Wypluwamy nawet w kinie
Wino jest sexy. Tak przynajmniej zdają się myśleć producenci filmowi, którzy chętnie umieszczają akcję romantycznych komedii w winnicach doliny Napa, Prowansji czy Toskanii. Efekty bywają karykaturalne, zwłaszcza gdy za robotę biorą się twórcy z Hollywood. Europejczykom wychodzi to nieco lepiej.
Wino nie ma szczęścia do kina. Ileż to razy widzieliśmy ekranowych bohaterów, z kieliszkiem w dłoni plotących na temat wina dyrdymały, które byłyby nawet śmieszne jako parodia języka zawodowych degustatorów, gdyby nie śmiertelna powaga, z jaką są wypowiadane. Być może te sceny drażnią wyłącznie nas, zakochanych w winie. Dlaczego jednak filmowcom nie przychodzi do głowy, żeby bohater obrazu, który jest, dajmy na to, hutnikiem, wygłaszał z marsową miną tyrady na temat spustu surówki?
****
Ujęcie z lotu ptaka: rzędy równo przyciętych winorośli na łagodnych pagórkach; przy krzewach szczęśliwi (nie trzeba nawet zbliżenia na twarz, żeby to wiedzieć) ludzie przycinają łozy. Na horyzoncie pojawia się lekko zdezelowany, przybrudzony pick-up wzbijający tumany kurzu. Za kierownicą młody, przystojny winiarz, który za chwilę okaże się też ambitny i bezkompromisowy. Przez najbliższe półtorej godziny będzie stawiał czoła złym korporacjonistom, którzy zapragną w niecnych celach przejąć jego winograd. A w międzyczasie zakocha się w bardzo pięknej, charakternej przybyszce z wielkiego miasta.
*****Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!