#Ludzie: Norbert Brzoza
Norbert Brzoza
Jego przygoda z winem rozpoczęła się w 1998 r. w Domu Polskim na Saskiej Kępie. To tam mógł dotknąć niesamowitych butelek, otworzyć je gościom, a co najważniejsze, spróbować ich. W tamtym czasie współpracował przy kilku projektach również z Piwnicą Wybornych Win i Centrum Wina, które przejęło go do otwieranego właśnie Sklepu i Winebaru przy ul. Puławskiej w Warszawie. To był okres intensywnego rozwoju jego kompetencji, nie tylko winiarskich i trenerskich, ale związanych także z zarządzaniem projektami. Jest członkiem Stowarzyszenia Sommelierów Polskich, współpracuje blisko również z Domem Przyjaciół Wina Trattoria.
Dlaczego wino?
Bo było dla mnie czymś wyjątkowym i niedostępnym. Zawsze zastanawiałem się, dlaczego ludzie je tak celebrują. Postanowiłem się dowiedzieć i próbuje do dzisiaj.
Mój ulubiony region winiarski to…
Nie mam takiego, który bardziej by mi pozostał w sercu. We wszystkich regionach można odnaleźć coś wyjątkowego, ja po prostu dalej szukam.
Gdy myślę o reinkarnacji, to jestem szczepem…
Nigdy się nad tym nie zastanawiałem… Najbliższy może jest mi cabernet – gruboskórny, kapryśny i nieokrzesany.
Na co dzień piję wina…
Różne, w różnych cenach, z różnych sklepów. Jestem otwarty na eksperymentowanie z nowymi doznaniami. Najważniejsze dla mnie jest poznawanie, nie zamykam się w pewnych schematach tylko doświadczam i się uczę.
Wino, które zmieniło moje życie…
Śmiało mogę powiedzieć, że wino w ogóle. Miało ono diametralny wpływ na zmiany w moim życiu, spowodowało, że jestem w tym miejscu, a nie w innym.
Najwięcej wydałem na butelkę…
Około 400 zł na butelkę 30-letniego armaniaku dla mojej żony. Nie miałem pomysłu na jej okrągłą rocznicę urodzin. Dostała ją z dedykacją i życzeniami. Skrzętnie przechowywana pod sypialnianym łóżkiem do dzisiaj.
Wino i jedzenie – warto łączyć?
Kiedyś bym odpowiedział, że nie. Dzisiaj powiem, że takie pytanie nie powinno mieć miejsca. Łączenie wina z potrawami jest dla mnie jak dobre dobranie krawatu do koszuli. Jeśli coś jest źle połączone to, niestety, będzie się gryzło. Mimo to namawiam do eksperymentowania. Konfucjusz kiedyś powiedział: „co sam zrobię, zrozumiem„. Ludzie muszą sami eksperymentować, brać kieliszki i pić wino z jedzeniem, wtedy sami zrozumieją, czy się łączy czy nie.
Najtrudniejsze w winie jest…
Spojrzeć na nie, zrozumieć a następnie zakochać się.
Butelka, o której marzę…
Myślę, że nie mam takiej wymarzonej butelki. Może to jest spowodowane moim podejściem do marzeń, które są dla mnie czymś odległym i nieosiągalnym. Jestem na etapie stawiania sobie celów i planów, które staram się konsekwentnie realizować a marzenia, cóż… można tylko pomarzyć.
Ludzie piszący o winie nadużywają słowa…
Wydaje mi się, że oni chyba stanowczo za dużo słów używają . Tak na poważnie, myślę, że czasami starają się za dużo napisać. Prosty przykład: czytam notkę degustacyjną, rewelacyjna. Na jej podstawie kupuję wino i tu jest wielkie rozczarowanie, nie odnajduję tego co autor. Piję i staram się na siłę odnaleźć to, o czym napisał degustator. Wiem, że to są tylko subiektywne odczucia przelane na papier, ale czasem idą zbyt głęboko. Poza tym, może będę mało oryginalny, czasami przeszkadza mi zbyt profesjonalny język branżowy.
Przyszłość wina to…
Konsumenci i ich świadomość. Bez konsumentów nie ma spożycia. Chciałbym, żeby świadomość rosła, żeby rosły oczekiwania konsumentów co do spożywanych win. To ich decyzje zakupowe mają bezpośredni wpływ na producentów i jakość produkowanych win. Póki co jednak widzę, że w głównej mierze znaczenie ma cena, a nie jakość.