Gentleman’s Wine Selection
O restauracjach i kwestii wieku serwowanych w nich win wspominam w najnowszym numerze Fermentu, który ukaże się wkrótce. Nigdzie nie wygląda to za dobrze, klientom gotowym podjąć koneserskie wyzwanie i zamówić bordoskie grand cru classé czy jakieś dobre cru piemonckie oferuje się za dużą forsę roczniki najczęściej świeże. U nas wygląda to jeszcze gorzej; by pozostać przy bordeaux: albo mamy w karcie wina z ostatnich pięciu lat, albo Château Margaux i inne jaguary z roczników z reguły słabych typu 1997, 1993, lecz w cenach odlotowych. Tego typu wina przeszły przez łapy iluś tam pośredników i przez ileś tam piwnic (piwnic w najlepszych przypadku) i da się nabrać na ich sławę raczej klient naiwny.
Czy może być lepiej? Taką nadzieję ma Paweł Parma, sommelier restauracji Tamka 43 i, jako Gentleman’s Wine Selection, importer starszych roczników win bordoskich. Jego ambicją jest wprowadzenie do naszych kart butelek, o których Michael Brodbaent rzekłby: nadają się już do picia. Czyli, tak na oko, win co najmniej dziesięcioletnich i starszych. Dla próby albo na dowód sensowności swego pomysłu Paweł Parma zaprosił do Tamki 43 kilku winomanów: zaserwowano nam obiad (bardzo dobry), do którego podłożył wertykał Château La Lagune.
Mam do tego wina sentyment; było bodaj pierwszym klasyfikowanym winem Lewego Brzegu, jakie w życiu kupiłem. Ten Haut-Médoc nigdy nie należał do ścisłej elity medokańskiej, lecz zawsze cieszył się estymą i odgrywał rolę „jednej z najlepszych relacji jakości do ceny”.
Paweł Parma przygotował piękną baterię roczników: 1990, 1995, 1996, 2000, 2009 i 2012. Trudno nie zdjąć czapki z głów: pięć roczników uznanych powszechnie za wielkie lub bardzo dobre, jeden – 2012 – za przyzwoity +.
Wniosek generalny pokrywa się z myślą wstępną: na bordeaux (a już zwłaszcza medoki w klasycznym mniej więcej stylu) trzeba długo czekać; inaczej cała zabawa w „zamawianie grand cru classé” nie ma sensu. Z podanych win 1996 i 1995 ledwie zdążyły wleźć na tak zwane plateau, czyli obszar czasu, w którym wino osiąga dojrzałość i jeszcze jej nie traci. 2000 był już jak najbardziej pijalny, ale, wydaje się, wciąż na ścianie wstępującej. 1990 był oczywiście dojrzały, dla mnie nieprzejrzały; mieliśmy z nim pewne problemy: wydawał się najpierw korkowy, wrażenie to powracało i znikało, wreszcie ustąpiło.
W roku 2004 posiadłość została kupiona przez szwajcarski ród Frey; tych samych, którzy zakupili Jabouleta w północnym Rodanie. Na czele stoi Caroline Frey; jej działaniom Château La Lagune zawdzięcza mocną pozycję medialną w ostatnich latach. Zatrudniła jako głównego enologa profesora Denisa Dubourdieu i dwa najmłodsze roczniki naszego wertykału wyszły spod jego ręki. Denis Doubordieu niestety już nie żyje; wprowadził on do La Lagune swoją wizję wina: bardzo wyważonego, długiego, rysowanego delikatną kreską (podręcznikowo: przeciwieństwo Michela Rollanda). 2009 i 2012 dobrze tę zmianę ujawniły; bardzo dobre wina, które jednak wywołały we mnie tęsknotę za smakami, głębią owocu, które znalazłem w w winach starszach; wydawały mi się leciutko wypicowane. Ale może to kwestia ich młodego wieku.
Właśnie. Jeśli Paweł Parma chciał pokazać, że warto mieć w restauracji stare bordeaux, to nasz wertykał przekonałby każdego winomana. Czy także każdego klienta, to inna sprawa; trzeba mieć trochę treningu na podniebieniu za sobą. Nasz gospodarz – elegancko dyskretny – obiecuje, że ceny sprowadzanych starszych roczników będą rozsądne, że butelki nie będą przechodziły przez ręce kolejnych pośredników i że będą/były dobrze przechowywane. Nie trzymam za słowo, bo wiadomo, co się na rynku licytacyjnym dzieje, ale mocno kibicuję przedsięwzięciu.
Spośród degustowanych roczników Château La Lagune do sprzedaży w Polsce trafi 2009, który ma być dostępny od czerwca w Wine & People w cenie 390 zł.
Źródło win: degustowane na zaproszenie importera.