Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Nie lubię starych, nie lubię młodych

Komentarze

Nie lubię starych win. Choć lepiej byłoby powiedzieć – nie lubię win zbyt starych. Nie cierpię tego momentu, kiedy hołubiona w piwnicy butelka zamiast pięknej głębokiej barwy wysyła ostrzegawcze pomarańczowo ceglaste refleksy; kiedy zamiast głębokich aromatów dojrzewania atakuje zapachami oksydacji przypominającymi zwietrzałe sherry. Kiedy w ustach zamiast aksamitnych tanin czuć tylko piasek winnego kamienia i octową kwasowość. Oczywiście wiele win pijemy zbyt młodych – takie czasy. Dotyczy to przede wszystkim, ale oczywiście nie wyłącznie, bordeaux, burgundów, brunello i barolo. Nawiasem mówiąc, do brunello przekonała mnie dopiero pionowa degustacja starszych – to znaczy kilkunasto- co najmniej letnich roczników Lisiniego, zorganizowana przez jednego z przyjaciół. Pijąc więc tego typu wina zbyt młode, a praktycznie tylko takie są w sprzedaży, skazujemy się na picie win niekompletnych, nie gotowych, pozbawionych prawdziwej elegancji i finezji, które kształtują się latami.

Rivetto Barolo 1964
Za stare.

Jednak każde wino, z wyjątkiem może tokajów, żółtych win z Jury czy wszelkich win wzmacnianych, prędzej czy później osiąga swój kres. Oczywiście nie zawsze jest wówczas popsute, zawsze jednak budzi żal za tym, co było i co odeszło w zapomnienie. Mogę wzruszać się pijąc barolo z 1964, to ze zdjęcia, ale zachwycać się nim nie mogę – to nostalgia, a nie obiektywna ocena pozwala mi je w ogole wypić. Mogę cieszyć się jak dziecko, kiedy Daniel Bouland, wspaniały winiarz i człowiek – znajdźcie mi drugiego takiego Francuza, który przyjmie Was w niedzielę o ósmej rano – otóż mogę się cieszyć pijąc 40-letnie morgon – bo jest nie zepsute. Dobrze to świadczy o winiarzu, jego klasie, czystości jaka potrafi zachować podczas całego procesu winifikacji, ale wino, choć nie popsute, jest zwyczajnie słabe. Po prostu jego czas minął.

Daniel Bouland Morgon Beaujolais
Daniel Bouland ma parę starych win w zanadrzu.

Tym bardziej za to cieszą winne niespodzianki – wina, które powinny już schodzić a okazują się w pełni formy. Piłem ostatnio czternastoletnie Bordeaux, Château Tour du Foussat z 1998 roku. Zwykłe, proste Bordeaux z Prawego Brzegu. Bieżące roczniki kosztują coś w granicach trzydziestu paru zł. Otóż wbrew przewidywaniom wino trzyma się zaskakująco dobrze. Głęboka, ciemna barwa, piękny, elegancki bukiett klasycznego Bordeaux z aromatami dojrzałych owoców, przypraw, pieprzu, konfitur z jeżyn, aksamitne, naprawdę aksamitne taniny i sporo frajdy. Fakt, że 1998 był dla merlota z Prawego Brzegu dość łaskawy, niemniej podręcznikowa ewolucja tego prostego wina budzi zdziwienie.

Chateau Tour du Foussat 1998
Zaskakujące.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.