarnictwie upowszechnił się dopiero w XIII wieku. Pili je wówczas wszyscy: bogaci i biedni, lepiej i gorzej urodzeni. Do historii przeszedł Leszek Biały, który odmówił papieżowi udziału w krucjacie, bo na rubieżach chrześcijańskiego świata, gdzie miał się udać, nikt nie warzył piwa.

 

Królowa Jadwiga i jej mąż również zapisali się w piwnej historii Polski, choć z zupełnie innych powodów. Królowa, bo jako jedyna na krakowskim dworze jadała trzy razy w ciągu dnia, a nie dwa, jak cała reszta, a przed snem domagała się piwa. Jej małżonek nie był w Krakowie lubiany. Przede wszystkim dlatego, że jak na ówczesne standardy, mył się zdecydowanie za często, a do tego nie pił piwa. Nikt nie wnikał w przyczyny niechęci króla do alkoholu, a te były niebagatelne. Zanim Jagiełło pojawił się na Wawelu, wiele przeżył. Z ziemskim padołem w niezbyt naturalnych okolicznościach pożegnali się jego dziadek Giedymin oraz dwaj bracia: Wigunt i Skirgiełło. To dlatego Władysław Jagiełło pił głównie wodę. Liczył na to, że wyczuje w niej wszystkie trujące dodatki i ocali swoje życie.

 

Prym w piciu piwa wiedli krakowscy żacy, co mieszczan doprowadzało do pasji. Zwrócili się więc do Zygmunta Starego, by postarał się poskromić młodzież. Apel nie trafił jednak na podatny grunt, bo – jak głosi legenda – król był nieformalnym przywódcą związku miłośników jedzenia i picia: bibones et comedones, czyli towarzystwa ożralców i opilców. Do grupy mieli należeć między innymi także przyszły prymas Andrzej Krzycki oraz biskup i poeta Jan Dantyszek. Wszyscy musieli uwielbiać suto zakrapiane imprezy, bo historycy zanotowali, że Włosi przybyli na Wawel razem z Boną byli zdumieni możliwościami alkoholowymi Polaków.

 

W XVI wieku wino na Wawelu pije się już całkiem często i są na to dowody. Niedawno do zamkowej kolekcji zakupiono nawet rachunek za wino nabyte w Italii przez królową dla męża, Zygmunta Starego. Tak przynajmniej tę historię opowiadają wawelscy przewodnicy. Nie należy jednak wykluczać, że Włoszka zakupiła to wino również dla własnej przyjemności, bo było to już wtedy, kiedy Stary był naprawdę stary i miał problemy z żołądkiem, które królowa leczyła pomarańczami sprowadzanymi również z Italii.

 

Na Mazowszu w tym czasie także nie wylewano za kołnierz i to przysporzyło królowej Bonie nieco problemów. W sierpniu 1524 roku umarł Stanisław, książę mazowiecki. Pół roku później pożegnał się z życiem jego brat Janusz. W związku z tym dwie kobiety spalono na stosie, a podejrzany o przygotowanie trucizny aptekarz Jan Alantsee uciekł do Krakowa, gdzie otrzymał list żelazny od króla i zaczął prowadzić aptekę przy Grodzkiej. Następstwem śmierci młodych książąt było przyłączenie Mazowsza do Korony, a to od lat marzyło się Bonie. Wnioski nasunęły się same. Włoszka otruła ostatnich Piastów, by podporządkować sobie kolejne ziemie.

 

Prawda jest jednak mniej sensacyjna. Książęta z Mazowsza po prostu mieli problemy ze zdrowiem. Jednym tchem historycy wymieniają gruźlicę, kiłę oraz podtrucie ołowiem. Wiadomo też, że Mazowszanie uwielbiali pić wino z ołowianych kubków, a to, jak zgodnie podkreślają lekarze, mogło mieć skutki śmiertelne, zwłaszcza że z rachunków książęcych wynika, że przez lata pili na umór.

 

Niestety, historia związków polskiej władzy z alkoholem nie ma morału. Wynika z niej bowiem, że zamiłowanie do wina lub jego brak nie mają nic wspólnego z umiejętnościami politycznymi. Wiecznie pijany Batory zajął dla Polski całe Inflanty i przeprowadził trzy zwycięskie kampanie przeciwko Moskwie rządzonej przez Iwana IV Groźnego. August II Mocny, który podczas trzydniowej libacji z carem Rosji wypił dwanaście beczek węgrzyna, przyczynił się do tego, że neutralna Polska stała się polem bitwy w III wojnie północnej, w wyniku czego Szwedzi zniszczyli Wawel oraz wawelską winnicę.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.