Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Gorzkie wino na Netfliksie

Komentarze

Gorzkie wino (Wine Country, reż. Amy Poehler, 2019)

Na Netfliksie pojawiła się w zeszłym tygodniu długo oczekiwana komedia „Gorzkie wino”. Apetyty były spore. Nadzieje budziła przede wszystkim obsada złożona ze znanych aktorek komediowych, na czele z Amy Poehler, dla której był to jednocześnie debiut reżyserski. Oczekiwania umiejętnie podkręcał Netflix, mocno promując film przed premierą. Będąc niedawno w San Francisco, na każdym kroku natykałem się na bilbordy reklamujące „Wine Country”.

Wiele obiecywać sobie po tej produkcji mogli fani wina. Akcja rozgrywa się w końcu w Napa Valley (słynny region odwiedza grupa przyjaciółek, by świętować urodziny jednej z nich). Soczystozielona sceneria kalifornijskich winnic, komediowa formuła i trailer, w którym nie brakuje wina, mogły budzić skojarzenia z kultowymi „Bezdrożami”. W nadziei na choćby symboliczne nawiązanie do tego wzorca nawet polski tytuł – bardziej niż oryginał melancholijny i mniej atrakcyjny dla winopijców – nie musiał stanowić wielkiego problemu.

Okazuje się, że wina faktycznie w filmie nie zabrakło, ale jego obecność została celowo spłycona przez scenarzystów. Jedną z osi, na jakiej kręci się jego humor, jest przeciwstawienie nudnej, fachowej nomenklatury winiarskiej reprezentowanej przez pracowników winiarni chęci bezrefleksyjnego nawalenia się bohaterek. W „Bezdrożach” mieliśmy degustacyjnego Don Kichota (Miles) i Sancho Pansę (Jack), tu mamy tylko tego drugiego, który bez kompana traci cały humorystyczny potencjał. Kiedy jedna z bohaterek, spacerując między krzewami pije rosé z gwinta, a zniecierpliwiona przedstawicielka winiarni prosi ją, żeby tam nie chodziła, bo winnica jest uprawiana organicznie (!), sympatia widza z gracją spychacza kierowana jest na tę pierwszą.

Daleki jestem przy tym od krytykowania scenarzystów, że to właśnie z winnych ekspertów zrobili chłopców do bicia, a zamiast wzmianek o Château Cheval Blanc 1961 w usta bohaterek wsadzili rubaszne żarty. Zderzenie ignorancji bohaterek i eksperckości dość wiernie oddaje wyobrażenie statystycznego widza o świecie wina, w którym fajne są blichtr, malownicze wzgórza i procenty, ale cała reszta śmiertelnie nudzi. W tym sensie twórcy „Gorzkiego wina” odrobili lekcję z oczekiwań rynku. Jeśli czegoś się czepiam, to raczej jednowymiarowego humoru, który w tym filmie nie jest poddany żadnej poważnej próbie, a przez to śmieszy mniej. A właściwie nie śmieszy w ogóle.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Co do roli wina w przypadku tego typu filmu nie ma co wiele oczekiwać. Zwłaszcza że różne wersje Hangover nadal mają popyt. Dziwne tylko że scenarzystki z solidnym dorobkiem nie zdołały sklecić czegoś przyzwoitego.