Bańka winocentryka
Wstyd się przyznać, ale słucham czasami polskiego hip-hopu. Co prawda tylko kiedy biegam, ale słucham – z niezrozumiałym dla mnie samego uporem. Przyjemności nie ma z tego żadnej, bo teksty naszych raperów z łatwością wprawiają człowieka w zażenowanie. Znacie na pewno ten moment, kiedy w telewizji ktoś powiedział coś głupiego, a wy sami macie ochotę przykryć twarz poduszką. Ja mam tak wtedy, gdy słucham polskiego hip-hopu. Jeśli tego nie robię, to tylko dlatego, że biegając z poduszką, wyglądałbym idiotycznie.
Odruch ten wywołują zwłaszcza trzy motywy. Pierwszym jest przekonanie podmiotu lirycznego o własnej wszechmocy seksualnej, drugim – marzenie, by zaimponować matce (nieco kłopotliwe dla odbiorcy jest to, że obydwa motywy występują czasem w jednym kawałku), trzecim – wyliczanki luksusowych marek, którymi raper będzie się kiedyś otaczał (Chcę same audemary/ Same breitlingi, stary/ Same rolexy, stary/ Same pateki, stary). Wiedza rapującej młodzieży o najwyższej półce zegarków imponuje, podobnie jak ta dotycząca luksusowych aut i ubrań. Gorzej jest z wiedzą o whisky (szczyt marzeń – Chivas), a już zupełnie beznadziejnie – o winach.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!