Burgundia – Święty Graal
Łatwo dąsać się na Burgundię. Ta kraina paradoksów nie jest łatwo dostępna dla miłośników wina. Otacza się murem obronnym, którego przedpole to komplikacje nazw, apelacji, siedlisk, historycznych i rodzinnych zaszłości. Jeśli sforsujemy pierwsze przeszkody, nieuchronnie uderzamy głową w kolejny mur – zaporowych cen. Już to wystarczy, by zrezygnować i wyruszyć na poszukiwanie łatwiejszych zdobyczy. Jednak siła przyciągania burgundzkich win sprawia, że racjonalne argumenty winiarskiej krytyki wydają się tracić znaczenie, a cena wina nie jest już kryterium ekonomicznym, a staje się – jak napisał kiedyś Marek Bieńczyk – pojęciem metafizycznym.
W Burgundii na każdym kroku czekają nas fascynujące nieoczywistości, które sprawiają, że uczymy się wina od nowa. Choćby stosunek do winnych szczepów. Jak napisał mój ulubiony krytyk Andrew Jefford: „Pomysł, że czerwony burgund to po prostu wino z pinot noir, a biały burgund to tylko jeszcze jedno chardonnay, jest dla mieszkańców tego regionu herezją”. To fakt. W Burgundii nie robi się pinot noir, tylko chambertin, clos vougeot albo pommard. Nie powstaje tu chardonnay, lecz puligny-montrachet, meursault lub corton-charlemagne.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!