Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Nie trzeba nam drugiego Budapesztu

Komentarze

Z odbywającym się w Budapeszcie VinCE Wine Show, okrzyczanym „największą winiarską imprezą w Europie Środkowo-Wschodniej”, w ostatnich latach nie było mi po drodze, głównie z powodu konfliktów z innymi terminami w kalendarzu. Kiedy wreszcie w tym roku udało się je pogodzić, sięgnąłem do archiwalnych relacji z poprzednich edycji (choćby Andrzeja Daszkiewicza) i ostrzeżony o praktycznej niemożliwości uczestniczenia we wszystkich punktach programu, przygotowałem wstępny plan działania. Zabrałem nawet wygodne buty – organizatorzy wskazali je w przesłanych informacjach jako konieczne przy tak intensywnym programie.

Huczne zapowiedzi. © VinCE.

VinCE Wine Show organizuje VinCE – węgierski magazyn winiarski, który zastąpił wydawaną przez 7 lat lokalną mutację brytyjskiego „Decantera”. Oficjalnie powodem były – jak można było przeczytać w komunikacie – „narastające różnice co do charakteru i treści, niezgodne z wartościami marki Decanter”.  Cały zespół redakcyjny pod dowództwem redaktor naczelnej – Ágnes Németh – ostatni numer węgierskiego „Decantera” wydał w lipcu 2011 roku, a już miesiąc później na rynku pojawiło się „VinCE”. Po 6 latach od tych wydarzeń, obserwując tegoroczną imprezę, można było mieć wrażenie, że niedługo konieczne będą kolejne zmiany. Pierwsze zresztą już nastąpiły – wspominana Ágnes Németh pół roku temu odeszła z redakcji na własną prośbę.

Na bogato. © Maciej Nowicki.

Jej następcy na razie dryfują po oceanie organizacyjnej bezradności i stale rosnących kosztów – zarówno dla wystawców, jak odwiedzających. Ceny biletów wstępu poszybowały w kosmos – jednodniowa wejściówka (impreza trwała od piątku do niedzieli) kosztuje już od 14 do 16 tys. forintów (195–220 zł). Seminaria są płatne oddzielnie, te najciekawsze kosztowały nawet 10 tys. HUF (140 zł). A co w zamian?

Gergely Somogyi i najlepsze seminarium. © Maciej Nowicki.

Niestety mniej niż można spodziewać się za te pieniądze. Przede wszystkim impreza jest hermetycznie węgierska – po tym pobycie nigdy już nie będę narzekał na znajomość angielskiego wśród młodych Polaków. Na VinCE jakiekolwiek pytania po angielsku wywoływały panikę. Nawet w oficjalnym katalogu na język angielski przetłumaczono… jedynie tytuły. Oczywiście niektórzy domyślą się, że „Az amforák titkai – qvevriben érlelt borok a világból” to seminarium dotyczące różnych stylów win z kwewri w Europie, ale generalnie nie było to łatwe zadanie. Zresztą jakość samych wykładów też stała na bardzo różnym poziomie. Organizatorzy faktycznie przyłożyli się do tych prezentujących wina spoza Węgier (szampany Taittinger i Roederer, Châteauneuf-du-Pape czy Torres) – ale te siłą rzeczy mnie nie interesowały. Natomiast pobyt na seminariach narodowych wzbudził (nie tylko moje) najwyższe zdumienie. Głównym przedmiotem spotkania poświęconego bikavérom z regionu Szekszárd wcale nie była prezentacja najciekawszych win z tego regionu, a… zabawa w stworzenie własnego kupażu. „Legendarne Aszú 1956” polegało na degustacji jednego tytułowego wina (o nim poniżej), wcześniej zaś prezentowano np. Furmint 2013 z winiarni Szent Tamás. Najjaśniejszym punktem programu okazał się Gergely Somogyi (prowadzący portal Tokaj Today), który z pasją poprowadził znakomitą degustację słodkich Szamorodni.

To nie jest zdjęcie zrobione przed otwarciem – tłumów nie było. © Maciej Nowicki.

Wygodne obuwie także aż tak bardzo się nie przydało, bo jakość wystawców także z roku na rok spada. Po części przyczyną są rosnące opłaty (w tym roku ok. 3000 zł za podstawowy stolik), po części – rozczarowanie wobec komercyjnych efektów salonu. Stąd próżno szukać na nim dziś uznanych nazwisk – liderzy węgierskiego winiarstwa pojawiają się właściwie tylko na wspólnych stoiskach (regionu Villány lub stowarzyszenia Pannon Bormíves Céhet – poświęcę mu oddzielny tekst). Doliczyłem się trzech producentów z Tokaju (w tym tylko jeden – opisywany przeze mnie niedawno Château Pajzos – zasługujący na uwagę), dwóch producentów z Somló (przemilczę) i czterech z Egeru. Jak na „największą winiarską imprezą w Europie Środkowo-Wschodniej” to zaiste niewiele. 

Znane przysłowie mówi jednak, że nie ma tak złej imprezy, na której nie da się znaleźć dobrych win, stąd poniżej przedstawiam moje odkrycia:

Bencze – bodaj najciekawszy debiut w ofercie. István Bencze prowadzi biodynamiczną (choć niecertyfikowaną) uprawę swoich winogron w Szent György-Hegy – wulkanie leżącym nieopodal bardziej znanego Badacsony na północ od jeziora Balaton. Minimalne interwencje, spontaniczna fermentacja, naturalne drożdże, dłuższy pobyt na osadzie i minimalne siarkowanie. Szalonym winem jest choćby Virgo 2014 – beczkowany pinot noir… zrobiony na biało. Oleisty, ze świetną kwasowością i pięknym owocem (importer w Polsce: Rafa-Wino).

Pálffy Ríválisok 2015 – wybrałem jedno wino, ale właściwie mógłbym wskazać każde z powstających u tego ekoproducenta z regionu Balaton (16 ha). Pyszny jest i Olaszrizling, i Furmint, i kupaż Riválisok. Znakomicie świeży jest też Balatoni Rozé 2016 (pinot noir + kékfrankos).

Gilvesy Taranyi Rajnai Rizling 2015 – młody projekt (działa od 2012 roku), łącznie 12 ha, z czego najwięcej właśnie rieslinga. Najlepsze wino, dojrzewane w beczkach, o naprawdę potężnej strukturze, pochodzi z 50-letnich krzewów w parceli Tarányi. Powstaje tu także świetne podstawowe wino – Bohém 2015 (kupaż białych odmian), który swoją świeżością i soczystością obdzieliłby kilka innych win.

Csetvei Ezerjó 2015 – bardzo ciekawy producent i jeszcze ciekawsza odmiana – Ezerjó – występująca właściwie wyłącznie w regionie Mór. Kiedyś powstawały z niej głównie wina słodkie, ale daje też świetne wina wytrawne. To konkretnie ma dobrą strukturę i kwiatowo-jabłkowe aromaty ze słonawym zakończeniem. Csetvei robi także wersja starzona przez kilka miesięcy w amforze – wino nie jest jeszcze gotowe (rocznik 2016), ale degustowana próbka była bardzo obiecująca.

Sanzon Tokaj Furmint Classic 2015 – pojawił się na stoisku CEWI (Central European Wine Institute). To nowy mikroproducent z tokajskiego Erdőbénye (2 hektary, łączna produkcja ok. 4,2 tys. butelek) i OOO – Obiekt Obowiązkowych Odwiedzin w czasie najbliższej edycji festiwalu Bor, mámor, Bénye. Każdy z trzech pokazywanych furmintów imponował dobrym balansem owocu i kwasowości, ale najlepiej wypadł Classic, powstający z 20-letnich krzewów i spędzający 4 miesiące w beczce. 3700 forintów na miejscu w winnicy i będą to bardzo dobrze wydane pieniądze!

Róbert Maczkó Nagy Medve Villányi Cuvée 2012 – jeden z dwóch (!) producentów z regionu Villányi, który wystawił się samodzielnie, choć jak sam przyznawał – zważywszy na liczbę odwiedzających, nie powtórzy tego błędu w przyszłości. Z próbowanych win najbardziej przypadł mi do gustu Nagy Medve Cuvée – kupaż cabernet sauvignon, merlot i cabernet franc. Dobrze zrobiony, unikający nadmiernego ekstraktu i przerysowania, z soczystym owocem i lekkimi, pikantnymi nutami.

Aszú 5 puttonyos 1956 – na deser absolutnie wyjątkowe wino, bo powstałe w czasie wyjątkowych w historii Węgier wydarzeń. Rok 1956 to oczywiście czas pełnej kolektywizacji i państwowego kombinatu władającego wszystkimi nasadzeniami w Tokaju. Zbiór zbotrytyzowanych gron rozpoczął się dzień przed rewolucją – 22 października – i jej wybuch nie przerwał go ani na moment. Choć sam rocznik uznawany jest na Węgrzech za słaby, śmiem twierdzić, że to wino przetrwało w lepszej formie, niż wiele mu współczesnych. Nuty kawy, karmelu, orzechów i kandyzowanych owoców, dobrze zaakcentowana kwasowość (8,5 g przy 128 g). Ograniczona liczba butelek tego wina pojawiła się ponownie w sprzedaży (po przebutelkowaniu i umieszczeniu okolicznościowej etykety). Cena – 400 tys. HUF (5500 zł).

Ale sam Budapeszt jest piękny! © Maciej Nowicki.

Do Budapesztu podróżowałem na zaproszenie Organizatorów.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.