Wild Wine Malbec 2018
Ten news rozgrzał do czerwoności polski świat wina: JNT Group ogłosiła w zeszłym tygodniu rynkową premierę serii win Wild Wine. Ambasadorem nowej marki został Piotr Stramowski.
Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Fakt, że polska firma postanowiła przetrzeć nowe ścieżki w marketingu winnym i wykorzystać wizerunek popularnego aktora, by trafić do ludzi nieinteresujących się na co dzień winem, przyjąłem z uznaniem. Problem pojawił się przy lekturze komunikatu prasowego. Warto zadać sobie trochę trudu, by przeczytać go w całości.
Znajdziemy w nim informację, że kolekcja jest „dedykowana mężczyznom”, a cały „wyjątkowy, innowacyjny projekt” ma „przekonać współczesnego mężczyznę, że picie wina to Męska Recz [pisownia oryginalna – red.]”. Dowiadujemy się też, że „Platforma komunikacyjna WILD WINE Męska Rzecz wiarygodnie przekonuje, o tym, że picie wina jest ‚męskie’, że pasuje do męskich wartości i męskiego stylu życia”, a kolekcja „została stworzona w ten sposób, by wina odpowiadały life stylowo na różne potrzeby nowoczesnych mężczyzn i pasowały do potraw najchętniej wybieranych przez nich, począwszy od krwistego steka, czy burgera, po pikantne krewetki”. JNT ujawniła też plany promocyjne: „działania promocyjne prowadzone będą również w miejscach, gdzie bywa współczesny mężczyzna: studiach tatuażu, czy barber shopach”.
Cytat aktora pokazuje, że kampania wzbudziła w grupie docelowej pozytywne emocje, zanim się jeszcze zaczęła: „Projekt WILD WINE od razu mnie zainteresował – mówi Piotr Stramowski. – Bardzo cenię spotkania w męskim gronie przy dobrej kuchni i winie. Poprzez tę współpracę chciałbym pokazać facetom, że picie wina doskonale pasuje do męskich wartości i męskiego stylu życia”.
Zadałem sobie sporo trudu, by w jakiś sposób usprawiedliwić pisanie w ten sposób o winie i płci w 2020 roku. Pomyślałem, że stoją za tym badania rynkowe, które pokazują, że pewna grupa mężczyzn nie kupuje wina, bo utożsamia jest z tym, co „niemęskie”. Wzięcie takich badań za punkt wyjścia kampanii nie byłoby niczym zdrożnym, podobnie jak zaangażowanie aktora, który może być kojarzony z tym, co ów segment uważa za „męskie”, na przykład steka, pikantnych krewetek, brody czy tatuażu. Pomijając kwestię, czy takie są rzeczywiście atrybuty „męskości” i czy w ogóle ich potrzebujemy, trzeba przyznać, że wykorzystanie ich we współczesnym marketingu jest dość powszechne, o czym dobrze wiedzą choćby branże piwowarska i gastronomiczna.
Problemem jest coś innego: to przede wszystkim, że autorzy komunikatu przekonują, że picie wina, szczególnie tego wina, jest „męskie”, a do tego robią to w sposób najbardziej łopatologiczny z możliwych. Drogie JNT Group, picie wina nie jest męskie, nie jest też kobiece. Jest przyjemnością, która łączy ludzi ponad wszelkimi podziałami. Co więcej, jednoznaczne przypisanie jednej płci jakiegokolwiek produktu, który nie jest z definicji męski lub kobiecy (jak np. trymer do wąsów) nosi znamiona dyskryminacji. Nawet jednak, jeśli przyjęliście, że część klienteli potrzebuje takiego messagingu, pamiętajcie, że czytają to wszyscy. Nie można pod koniec drugiej dekady XXI wieku wyciągać z szafy słusznie zapomnianych stereotypów, a do tego sugerować, że rynek wina jest zdominowany przez kobiety. Nawet jeśli istnieją badania pokazujące, że to one stanowią większość konsumentów wina, nie jest to większość, która usprawiedliwiałaby wytaczanie takich dział z pozycji mniejszościowych. Udała Wam się rzecz bardzo rzadka: w kilku zdaniach nagrabiliście sobie zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Trochę niezręcznie mi mówić o tych oczywistościach, kończę więc część krytyczną.
A teraz część pozytywna.
Sięgnąłem po jednego z tych „dzikusów” – Bodega Sin Fin Mendoza Wild Wine Malbec 2018. Jest rozlewany w Polsce, a z kontretykiety dowiadujemy się, że to idealne „steak wine”. W porównaniu do wielu marketowych malbeków jest lżejszy, bardziej pijalny i pozbawiony nachalnych nut dębowych. Dominuje w nim aromat czerwonych owoców (wiśnia, truskawka), któremu towarzyszą nuty jeżyny, pestkowe i balsamiczne. Jest soczysty, gładki i wyposażony w satysfakcjonującą kwasowość. W przeciwieństwie do tego, co mogłaby sugerować etykieta, nie ma tu dzikości, nie ma też rock and rolla, jest za to niezły, komercyjny styl, całkiem na czasie. Za tę przyjemność trzeba jednak sporo zapłacić: 34,99 zł. ♥♥♡
Wino do kupienia w sklepach Carrefour.
Maciej Nowicki stworzy wkrótce obszerny materiał wideo z jednego z miejsc docelowej promocji – studia tatuażu albo barber shopu.
Źródło wina: zakup własny autora.