Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Jest życie bez Bordeaux

Komentarze

Jaka jest najlepsza degustacja w Polsce? Pytanie podchwytliwe, temat rzeka. Nie waham się jednak złotego medalu przyznać imprezie organizowanej od lat przez Roberta Mielżyńskiego pod nazwą Grand Cru. Opisywałem ją rokrocznie w czasach przedinternetowych, a potem w sieci w 2009, 2010, 2011 i 2012.

Robert Mielżyński. © Mielżyński Wines & Spirits.

Ten kończący sezon przegląd ma dwie odsłony – poranną, dla prasy i zaproszonych gości, gdy producenci wyciągają przedpremiery, stare roczniki i wina jeszcze do Polski niesprowadzane, oraz popołudniową, gdy kilkaset osób na bruku przed warszawską Fabryką Koronek oraz poznańskimi Koszarami może zdegustować ok. 20% oferty najlepszego importera w Polsce. Nazwa „Grand Cru” wzięła się z tego, że gwiazdami imprezy były dotąd bordoskie châteaux takie jak Kirwan, Palmer czy Domaine de Chevalier, które prezentowały najnowszy rocznik, sprzedawany en primeur. Przez wiele lat była to jedyna w Polsce okazja do spróbowania win, o których akurat gorączkują Parker, Jancis, Twitter i ferajna.

W tym roku, o paradoksie, Bordeaux w ogóle nie wzięło w Grand Cru udziału. Nie dlatego, że rocznik 2012 sprzedaje się en primeur wyjątkowo podle – kilka dni później bordoskie zamki zawitały do Warszawy na oddzielną imprezę. Przy okazji jednak okazało się, że degustacyjna zabawa bez aroganckiego towarzystwa „najlepszych win świata” (we własnym mniemaniu) jest o wiele ciekawsza i bardziej kordialna. Co więc się będzie piło u Mielżyńskiego w nadchodzącym sezonie?

Kryzys trwa, eksploracja półki ultra premium też.

Quinta de Chocapalha – znana i od lat lubiana w Polsce posiadłość enolożki Sandry Tavares przedstawiła m.in. starsze roczniki win białych. I okazało się, że taka Reserva Branco 2009 za 72,30 zł może być naprawdę pyszna i z dalszym potencjałem starzenia (2010 będzie jeszcze lepszy, 2011 nie będzie). Znana i lubiana czerwona Reserva (doskonały rocznik 2007, daleki od dojrzałości; dobrze wydane 98,50 zł) od 2009 nazywa się Vinha Mãe. Nowym winem, na razie niedostępnym w Polsce, jest „CH” – 100% Touriga Nacional ze starych nasadzeń. Zdumiał mnie rocznik 2008, wyjątkowo finezyjny i jedwabisty jak na ten mocarny szczep.

Zdumieniem okazała się także Quinta do Vallado Adelaide 2011. Poprzednie roczniki tego kosztującego 450 zł wina wydały mi się napompowanymi beczką i alkoholem ropuchami. W roczniku 2011 niespodzianka – świetna równowaga, soczystość, dobre ziarno. W tej cenie bym nie kupił, ale wino jest dużej klasy. Nie rozczarowało Vallado Tinto 2011, pewniak za bardzo uczciwe 49,50 zł, a dostępne u Mielżyńskiego butelki magnum to fantastyczna wprost inwestycja do odłożenia w piwnicy na 8–10 lat. Natomiast Reserva Field Blend 2011 wydała m się bardzo beczkowa, a poza tym wino przez kilka lat znacząco i chyba ponad miarę zdrożało (obecnie 139,50 zł). Drogą, ale podniecającą nowością jest Vintage Port Adelaide 2011 (227 zł; wyróżniłem je na niedawnej degustacji wszystkich Vintage Port 2011).

Niebywałe.

To wszystko było jednak niczym przy trzy butelkach zaprezentowanych przez Quinta do Vale Dona Maria – flagowe wino z rocznika 2008 (u Mielżyńskiego aktualnie dostępny rocznik 2010 – 167,50 zł) uderzało duszną potęgą Południa włożoną w racjonalne ramy; przed nim jeszcze 20 lat życia (2011 będzie bodaj jeszcze lepszy). Vinha da Francisca 2011 z młodych winnic smakowało wieprzowiną w sosie sojowym i ciągnęło się w ustach przez długie minuty. A co powiedzieć o Vinha do Rio 2011 (tutaj stare, 100-letnie winnice; 2 tys. but.)? Łączyło słodycz z wytrawnością, głębię z intensywnością, szyk z potęgą. Najlepsze wino czerwone tej degustacji.

Najlepsze białe? Bezsprzecznie J. Hofstätter Gewürztraminer Kolbenhof 2011, wytrawny Gewürz o fantastycznej mineralnej czystości – smakuje jak Riesling grand cru, tyle że z bujniejszym owocem. Rocznik aktualnie dostępny u Mielżyńskiego, biegnijcie szybko, najlepiej wydane 115 zł w sezonie letnio-jesiennym. Inne wina nieco w cieniu – Pinot Nero Barthenau 2010 (225 zł) i 2006 i – przy tej okazji może bardziej przekonujący – Lagrein Steinraffler 2010 (doskonały) i 2009. Kiedy będę piekł dzika, sięgnę po to wino.

Martin Foradori z winiarni Hofstätter (w środku) wygrał konkurs bieli. © Maria Mielżyńska.

Włochy reprezentowały jeszcze trzy winiarnie. U Cordero di Montezemolo Barolo 2009 walczyło z 2008, raz wygrywając (w tańszym Barolo Monfalletto o świetnym owocu i niezłej cenie – 181 zł), raz przegrywając (Bricco Gattera, starzone w 100% nowej beczki, zgodnie z przewidywaniami lepiej wypadło w chłodniejszym, bardziej kwasowym roczniki 2008; 236,80 zł). U Russiz Superiore zapamiętam jedno, najwyższej klasy wino – Collio Rosso Riserva degli Orzoni 1994. 19-letnie Merlot w takiej formie, z takim garbnikiem? Nie do wiary. Optymiści mogą dziś zakupić rocznik 2005 za 172,35 zł i czekać.

Jednak najjaśniej świecącą gwiazdą Italii był z pewnością weroński Tedeschi z pionową mini-degustacją dwóch Amarone della Valpolicella: Classico 2008 (168,50 zł) – 2000 (co za wino!!) – 1997 (mniej harmonijny) i 1995 (już w szczycie) oraz ambitniejsze Monte Olmi 2007 (318 zł, to za dużo) – 2004 (spory cukier resztkowy, ciekawe wino) – 1999 (zielone i kwasowe, czy się zharmonizuje) – 1998 (doskonałe).

Riccardo Tedeschi bez fałszywej skromności. © Marcin Jagodziński.

Na koniec degustacji zostawiłem sobie Hiszpanię. Może podświadomie bałem się beczki. I rzeczywiście, pokąsała dotkliwie w winach Bodegas Roda: nadekstraktywnej Riberze del Duero Corimbo I 2010 (198,50 zł!?!), nieciekawej (dziś?) Rodzie Reserva 2010 (129,50 zł) czy Cirsión 2010, winie co prawda mniej absurdalnym niż w dawnych, dżemowo-alkoholowych rocznikach, ale swoją ceną – 712 zł – budzącym bo ja wiem – politowanie, przerażenie, niedowierzanie? Spróbowaliśmy także dwóch starszych roczników drogiego wina Roda I (bieżące – 199,80 zł), z których 1999 był bardzo dobry, ale raczej nie wielki, a 2002 – uważany za najsłabszy w Rioja w ostatnich dekadach – podobnie jak na tej degustacji, potwierdził, iż jest w istocie świetny.

Smaczniej było jednak w Katalonii. Producent Cims de Porrera z apelacji Priorat potwierdził swoją klasę. Zajrzeliśmy m.in. do drugiej etykiety Vi de Vila (zastąpi obecnie dostępne u Mielżyńskiego Solanes, 89,30 zł) oraz butelkowane dziś osobno Garnatxa 2009 i Clàssic 2009 (czyli 100% Carinyena). To dobre wina, ale tęsknię za czasami, gdy oba szczepu mieszano tu ze sobą w proporcji 20/80% – dawało to wina głębsze i bardziej wyważone. Wystarczyło spróbować bardzo dobrego i zbyt młodego 2004, ciekawego i wciąż żywego 1997 oraz genialnego, pełnego mocy i słońca Cims de Porrera Clàssic 2000. To wino jest moją prywatną legendą, piję je od 2004 r., zawsze wypada wspaniale i uważam się za szczęśliwca, że mam jeszcze kilka butelek, zakupionych w dobrych starych czasach, gdy kosztowało 120 zł, a nie jak dziś – 249,80 zł. Niestety, tę smutną refleksję można odnieść do większości wielkich i drogich win tego świata. To mimowolny wniosek degustacji Grand Cru u Mielżyńskiego.

Legenda wciąż żywa.

Degustowałem, jadłem i piłem na zaproszenie importera.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Anonim

    szkoda, ze w Poznaniu degustacja odbyla sie z mniejszym rozmachem, ale i tak bylo bardzo ciekawie

  • Marek

    Ja na imprezie Grand Cru bylem u Mielzynskiego juz chyba 4 raz i tym razem to byla zdecydowanie najslabsza impreza z dotychczasowych, glownie dlatego ze nie bylo swietnych Bordeaux ktore zwykle byly obecne na Grand Cru ale nawet producenci z poza Bordeaux dopisali w mniejszej ilosci niz w poprzednich latach.

    Co do tytulu ze jest zycie bez Bordeaux to jest on o tyle prawdziwy czy sensowny co zdanie „jest zycie bez win wloskich”czy „jest zycie bez win wegierskich” itd. mysle ze wiekszosc zrozumie co mam na mysli….

    Chcialem napisac jeszcze o jednej sprawie.

    Jako dosc wierny klient Mielzynskiego od samego poczatku, bodajze od 2005 jestem zdegustowany tym ze Mielzynski wprowadzil „nowa swiecka tradycje” taka ze lepsze butelki, z lepszych/starszych rocznikow nie sa dostepne na degustacji otwartej robionej dla klientow firmy, dzieki ktorym Mielzynski funkcjonuje i sie rozwija ale dla grupy znajomych z tzw. branzy. Potem, rozumiem ze w ramach rewanzu ci znajomi cmokajac z zachwytem opisuja te niedostepne dla przecietnego klienta Mielzynskiego wina w ramach przekazu: jaka to znakomita degustacje zorganizowal Mielzynski z wybitnymi winami. Oczywiscie klienci po poludniu na otwratej degustacji obejda sie smakiem, natomiast pretekst zeby napisac o najlepszej imprezie Grand Cru u Mielza jest.

    Szczerze to jestem naprawde zniesmaczony ta sytuacja i to staram sie nie uzyc bardziej dosadnych okreslen. Juz naprawde byloby lepiej gdyby Mielzynski zorganizowal prywatna degustacje dla znajomych bez rozglosu i otworzyl nawet najlepsze wina zamiast organizowac podwojna impreze pod nazwa Grand Cru z tym ze z lepszymi/gorszymi winami dla wybrancow/plebsu. Tylko pokazal tym samym kto dla niego jest wazniejszy, czy klienci czy tez tzw. znajomi z branzy. JA na szczecie nie musze tylko u niego kupowac wina bo mam alternatywe ale szkoda mi wielu innych osob ktore spotkalem na degustacji otwartej, ktore sa klientami Mielzynskiego a zostaly potraktowane jako osoby II kategorii w stosunku do tzw znawcow. A przeciez to ci szarzy-przecietni klienci kupujac wina lub zamawiajac jedzenie w jego restauracji buduja fortune Mielzynskiemu a nie znajomi dziennikarze z branzy.
    Bardzo slabe to wszystko.

    • Wojciech Bońkowski

      Marek

      Miły Panie Marku, każdy ma swój gust i swoje zdanie i ja to szanuję, podobnie jak Pańską ocenę wydarzenia. Chociaż co do faktów („nawet producenci z poza Bordeaux dopisali w mniejszej ilosci niz w poprzednich latach”) mija się Pan z prawdą, bo producentów spoza Bordeaux było nawet więcej niż zwykle – 13 (w 2012r. – 5, w 2011r. – 11).

      Natomiast co do organizacji samej imprezy, to Pańska wypowiedź przypomina narzekanie na to, że rano słońce wstaje, a wieczorem zachodzi. Oczywiście że dla Mielżyńskiego najważniejsi są klienci. Zapewne dlatego organizuje dla nich wielką degustację, na której on i jego dostawcy otwierają kilkaset butelek (jeśli nie więcej) wina zupełnie za darmo, a do tego dochodzi jeszcze koncert.

      Rozumiem Pańskie rozczarowanie, że nie napił się Pan wspominanych w moim tekście starszych roczników. Lecz inni kllienci byliby zapewne jeszcze bardziej rozczarowani, gdyby ich spróbowali, a potem nie mogli ich kupić. Dlatego szczerze mówiąc nie widzę nic nienormalnego w tym, że winiarze udostępnili po jednej butelce (zamiast po 12 czy 24, tak jak po południu dla masy klientów) starszych win do oceny profesjonalnym degustatorom. Nie ma również nic dziwnego, że wina, których jeszcze nie ma w Polsce w sprzedaży, nie były prezentowane szerokiej publiczności. Być może na podstawie wysokich ocen wystawionych przez dziennikarzy trafią w końcu na półki, jak to się stało np. z Pintas z Portugalii.

      Na tej samej zasadzie zamknięty pokaz przedpremierowy filmy odbywa się dla krytyków filmowych. Prototyp nowego telefonu wysyła się do recenzji technoblogerom, a nowy rękopis Chopina zakupiony przez Ministra Kultury, zanim trafi do gabloty, oglądają ze wszystkich stron historycy. Co w tym jest takiego dziwnego?

    • Wojciech Bońkowski

      Marek

      Dodam jeszcze że w zdaniu „Mielzynski wprowadzil nowa swiecka tradycje taka ze lepsze butelki, z
      lepszych/starszych rocznikow nie sa dostepne na degustacji otwartej” również mija się Pan z prawdą. Taka praktyka istnieje od samego początku degustacji Grand Cru. Pisałem to zresztą Panu w dyskusji na blogu Enofaza. Na Winicjatywie przytacza Pan te same argumenty co tam, chociaż już tę sprawę wyjaśnialiśmy.