Musujące celebrytki
Na szczęście wakacje się skończyły. Celebryci zmuszeni wcześniej do umawiania się na (przypadkowe oczywiście) zdjęcia z sopockiej plaży z rozlicznymi paparazzi, mogli wreszcie powrócić na warszawskie salony. Na pierwszą okazję nie trzeba było nawet zbyt długo czekać – 3 września w Łazienkach Królewskich (a konkretnie, w restauracji Belvedere) odbył się pokaz najnowszej kolekcji Bizuu jesień–zima 2013/2014. Frekwencja była spora, stawiły się nie tylko Aktorki Młodego Pokolenia, ale także Gwiazdy Znane Z Tego i Owego, Prezenterki Prognozy Pogody, a także paru facetów, którzy nie wiedzieć czemu mieli na sobie ewidentnie damskie stroje. Ale gdzie tu miejsce na degustacje win?
Otóż znalazło się. Podpoznański importer – Vininova, którego otworzył niedawno sklep firmowy w Warszawie, postanowił wykorzystać imprezę do zaprezentowania swoich win. Mimo informacji na zaproszeniu byłem przekonany, że będzie to standardowe afterparty z winem – pojawi się kilkanaście butelek, z obowiązkowym winem musującym pod postacią cavy lub prosecco, a wszystkie wina łączyć będzie jedna cecha – większa lub mniejsza zawartość cukru resztkowego, co by goście się nie krzywili.
Tymczasem Vininova ściągnęła do Warszawy kilkunastu (!) producentów we własnej osobie i w większości zaprezentowała nowości ze swojej oferty. Z naciskiem na Francję, która rozrosła się do takich rozmiarów, że prezentowana jest w oddzielnym katalogu. Jaki był cel podjęcia takiego wysiłku, za który sam w sobie należy się szacunek? Prezentacja nowości przez samych winiarzy to zwykle impreza dla branży, odbywająca się w środku dnia, gdzie nikt nie ma na głowie kolorowego kapelusza. Jeśli zaś była to impreza dla potencjalnych klientów, nie sądzę, by 95% obecnych zapamiętało prezentowane trunki. Ot, napiłem się dobrego wina. Dominowało bowiem pytanie: „any semisweet?”, a propozycję spróbowania czerwonego wytrawnego wina często kończyły się uśmiechem i pośpieszną ewakuacją do następnego stolika. Co ciekawe, sami winiarze uważali to za świetny pomysł, chwalili miejsce, możliwość przedstawienia swojej oferty a nawet edukacji tych, którzy na co dzień wina nie piją.
Wykorzystując moment, w którym na wybiegu prezentowano kapelusze, przedarłem się do pomieszczenia degustacyjnego by spróbować m.in. szampanów od Champagne Barons de Rothschild – powstałego w 2005 r. domu szampańskiego należącego do trzech gałęzi Rotszyldów – z Château Lafite, Mouton i Clarke. Powstają tu trzy wina: Brut (przyjemne aromaty gruszek i jabłek, najciekawszy w rodzinie, 294 zł), Rosé (393 zł) i Blanc de Blancs (niesamowicie kwiatowy, 393 zł). Zdecydowanie bardziej spodobała mi się jednak oferta domu szampańskiego Lanson, a spośród niej dwa typy: „podstawowy” Lanson Black Label Brut NV (187 zł) oraz rocznikowy, miodowo-owocowy Lanson Gold Label 2004 (245 zł).
Gdy przemieszczałem się do kolejnego stanowiska… pokaz się niestety się zakończył i wszyscy obecni ruszyli „na winko”. Od tego momentu walczyłem o każdy centymetr kwadratowy powierzchni, broniłem się łokciami przed operatorami kamer goniącymi Natalię Siwiec oraz starałem się wychwycić zapachy wina wśród kakofonii perfum unoszących się w powietrzu. Nie było to łatwe zadanie, niemniej udało mi się spróbować Chablis prezentowanych przez uznaną spółdzielnię La Chablisienne (poprzedni importer – La Passion du Vin). Warte uwagi są praktycznie wszystkie wina, mnie najbardziej spodobało się Chablis La Pierrelée 2011 (gruszkowo-maślane od dobrze użytej beczki, 82 zł).
Zachwyciły mnie Pinot Noiry z winnicy Antonin Rodet, polecam zwłaszcza Bourgogne Pinot Noir Château de Mercey 2011 (truskawka i czerwone owoce, trochę przypraw; 82 zł) i Mercurey Premier Cru En Sazenay 2011 (mocniejsza porzeczka i wiśnia; 139 zł). Świetne viognier znajdziecie w Château Cazal Viel z Langwedocji – Grande Réserve Viognier 2012 (fajna świeżość i sporo zachowanej kwasowości jak na wino, którego 30% dojrzewa w beczkach; 57,90 zł). Niezwykły był także Saint-Chinian Clos du Vent 2008, 100% syrah z 2-hektarowej parceli (109 zł). Tę wyliczankę mógłbym kontynuować…
Dlatego liczę na to, że Vininova pokaże te wina raz jeszcze. Na spokojnie. I w miejscu, w którym nie trzeba podświetlać etykiet latarką.
Degustowałem na zaproszenie importera.