Domaine Leroy Musigny 1996
Kilka lat temu zwiedzałem winnice w miłym towarzystwie. W dobrych nastrojach, odprężeni rozmawialiśmy o tym, co piliśmy i czego jeszcze chcielibyśmy się napić. Kiedy doszliśmy do Burgundii, ktoś powiedział, że nie ma sensu dyskutować o najlepszych burgundach, bo i tak ich nigdy nie spróbujemy.
Wówczas „burgund” był dla mnie zaledwie konturem – pinotem, chardonnay, regionem... Nie miał jeszcze treści, nazwiska, rocznika, siedliska i energii. Dziś wybieram z kolegami burgundy do karty Geranium i przypomina mi się ta historia. Siedzimy i próbujemy win z takich posiadłości jak Montille, Comte Liger-Belair, Bonneau du Martray, Roulot, Coche-Dury, Vincent Dauvissat, Prieuré-Roch, Frédéric Cossardx. Kręcimy powoli kieliszkami, bo Corton-Charlemagne z Domaine de Montille wydaje się trochę zbity, i plotkujemy o patriarchalnym wychowaniu Huberta de Montille’a, którego postać poznałem dzięki filmowi Mondovino. Pamiętam, że jego win chciałem wtedy spróbować najbardziej. Gdy jeden z uczestników degustacji uniósł w geście toastu kieliszek i powiedział: And here we are, zrozumiałem, że wszyscy przekroczyliśmy granicę, jesteśmy już gdzie indziej.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!