Quo vadis Enoexpo?
Jeśli mamy jesień, to znak, że w Krakowie odbywają się Międzynarodowe Targi Wina ENOEXPO. W zeszłorocznym tekście chwaliłem nową organizację i program, także w tym roku nie zabraknie pochwał, niemniej tytułowe pytanie pada nie bez powodu.
Śmiem twierdzić, że tegoroczna, czternasta edycja pod względem organizacji należała do najlepszych w historii. Organizatorzy potrafią wykorzystać możliwości nowego centrum targowego. Poradzono sobie wreszcie z problemem gości, nazywanych popularnie „torbaczami”, którzy nad degustację stawiają konsumpcję – w tym roku ceny biletów zdecydowanie wzrosły (50 zł). Nawet w tradycyjnie rozrywkowy pod tym względem piątek nie widziałem ani jednej tego typu osoby.
Program seminariów był jeszcze bogatszy niż w zeszłym roku – obdarzeni zdolnością bilokacji mogli wziąć udział w blisko 30 prezentacjach. W tym roku dominowały Węgry – Krajowa Rada Winiarska na Węgrzech we współpracy z Konsulatem Węgier w Krakowie przedstawiła ofertę enoturystyczną naszych bratanków, najlepsze ich zdaniem białe, różowe i czerwone oraz słodkie wina z tego kraju, a także uznanego producenta Heimann z regionu Szekszárd. Ponadto wina z Villány od słynnego Malatinszkyego prezentował nowy importer Wino Makłowicz, którego portfolio przedstawię szerzej już wkrótce. Nieco skromniejsze prezentacje dotyczyły win z południa Rumunii, Mołdawii i Portugalii (zarówno regionu Tejo, jak i szerszego przekroju). Błyskawicznie wyczerpano bilety na Generation Riesling (wina od młodego pokolenia niemieckich winiarzy) i degustację win archiwalnych ze słoweńskich winnic P&F Wineries – zważywszy na skalę tych dwóch ostatnich degustacji, jak i same zaprezentowane tam wina, także one doczekają się wkrótce odrębnych tekstów.
Mieliśmy więc klęskę urodzaju. Sugerowałbym wszakże Organizatorom większą wstrzemięźliwość w przyszłym roku. Ograniczenie liczby degustacji i ustawienie ich grafiku w taki sposób, by możliwe było płynne przemieszczanie się pomiędzy nimi, jest rozwiązaniem pożądanym dla każdej ze stron – uczestników i prowadzących. Nie ma bowiem smutniejszego widoku niż ciekawe wina i ledwie kilka osób na sali, czego powodem jest wciąż trwające seminarium w sali obok. Ponadto przy tej liczbie seminariów zwyczajnie zaczyna brakować czasu na odwiedzenie samych stoisk targowych, a skargi na to zjawisko słyszałem w tym roku od wielu wystawców.
Tutaj dochodzimy do postawionego wcześniej pytania. Czy EnoExpo to jeszcze targi? Moim zdaniem w coraz mniejszym stopniu. Na pewno nie jest to już miejsce – i podkreślałem to w zeszłym roku – gdzie producenci są w stanie znaleźć nowych importerów. Widać to było wtedy i widać to było teraz – na stoiskach „narodowych” świeciły pustki, wystawcy nie narzekali na brak czasu wolnego, a większe skupiska osób znajdowały się jedynie przy tych stanowiskach winiarzy, którzy mimo wszystko są już w jakiś sposób reprezentowani w Polsce.
Za ten stan rzeczy ciężko winić samych organizatorów. Poza nielicznymi przypadkami imprez targowych o uznanej renomie (jak choćby Vinitaly) w większości przypadków importerzy wolą udać się na największe na świecie targi ProWein lub szukać ich na własną rękę. Mniejsze, lokalne wydarzenia – jak EnoExpo czy podobna impreza w Pradze – albo zmienią swój charakter, albo znikną z kalendarza. Inna sprawa – i to już pstryczek dla samych winiarzy – że w wielu przypadkach uznają nasz kraj za miejsce zbytu dla najpodlejszych win. Niektóre z prezentowanych w Krakowie win gruzińskich wołały o pomstę do nieba, a stoisko wloskie było na poziomie nawet nie trzeciej ligi.
Pozostaje więc druga połowa tortu – importerzy poszukujący odbiorców pośród właścicieli sklepów winiarskich, wine barów i restauracji. Pytanie o efekty obecności na targach zadałem wielu importerom, w tym każdemu, którego stoisko było większe niż rok wcześniej. Ani razu nie usłyszałem opinii zdecydowanie negatywnej; mówiono raczej, iż targi stanowią dobre miejsce do pokazania się, zaprezentowania oferty, zwłaszcza gdy jest się nowym graczem na rynku. Nie może być zresztą inaczej – tak naprawdę nie ma innego sensownego miejsca na takie działania (druga edycja warszawskich targów Wine Expo Poland jedynie potwierdziła, że stolica taką imprezą nie jest zainteresowana). Dlatego na EnoExpo od dawna dominują nowi lub mniejsi importerzy, Ci najwięksi – poza Domem Wina i The Fine Food Group – dawno już takie imprezy omijają.
Coraz większa popularność polskiego wina, podbita także wynikami VIII Konkursu Polskich Win i Cydrów o Medal EnoExpo 2016, przełożyła się na zainteresowanie targowe. Winnica Turnau prawdopodobnie nigdy nie narzeka na brak zainteresowanych, a jej stoisko było oblężone przez cały okres trwania targów. Niemniejszą popularnością cieszyła się Winnica Spotkaniówka, a także tradycyjnie prezentujące się na stoisku Polskiego Instytutu Winorośli i Wina inne polskie winnice. Tu wyróżniam przede wszystkim Winnicę Goja – w mojej opinii jeden z debiutów roku, która po świetnych białych winach pokazała też bardzo rasowego, pełnego dobrego, czystego owocu Leonio (100% leon millot). Równie smaczne wino z tego szczepu pokazała Winnica Krokoszówka Górska.
A skoro już przy konkretnych winach jesteśmy, poniżej bardzo subiektywny przegląd najciekawszych win, które zdążyłem spróbować – na wiele zwyczajnie nie starczyło mi czasu (patrz: akapit o seminariach)
Do Krakowa podróżowałem na koszt własny, w seminariach brałem udział na zaproszenie organizatorów. Winicjatywa była patronem medialnym targów.