Kumkwaty przed burzą
O kierowcach wożących dziennikarzy w czasie winiarskich podróży i ich typologii można by napisać grubą książkę. To bestie, które zazwyczaj siedzą cicho, ale pociągnięte za język, okazują się bardzo wdzięcznymi i świadomymi dyskutantami.
Kiedyś jeden – oczywiście Portugalczyk – utrzymywał, że Portugalia jest najstarszym krajem Europy. Kiedy zaprotestowałem i nie dawałem się przekonać, uznał mnie za ignoranta i obraził się śmiertelnie. Zdecydowana większość jest jednak mniej wrażliwa i nie daje się łatwo wytrącić z polemicznego zapału. Bardzo chętnie wdają się w dyskusje polityczne, najczęściej stając w opozycji do rządu – jaki by nie był. Oczywiście, całkiem sporo wiedzą o winie i w tej materii także mają mocne przekonania. Na tle innych wyróżniają są kierowcy włoscy, którzy otwierają się dopiero wtedy, kiedy zapytasz ich o calcio. Mają w sobie wyrobione opanowanie, dyplomatyczny zmysł i makiaweliczną powściągliwość, które sprawiają, że nie strzępią języka na darmo.
Ten, który 22 lutego wiózł mnie z lotniska w Rzymie do Montefalco, rozbudził się dopiero, kiedy zapytałem go o AC Perugia. Żalił się, że najlepszy klub Umbrii nigdy nie sięgnął po mistrzostwo kraju, choć raz niewiele brakowało. Opowiadał też o meczu Atalanty Bergamo z Sevillą, który odbył się cztery dni wcześniej w Mediolanie (nie wiedzieliśmy jeszcze, jak fatalne będą tego konsekwencje). Pytanie o najświeższe wieści z Lombardii uciął krótkim: „Kolejne zachorowania” i znowu zamknął się w sobie. Nie pomogło nawet, gdy zacząłem go zaczepiać Piątkiem, trącać Bońkiem i podchodzić Milikiem. Spędziliśmy w milczeniu godzinę, mknąc w ciemnościach przez małe umbryjskie mieściny. Zrozumiałem, że chce powiedzieć coś w rodzaju: „Mam zadbać o twój komfort, ale jeśli wolisz przykre tematy, nic na to nie poradzę”.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!