Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Kłótnia w Noto

Komentarze

W lutowym miękkim świetle morelowy piaskowiec, z którego wzniesiono barokowe Noto, zachwyca szczególnie. Chciałoby się siedzieć bez końca w tych ciepłych, otulających barwą i obfitym kształtem murach, podziwiać kontrast, jaki tworzą z niezapominajkowym niebem – zwłaszcza gdy przyjechało się tu porą, która w naszej szerokości geograficznej wisi nad głową brudną ścierą. Zimą po bruku tej sycylijskiej prowincji wałęsa się więcej kotów, niż spaceruje ludzi. Trochę żal serce ściska, że ta spektakularna sceneria nie ma większej rzeszy widzów, a trochę zacieramy ręce, że to wszystko mamy tylko dla siebie, podczas gdy połowa znanej nam ludzkości tłoczy się w kolejkach do narciarskich wyciągów.

Marcin Öz, Polak, który przeniósł się na Sycylię, i jego wspólnik Marco Mazzara. © Vini Campisi

Restauracje są puste, więc stara dobra zasada: „Jedz tam, gdzie jedzą miejscowi” nie znajduje zastosowania. Głodni, siadamy w pierwszej lepszej knajpce, która zaprasza wystawionymi na uliczkę stolikami. Jeść w pełnym słońcu, w środku lutego, w dodatku w krótkich rękawkach, to prawdziwa uciecha tych, którzy dotąd w tym sezonie takie sytuacje co najwyżej podglądali na fejsbuku.

Osteria wita nas przekreślonym logo TripAdvisora z napisem Basta false recensioni!!! (NIE kłamliwym recenzjom!!!). Zatem może być tu znakomicie, albo wręcz przeciwnie. Właściciel proponuje napoje. Chcę zamówić trzy kieliszki solidnego grillo Fileno z kooperatywy Canicatti, ale gospodarz doradza mi karafkę vino sfuso. – Wyjdzie państwu taniej – mówi. – A jakie to wino? – pytam. – Sycylijskie, signora. – A jakie dokładnie? – Ekologiczne, signora. – A szczep i pochodzenie? – Catarratto – mówi mój interlokutor i wzdycha, a moja mama, jak się zdaje, robi minę pod tytułem: „Ewa, nie męcz pana”. Jednak nauczona doświadczeniem, że z winem kupowanym luzem różnie bywa, zadaję jeszcze jedno pytanie: – A czy ono przypadkiem nie będzie utlenione? – Ależ skąd, signora! Co pani przyszło do głowy? Ekologiczne nie znaczy utlenione, utlenienie zresztą to proces, który towarzyszy winifikacji najlepszych win tego świata, signora, to po prostu kontakt wina z tlenem, ten kontakt, signora, następuje również wtedy, gdy wino stoi w butelce, nie wiem, czy pani wie, że korki są przepuszczalne dla powietrza. – Skoro pan mówi, że to wino jest dobre, to poprosimy – daję za wygraną, bo w końcu dzień jest piękny i nie będę się wymądrzać, zwłaszcza po włosku. Tak pojawia się na stole karafka płynu, który co prawda nie okaże się sokiem ze zgniłych papierówek, będzie jednak zupełnie zwietrzały, płaski i pozbawiony smaku. Jedyne, co w nim da się wyczuć, to ostra, cierpka kwasowość.

W leniwym słońcu moi współbiesiadnicy zdają się szczęśliwi, syn sięga po kolejny plasterek salami, mąż w zaniemyśleniu się wygrzewa, mama zachwyca się pięknem wokół, na stół wjeżdżają makarony, które z perspektywy czasu uznamy za najlepsze, jakie jedliśmy tego tygodnia na Sycylii. A ja mam to wszystko popsuć sobie winem, które jest niesmaczne? O, niedoczekanie! Noto zasługuje na lepsze wspomnienia. – Proszę pana, jednak to wino jest utlenione, tak jak się obawiałam. – Signora, bardzo proszę, by pani właściwie posługiwała się słowami. Jeżeli to wino pani nie smakuje, to w porządku, wymienimy, ale proszę nie mówić, że ono jest utlenione. Chce pani zobaczyć, jak wygląda utlenione wino? Zaraz pani przyniosę. Proszę, ma bursztynowy, naprawdę ciemny kolor. Tak więc, proszę mi nie mówić, signora, że wino, które pani podałem, jest wadliwe. Ja, signora, nauczam w szkole dla sommelierów, tak że wiem, co mówię. Wychowałem pokolenia. Szanujmy słowa i posługujmy się nimi, signora, w sposób odpowiedzialny.

Mój mąż kręci głową z niedowierzaniem, gotów ruszyć mi na odsiecz, gdyby tylko mówił po włosku, moja mama robi minę pod tytułem: „Ewa, czy pan jest na ciebie zły?”, a ja się uśmiecham. Oczywiście był to klasyczny mansplaining. Oczywiście, pan się chciał pozbyć wina, które mu zalegało. Oczywiście, mogłam byłam mieć refleks i odpowiedzieć: – A ja jestem Bardzo Ważną Naczelną Bardzo Ważnego Pisma, tak że wiem, co mówię. Ale podobało mi się, że na tej głębokiej prowincji, gdzieś na końcu świata, a w każdym razie Europy, ktoś mówi, że należy „właściwie posługiwać się słowami”. W końcu całe swoje życie zawodowe nic innego nie robię: sama usiłuję precyzyjnie się wysławiać, a innych do tego nakłaniam. Kreślę, poprawiam, zmieniam – wykonuję całą tę niewidzialną (i słusznie) robotę, krusząc kopie o pojedyncze wyrazy.

Wino niewątpliwie prowokuje do wędrówki – której 12. numer Fermentu poświęcamy – ale przede wszystkim uczy językowej dyscypliny. Podróże, a tym bardziej przeprowadzki, poszerzają granice naszego dyskursu. Czasami zmuszeni jesteśmy do przemeblowań w głowie, a czasami okazuje się, że tam jest tak samo jak tu. Wherever you go, there you are – mawia mój kalifornijski mąż. To samo powiedział mi spotkany dzień później w Syrakuzach Marcin Öz. Polak, który przeniósł się na Sycylię, by w pobliżu Noto robić wina, choć nie porzucił swojego wcześniejszego zajęcia i nadal gra w zespole The Whitest Boy Alive. Tego dnia zdające się nie gasnąć słońce Syrakuz nie opromieniało jego smutku. Na odchodnym rzucił mi jednak: – Twórczość przydarza ci się od czasu do czasu. Pomysł na muzykę przychodzi, albo i nie. A winnica potrzebuje cię codziennie. Jest po co wstawać.

Cykliczne odradzanie się płodów ziemi, które potrzebują ludzkiej troski, to stała, niezależnie od szerokości geograficznej. Nic dzisiaj nie wydaje się ważniejszym tematem debaty niż pokarm. Jest się nad czym pochylać i o co walczyć. Choćby tylko na słowa. A makaron w Emily’s Wine na Via Rocco Pirri 53 w Noto serdecznie Wam polecam. Kłótnię z właścicielem również. 

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • (Importer)

    Często mówimy kim jesteśmy i to nas do czegoś uprawnia. Pan Właściciel mógł przecież normalnie spokojnie spróbować i wyrazić szczerze swoją opinię o winie czując, że po drugiej stronie jest żywe zainteresowanie. Serwuje dobry makaron i trafnie dobiera słowa ale nie wino. Powodzenia życzę :)