Marks & Spencer – skarby z Anglii
Czy kupujecie wino w Marks & Spencer? Winicjatywa namawia do tego od dawna, ale co z kimś rozmawiam, słyszę tę samą odpowiedź: „Nie wiedziałem/am, że oni sprzedają wino”. Brytyjska sieć kojarzy się bowiem głównie z odzieżą. Ale od kilku lat w Polsce sprzedaje również delikatesową żywność i wino właśnie. Wyrosła na jeden z ciekawszych sklepów winiarskich dostępny dla przeciętnego Kowalskiego – ceny zaczynają się od 12,99 zł a w całej Polsce M&S ma już 16 sklepów, z czego 9 sprzedaje delikatesy i wino.
Aby wzmocnić polski oddział w propagowaniu win, do Polski zawitał Andrew Bird, dyrektor ds. napojów i żywności, który poprowadził interesującą degustację kilkunastu win z oferty M&S (tematem były wina nagrodzone w międzynarodowych konkursach, więc dominowała, choć nie całkiem, średnia i górna półka). Przy okazji dowiedzieliśmy się ciekawych rzeczy – sprzedaż wina stanowi 23% obrotów polskiego Marksa & Spencera, a średnia cena sprzedaży wynosi niemal tyle, co w Anglii – ok. 30 zł (średnia globalna dla Polski – 16,50 zł). Przyjęły się u nas nawet takie kategorie, jak wina musujące, których nadreprezentację na półkach Marks & Spencer kiedyś krytykowałem. Polecam wywiad wideo z Andrew Birdem:
Degustowane wina:
Oudinot Champagne Brut – Jest to tzw. BOB (Buyer’s Own Brand) czyli etykieta produkowana dla M&S przez Laurent-Perrier. 100% Chardonnay daje szampana wciąż jeszcze młodego, z przyjemnymi aromatami ciasteczek, ale też wysokim kwasem – dobry zarówno przed wykwintną kolacją jak i w jej czasie. Cena 179 zł nie jest jednak jakoś wielce konkurencyjna wobec innych szampanów w Polsce – taniej kupicie m.in. kilka świetnych pozycji w Domu Szampana, nie mówiąc o szampanie z Żabki za 69,99 zł.
Les Domaines Brocard Organic Chablis 2009 – wino zaskakujące, bo już zestarzone, co się rzadko zdarza w supermarketach. Temu Chablis czas zrobił dobrze, rozwinął ciekawe grzybowo-piwniczne aromaty, ale wydał mi się nieco chudy i mało intensywny. Klasyka w sam raz do poznawania Chablis, ale cena 84,99 zł jest wysoka (oczywiście dopłacamy sporo za nazwę).
Mineralstein Riesling 2012 – dziwny Riesling stanowiący mieszankę Mozeli i Palatynatu! Pierwszy raz piłem coś takiego. Mieszanka udana – owoc i kwas w udanych proporcjach. Styl raczej wytrawny. Tak właśnie powinno smakować ambitne wino supermarketowe. 45,99 zł, ale wino czasami można kupić w promocji bliżej 30 zł – polecam.
Yealand Estate S1 Sauvignon Blanc 2012 – ambitne Sauvignon z Nowej Zelandii. Celowo ma nie być prostym powieleniem znanego wzoru, tylko winem o większym ciele i strukturze. Zamiar się w sumie udał, ale nie zakochałem się w tym winie – z jednej strony jest wciąż nieco zelandzko-agresywne (mocna trwa a bukiecie), a z drugiej cena jest wysoka – 69,99 zł – za tyle można kupić rewelacyjne Sauvignon Spy Valley albo na przykład Sancerre. Wino się jednak broni.
[Shepherds Ridge] Marks & Spencer Marlborough Sauvignon Blanc 2012 – tańsza (54,99 zł) wersja Sauvignon próbowana poza degustacją. Świeże, ziołowo-owocowe, nieco twarogowe wino, w końcówce przyplątuje mu się cukier resztkowy. Odświeżające i fajne, ale chyba za drogie.
Crow’s Fountain Stellenbosch Chenin Blanc 2012 – to wino już polecałem i polecenie podtrzymuję. Bogate, asertywne i ciekawe Chenin za 45,99 zł – warto.
Sam Miranda King Valley Snow Road Chardonnay–Sauvignon Blanc 2012 – Australia, ale chłodniejszy, wysoko położony rejon. Wino z początku nieco techniczne, wycofane, potem nabiera smaku. Dominuje raczej Chardonnay niż Sauvignon. Dla bojących się zbyt mocnych smaków z Australii – ale znów przedział cenowy trochę zawieszony w próżni: 54,99 zł.
Monferrato Chiaretto 2011 – było już naszym winem dnia. Subtelnie kwiatowe, „winne”, świetne do jedzenia i w doskonałej cenie 19,90 zł.
Reggiano Rosso 2012 – dziw, próbowany poza degustacją. Lambrusco bez bąbelków, atakujące w zapachu świeżą farbą i niemal lisim aromatem truskawki. W smaku zabójcza kwasowość – najlepiej się sprawdzi do bardzo tłustych potraw. Za 23,99 zł nawet fajne, ale obawiam się, że nie na „polskie podniebienie”…
Tasmania Pinot Noir 2011 – to wino polecałem już zeszłej jesieni. Z przyczyn, których Marks & Spencer do końca nie wyjaśnił, wtedy kosztowało 29,99 zł, a teraz 49,99 zł (ponoć pierwsza cena była pomyłką). Szkoda, bo wino jest doskonałe – arcytypowe Pinot Noir z lekkim, powietrznym smakiem czerwonych porzeczek, delikatnie garbnikowe w końcówce, świetnie wyważone i po prostu arcypijalne! Może będzie wkrótce w promocji.
La Guardiense Beneventano Aglianico 2011 – duża spółdzielnia z Kampanii wypichciła dla M&S taki codzienny napój za 29,99 zł. Najpierw cukierkowe, potem bardziej wytrawno-winne. Kwas wysoki, więc do jedzenia (makaron, pizza). Lekkie, pijalne, komercyjne wino.
Caruso & Minini Perricone 2011 – bardzo dobry producent, którego miałem okazję poznać na Sycylii zeszłej jesieni. Rzadki już dziś szczep Perricone daje wino o mocnym aromacie suszonych ziół i suszonych pomidorów, wysokokwasowe i mocno garbnikowe. Ale ta moc jest uskrzydlona swoistą bardzo włoską finezją. Energiczne i diablo smaczne. No i w doskonałej cenie – 37,99 zł. Jeden z brylancików tej degustacji.
Château de Saÿe Bordeaux Supérieur 2010 – Bordeaux w stylu nieco nowoświatowym: bogate, krągłe, lekko dżemowe. Dobrej jakości, z czasem w kieliszku ujawnia coraz lepsze ziarno, ale wydało mi się mało typowe (zwłaszcza jak na rocznik 2010), no i kosztuje 49,99 zł, czyli nie tak mało.
Renato Ratti Langhe Nebbiolo 2010 – Czytelnicy Winicjatywy już to wino znają. Klasyka Nebbiolo z nutami różanych płatków i skruszałego bażanta. Sporo kwasowości i garbnika, jeszcze trochę beczki. Poważne wino, które odłożyłbym jeszcze na rok–dwa. W cenie 69,99 zł świetna alternatywa wobec Barolo i Barbaresco.
Bodegas García Figuero Ribera del Duero Nos Riqueza 2010 – wino wagi ciężkiej jak przystało na Riberę. Ciemny kolor, gęsty owoc. W smaku nuta, która podpowiada połączenie kulinarne – kiełbasa z grilla. Nuty beczkowe nieprzesadne, za co od razu daję kilka dodatkowych punktów. Jednak na wino klasy Roble (4 miesiące beczki) cena 69,99 zł wydaje się wysoka.
Sam Miranda King Valley Snow Road Shiraz–Cabernet 2012 – odpowiednik białego Snow Road, ocenionego wyżej. Ta sama cena – 54,99 zł. Jak na Australię naprawdę subtelne wino, bez dżemu i asfaltu, o świeżej, nieprzekłamanej kwasowości. Faktor zaskoczenia jest pewnie większy w Anglii, gdzie konsumenci są dobrze obeznani z winami australijskimi i doceniają takie znalezisko, czyli Australię smakującą jak północne Włochy. Jak będzie u nas? Ja chętnie spróbuję tego wina jeszcze raz.
Ogier Châteauneuf-du-Pape Les Closiers 2009 – dobry przykład Châteauneuf. Wino przyjemne i poważne zarazem. Jest głębia smaku, struktura, mięsista koncentracja; może na razie nie ma wielkiej zmysłowej rozkoszy, ale za parę lat może być. Cena z początku wydała mi się dość wysoka – 109,99 zł w epoce, gdy dyskonty oferują Châteauneuf za 49,99 – ale różnica jakości jest wyraźna – to wino z Marks & Spencer może się raczej równać z tańszymi Châteauneuf od małych producentów, takimi jak to. Polecam.
Adelaide Hills The Gum Shiraz 2011 – Andrew Bird sporo mówił o importowaniu bardziej zrównoważonych win z Australii, ale największe wrażenie zrobiło to najtypowsze – słodkie, gęste, pełne, wręcz tłuste, obezwładniająco owocowe. „Gum tree” co roślina podobna do eukaliptusa, której olejki eteryczne osiadają na gronach i dają charakterystyczny mentolowy zapach w winach australijskich (a także tych z Chile i Alentejo). Tutaj jest tego pełno. Przy swojej bezczelności wino po prostu zachwyca intensywności. Kontrowersyjne, ale pyszne – 69,99 zł.
Rare Pedro Ximénez – deser wart każdych pieniędzy, a już zwłaszcza 31,99 zł (za małą flaszkę 375 ml). Pełen pean tutaj.
Degustowałem na zaproszenie Marks & Spencer.