Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Logodaj Melnik 55 2016

Komentarze

Logodaj Melnik 55 2016

W zeszłym roku recenzowaliśmy rocznik 2015 tego bułgarskiego klasyka, teraz sięgamy po rocznik 2016. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wino kupiliśmy nie u stałego importera, ale w Lidlu. To, jak zwykle w przypadku takich chwilowych transferów, oznacza zdecydowanie niższą cenę. Tym razem różnica wynosi 15 zł. To jednak nie koniec niespodzianek. Na potrzeby tej premiery producent postanowił „zlokalizować” – jak mówi się ładnie w marketingowej korpogadce – etykiety, czyli przetłumaczyć ich wyczerpującą treść na język polski. Próba ta z pewnością przejdzie do annałów niełatwej, jak wszyscy wiemy, sztuki komunikowania polskiemu konsumentowi zawartości butelki.

Sam zamiar należy oczywiście pochwalić. Nawet fakt, że użyto w tym celu Google Translate, nie jest niczym zdrożnym; który marketingowiec nie sięgał do tego narzędzia, niech pierwszy rzuci kamieniem. To, jednak, co budzi pewne wątpliwości, to to, że po przepuszczeniu tekstu przez algorytm Google nikt nie zadał sobie trudu, by dać tę treść do przeczytania choćby polskiemu trzecioklasiście (drżę na myśl o tym, że jednak czytał to ktoś starszy). Zacznę od tego, jak przetłumaczono nazwę szczepu ranna melniszka loza (Early Melnik Grape): „Wczesne Melniszkie Winogrona”. Trudno dociec, dlaczego użyto tu liczby mnogiej ani dlaczego stworzono przymiotnik „melniszki”, który nosi wszelkie znamiona bułgaryzmu, ani wreszcie, dlaczego w ogóle postanowiono tłumaczyć nazwę odmiany, co jest pewnym novum na polskim rynku. Wyobraźmy sobie kolejne próby producentów, którzy biorą się za tłumaczenie müller-thurgau, alicante bouschet, czy, nie daj Boże, primitivo…

To jednak pikuś w porównaniu z tym, co znajduje się w centralnym miejscu etykiety. Zamieszczam stosowną fotografię:

Jeśli nie przedarliście się przez „kloningową selekcję”, informuję, że mamy tu także m.in. „gatunek winogron” (sziroka melniszka to nawiasem mówiąc inna odmiana) i „pikantny niuans o jedwabistym dotyku”. Jeśli ktoś powie, że się czepiam, albo, że popadam w krytykowany przeze mnie winocentryzm, i że przecież chodzi o to, żeby zrozumiał to Kowalski, odpowiem, że Kowalski rozumie z tego mniej niż z węgierskiego podręcznika ampelografii.

No dobrze, a jak samo wino? Wojciechowi Bońkowskiemu poprzedni rocznik kojarzył się z Riberą del Duero, mnie aromat „szesnastki” przywodzi na myśl monastrella. Mamy tu przegotowane czerwone owoce, syrop z granatu, lukrecję, wanilię i czekoladę. Kwasowość jest na fatalnie niskim poziomie, przez co osamotniony słodki owoc winduje to wino niemal do kategorii półwytrawnej. Gładkie, soczyste i nieźle zbudowane, może znaleźć swoich amatorów, ale nie jest to hit na miarę oczekiwań (24,99 zł). ♥♥♡

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Czytam: „przegotowane czerwone owoce, syrop z granatu, lukrecję, wanilię i czekoladę. Kwasowość jest na fatalnie niskim poziomie…” i już wiem nie przebiłbym się przez jednego łyka. 😫

    Nie wiem, nie znam się 🙄, ale to może efekt tej kloningowej selekcji? 🤔