Judgment of Warsaw
Czy Polska stanie się ziemią obiecaną dla win musujących? Pytanie (z pozoru absurdalne – czy Polska dla jakiegokolwiek rodzaju wina może stać się ziemią obiecaną???) pada jednak w przestrzeni polemicznej coraz częściej. Nie jest absurdem, lecz wręcz truizmem, że dla wielu regionów o zimnym klimacie, które nie mają tradycji uprawy winorośli i produkcji wina, musiaki są całkiem bezpiecznym i do tego perspektywicznym wyborem. Szczególnie te robione metodą szampańską, z długim dojrzewaniem na osadzie drożdżowym, pozwalają nieco zamaskować cechy aromatyczne wina bazowego, przykryć je nutami drugiej fermentacji, wypełnić chudą fakturę drożdżową autolizą i cukrowym dosage. Tą drogą bardzo konsekwentnie poszła Anglia (wina musujące stanowią tam ponad 50 proc. produkcji), która wszak zaczynała podobnie jak Polska – od głównie białych win produkowanych z hybryd takich jak seyval blanc czy bacchus. Podobnie rzecz się ma w niektórych rejonach Kanady, jak zimna Nowa Szkocja, w Belgii i Holandii.
Dlaczego więc nie w Polsce? Wina musujące powstające według metody tradycyjnej (szampańskiej) są drogie w produkcji – wykorzystuje się tylko środkową, najczystszą partię tłoczonego soku, przede wszystkim jednak zamraża pieniądze na 2–3 lata. Dlatego polscy winiarze, spragnieni jak kania dżdżu kapitału obrotowego, ograniczają się na razie do krótszego, kilkunastomiesięcznego leżakowania. Mimo to pierwsze próby wypadają całkiem nieźle. A ponieważ Ferment naprawdę szczerze wierzy, że Polska stanie się kiedyś musującą potęgą, postanowiliśmy porównać w rygorystycznej degustacji w ciemno trzy reprezentatywne polskie wina musujące ze znakomitymi przykładami z całego świata – szampanami, ale też winami z Anglii, Niemiec, podobnych nam klimatycznie Północnych Węgier, a także Australii. W degustacji nazwanej (tylko po części żartobliwie) Judgment of Warsaw – na pamiątkę słynnego Judgment of Paris, gdy wina kalifornijskie pokonały bordeaux i burgundy, wziął udział m.in. Master of Wine Richard Bampfield, który miał duże kłopoty z identyfikacją polskich win, a na koniec skomentował, że ich jakość znacznie przerosła jego oczekiwania. Ślepą próbę w formie meczu Polska – Reszta Świata będziemy powtarzać co roku.
House of Arras Grand Vintage Brut 2008 – Jedno z najbardziej „szampańskich” win degustacji, a zarazem pełne, sycące, chlebowo-drożdżowe, z zalotną nutką wanilii – zatem mimo chrupkiej jabłecznej kwasowości nie tak „zimne”, jak sugeruje sława Tasmanii jako niemal polarnego siedliska. Zrobione z dużą kulturą, w pełni satysfakcjonujące, choć smakuje młodziej niż deklarowane 7 lat na osadzie (Partner Center, 199 zł). ♥♥♥♡
Winnica Jakubów Yacobus Albae Sekt 2015 – Łatwo je rozpoznać jako wino polskie – ma nutkę ziołowo-hybrydową zwaną pieszczotliwie „proszkiem ixi”, do tego jabłka, gruszki, cytrusy, tyle że niezbyt dojrzałe. W smaku jednak dobrze zrobione, nie nazbyt szczupłe, wypełnione zarówno cukrem od dosage, jak i dobrą koncentracją owocu. Chciałoby się dłuższego dojrzewania na osadzie, ale to świetny początek (80 zł). ♥♥♥
Reichsrat von Buhl Riesling Sekt Brut 2016 – Wyraźnie inny od win opartych na szczepach szampańskich (chardonnay i pinot noir) – ostrzejszy, bardziej cytrynowy, mineralny, surowy mimo niemałego w sumie dosage. Wyczuwalna szczypta utlenienia od dojrzewania wina bazowego w beczkach dębowych (enologiem Buhla jest Mathieu Kauffmann, wcześniej mistrz piwniczny u Bollingera). Jeszcze młode, nierozwinięte, lecz mimo to w czołówce degustacji, a w tej cenie świetna okazja (Vini e Affini, 119 zł). ♥♥♥♥
Bissinger Champagne 1er Cru – Rozpoznawalny jako szampan ze swoimi nutami brioszki i wanilii, sporym cukrem i zarazem niezbyt dojrzałą kwasowością rodem z zielonego jabłka. Ta etykieta miewała lepsze wejścia, w marcowej degustacji wypadła przeciętnie – brakowało jej sporo do pełni i złożoności najlepszych – co pokazało też, że wysoka jakość niekoniecznie jest atrybutem win z AOC Champagne (Lidl, 79,99 zł). ♥♥♥
Henners Brut – Najsmuklejsze, najostrzejsze wino degustacji, skrajnie cytrusowe, choć nie chude – dobrze wypełnione nutami wyrośniętej chałki, kogla-mogla. Robi doskonałe wrażenie połączeniem rzutkości, umiarkowanego cukru, dobrej drożdżowej złożoności. Świetny przykład angielskiego stylu, wino na poziomie dobrych szampanów, pokazuje drogę, jaką przebył ten kraj winiarski w poszukiwaniu jakości (Winemates, 190 zł). ♥♥♥♥
Winnica Gostchorze GostArt 2016 – Najbardziej znane polskie wino musujące (opisywaliśmy je tu) zaleca się dobrą dojrzałością owocu i ciekawymi nutami tostowymi, przypomina butelki ze zgoła cieplejszych miejsc – rozpoznawano w nim cavę albo méthode cap classique z RPA. Akuratnie wytrawne i całkiem treściwe, lecz tej butelce zabrakło harmonii najlepszych GostArtów (54 zł). ♥♥♥
Winnica Lorków Musujące 2015 – Wino jeszcze niewypuszczone na rynek, otrzymaliśmy mętną próbkę sprzed usunięcia osadu. Doznania były więc inne niż w pozostałych winach robionych metodą szampańską – mocnymi nutami drożdżowymi, wręcz piwnymi, wino przypominało naturalizujące pét-naty, do tego było mocno słodkie. Czekamy na ukończenie dzieła, zapowiada się ciekawie. ♥♥♡
Henners Brut Reserve 2010 – Najbardziej zbliżone w tej degustacji do szampana wino, które nie jest szampanem. Ma identyczne nuty maślanych croissantów i słonawych drożdży, cytrusowy szwung, piękną jasność, słodycz musu gruszkowego. Jest może nieco mniej pełne i szerokie na podniebieniu niż szampan i ostrzej kwasowe, co pozwalało w nim rozpoznać przybysza z zimniejszych okolic. Zarazem poziom jakości nieosiągalny na razie dla takich krajów jak Polska, Czechy czy nawet Niemcy, wskazujący zatem na Anglię. Doskonałe wino (Winemates, 230 zł). ♥♥♥♥
Barta Tokaji Brut Pezsgő Brut 2010 – Anomalia w naszym panelu, butelka z regionu niekojarzącego się dotąd z winami musującymi, gdzie z jednej strony ich produkcji sprzyja chłodny klimat i szczep furmint, mało aromatyczny, wysokokwasowy. Z drugiej – piętno wulkanicznego terroir jest w wielu spokojnych furmintach tak silne, że może wchodzić w konflikt z drożdżowymi nutami pochodzącymi od leżakowania na osadzie. W istocie to wino wyraźnie mineralne i pieprzne jak na Tokaj przystało, z lekko utlenionym, bardzo dojrzałym charakterem, nie do pomylenia z szampanem i jego naśladowcami (Rafa-Wino, 180 zł). ♥♥♥♡
Castell Sant Antoni Cava Gran Reserva Brut Nature – Ambitnie wyceniona cava o typowo ziołowym, herbacianym smaku. Długa, dobrze wyważona, całkiem świeża jak na swoją apelację – nie pokazuje tak bardzo metryki, jest natomiast – zgodnie z kategorią – bardzo wytrawna. To oraz ziemisty, dojrzały, niezbyt kwasowy profil zdradzają łatwo miejsce pochodzenia (Lidl, 79,99 zł). ♥♥♥♡
Deutz Champagne Brut 2010 – Wbrew pozorom wino nie tak łatwe do odczytania jako prestiżowy szampan – owszem, szlachetne w aromatach cytrusów, antonówek, wanilii, lecz głębię i złożoność trzyma mocno schowane, trzeba na nie poczekać – potrzebuje dobrych kilkudziesięciu minut w kieliszku. Szampańskie pochodzenie sugeruje wszakże bardzo żywa kwasowość, nawet w tak mocno zbudowanym roczniku jak 2010. Duża klasa, wino właściwie na początku swojej drogi (Mielżyński, 257 zł). ♥♥♥♥
Wina opisano w takiej kolejności, w jakiej były próbowane na degustacji. Ta odbyła się w ramach zorganizowanego przez nas VI Zlotu Blogosfery Winiarskiej, którego głównym sponsorem był Lidl Polska. Selekcja win: Wojciech Bońkowski, przygotowanie degustacji w ciemno: Ewa Rybak, degustowało 50 blogerów i dziennikarzy.