Poznajmy się lepiej
Thirassiá ma 9 kilometrów kwadratowych i jest syjamską bliźniaczką Santorini. Obie wyspy rozłączył katastroficzny wybuch wulkanu w XVII wieku przed naszą erą. Thirassiá wygląda dokładnie jak Santorini – składa się z kawałka kaldery opadającego stromym klifem do morza. Na wulkanicznej skale rosną opuncje, figi, oregano i winorośle, pasą się osły, widziałem też zaskrońce, sokoły i zające.
Nie ma tu natomiast ludzi. W sezonie, gdy Santorini jest najbardziej obleganą „destynacją” w całej Grecji, samoloty lądują co pięć minut, a znalezienie pokoju poniżej 250 euro graniczy z cudem – na całej Thirassii mieszka około dwustu osób. W „stolicy” – wiosce Manolás – są trzy sklepiki spożywcze, piekarnia, wulkanizator i cztery kawiarnie dla tych turystów, którzy wdrapią się po 250 stromych schodach. W małej przystani Korfos u stóp klifu – cztery tawerny, które otwierają się w południe i zamykają o osiemnastej, stołują się tu bowiem tylko urlopowicze przybywający z Santorini łodziami na kilka godzin. Na Thirassii jest zaledwie 30 miejsc noclegowych: dziewięć pamiętających lepsze czasy kwater prowadzi Jimmy, emerytowany kapitan, trzy apartamenty na elektroniczny kod można wynająć przez Airbnb. W klasztorze Kímisis na południowym skraju wysepki dwie wdowy i pop czytają Biblię. Dawny monastyr pod wezwaniem proroka Eliasza jest opustoszały, podobnie jak cerkiew Chrystusa Króla. W kościele Panagiá w wiosce Agriliá od godziny 20 do 22 czynna jest wystawa marmurowych rzeźb studentów Akademii Sztuk Pięknych w Atenach. I to wszystko.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!