Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Bor, Mámor, Bénye 2018 – jak było?

Komentarze

Jubileuszowa, dziesiąta edycja naszego ulubionego, tokajskiego festiwalu Bor, Mámor, Bénye za nami. Kto był – nie powinien żałować, dla tych, których zabrakło (szczególnie z uwagi na niesprzyjający kalendarz), mam długo oczekiwaną wiadomość – od przyszłego roku, festiwal powraca do oryginalnego, sierpniowego terminu.

10 edycja za nami. © bormamorbenye.hu.

Ten rok był drugim i ostatnim, w którym impreza odbywała się na początku lipca. Zmiany dokonało poprzednie szefostwo festiwalu (z winiarzem Zsoltem Bergerem na czele, dziś głównym antagonistą obecnych organizatorów), argumentując to chęcią przyciągnięcia większej liczby gości, zwłaszcza tych rodzimych. Ale jak mawia popularne powiedzenie: „operacja się udała, pacjent zmarł”. Dla wielu, regularnych gości Erdőbénye, duży spadek odwiedzających w zeszłym roku był szokiem, chociaż najwięcej ubyło… samych Węgrów – liczba turystów z Polski nie zmieniła się. Dodatkowo mało sprzyjająca okazała się pogoda, ale podobnie jak u nas, w Tokaju sierpień jest zdecydowanie cieplejszy i bardziej słoneczny niż lipiec. Jednak z powodów formalno-organizacyjnych dat w roku 2018 nie można już było zmienić, organizatorom pozostało więc zrobić wszystko, by tegoroczną edycję wspominać jak najlepiej. Czy to się udało?

Degustacja w ogrodzie winnicy Budaházy – Fekete Kúria. © Maciej Nowicki.

Nie będzie zaskoczeniem, że frekwencyjnie nie odnotowano większego progresu, choć po raz kolejny Polacy nie zawiedli i – jak podkreślali to zgodnie sami winiarze – czasami miało się wrażenie, że nasz język dominował w czasie całej imprezy. Wiele osób odwiedziło Erdőbénye po raz pierwszy także dzięki imprezom promocyjnym w Polsce, więc planowane jest powtórzenie tego scenariusza także w przyszłym roku. Warto jednak zauważyć, że niższa frekwencja – jak mówiło mi wielu z gości – jest problemem bardziej dla organizatorów niż samych uczestników. Ci raczej nie cierpią, nie mając problemów ani z dostaniem się na poszczególne degustacje, ani ze znalezieniem wolnych miejsc w ogrodach winnic, ani z kolejkami do zakupu wina – co miało miejsce w najbardziej „tłustych” edycjach tej imprezy.

Degustacja musiaków od producentów z Erdőbénye. © Maciej Nowicki.

Z pewnością nie można było narzekać na sam program. Podobnie jak w zeszłym roku sukcesem okazała się otwierająca festiwal degustacja w ogrodzie winiarni Budaházy Fekete Kúria, z udziałem wszystkich winiarzy Erdőbénye, zwieńczona koncertem zespołu Szabó Balázs Band. Co jest już tradycją, muzycznego urodzaju nie brakowało zresztą przez całą imprezę. Zainteresowani mogli wziąć także udział w porannych zajęciach jogi, śniadaniach w ogrodach winiarni, a nawet wycieczkach rowerowych do winnic (Karadi-Berger). Zdecydowanie powiększył się blok samych degustacji – od przeglądu win musujących prezentowanych w winnicy Préselő, poprzez starsze roczniki win czy możliwość porównania różnych stylów win z różnych regionów Węgier w winnicy Pro Vinum aż po pionową degustację Aszú w winnicach Vayi i Béres. Na prawdziwe centrum seminariów wyrósł jednak zeszłoroczny, festiwalowy debiutant – Sanzon Tokaj, gdzie odbyły się m.in. warsztaty dotyczące win ekologicznych i organicznych czy wpływu rodzaju kieliszka na smak wina (z prezentacją coraz popularniejszego w regionie, specjalnie zaprojektowanego przez firmę Riedel, kieliszka do furminta).

Lokalna gastronomia na otwarciu festiwalu. © Maciej Nowicki.

Natomiast słabiej niż w latach ubiegłych zaprezentowała się część gastronomiczna. Wprawdzie organizatorom należy się uznanie za zaproszenie do współpracy lokalnych stowarzyszeń (na kształt polskich kół gospodyń wiejskich), które w czasie czwartkowej degustacji przygotowywały lokalne, tradycyjne przysmaki, natomiast tego z czego zawsze słynął festiwal – stoisk dobrych restauracji, serwujących świetne jedzenie, stanowiące często naprawdę niezwykłe połączenia kuchni węgierskiej i międzynarodowej – trzeba się było mocno naszukać. Na szczęście poszukiwania nie wymagało to co najważniejsze w tym festiwalu – wino. Oto moje typy z tegorocznego festiwalu:

Róbert Péter i Diokut 2017. © Maciej Nowicki.

Ábrahám Pincekolejny raz rozpoczynam wyliczankę od winnicy Róberta Pétera i jego żony Enikő Ábrahám, ale nie powinno to dziwić – robią dziś zdecydowanie najlepsze wina w Erdőbénye i jedne z najlepszych w regionie. W tym roku na festiwalu zabrakło kultowej Doxy (ale będzie dostępna w ofercie polskiego importera – Lutomski Wino), a jej miejsce zajął Harsmint 2017 (♥♥♥+) – jak można domyślać się po nazwie, kupaż hárslevelű i furminta, częściowo starzony w beczce. Aromaty białych owoców, wyraźnie podbite nutami dębowymi, dobra kwasowość, ale i mocniejsza struktura i wyraźniejszy alkohol. Tęskniącym za zwiewnością Doxy, zdecydowanie polecam inne wino – Diokut 2017 (♥♥♥♡), czystego furminta z równie czystą kwintesencją młodego owocu (skórka jabłka, cytryna, pigwa), wyraźną taniną, mineralnością i znakomitą kwasowością. W podobnym stylu utrzymany jest też Kakasok 2017 (♥♥♥♥+, także furmint, wyłącznie stalowe kadzie, więcej nut słonawych), za to Kőleves 2017 (♥♥♥♥♡, pół roku w beczce, mocniejsza struktura, pikantne nuty, wyraźna tanina i długi, owocowy posmak) będzie świetnym wyborem do dłuższego odłożenia w piwniczce.

Warto! © Mateusz Papiernik / Winne Przygody.

Csite – z każdą degustacją win od tego garażowego producenta (nie więcej niż 1000 butelek rocznej produkcji) podobają mi się one coraz bardziej. Brak pośpiechu z wprowadzaniem na rynek, soczysty owoc, świetna, wyraźna kremowa struktura i umiejętne zbalansowanie w winie słodyczy i kwasowości. Ten styl prezentował znany już z wcześniejszych tekstów (i wciąż w świetnej formie) Toplec Furmint 2013 (♥♥♥♥), teraz odnalazłem go w Birtok Furmint 2015 (♥♥♥♥) – i już żałuję,  że kupiłem go tak mało. Przy okazji – podwórko winiarni dołączyło do tych, gdzie zabawa trwała do późnej nocy.

To był jeden ze znaków tegorocznego festiwalu. © Maciej Nowicki.

Sanzon Tokaj – pisałem wiele o jakości win z debiutanckiego rocznika i o fenomenalnym Hárslevelű 2016, a wszystko wskazuje na to, że nowy rocznik 2017 jeszcze przebije go swoją jakością. Właściwie każde wino jest godne polecenia – od Hárslevelű 2017 (♥♥♥♥) tym razem 8 miesięcy w nowej beczce, z aromatami białych kwiatów, cytrusów, mocniejszą strukturą, ale i wciąż spora ilością nut „mokrego kamienia”), przez soczysty, kompleksowy Classic 2017 (♥♥♥+) po powstający po raz drugi w historii winnicy Selection 2017 (♥♥♥♥♡), wino niesamowicie złożone, gęste, świetnie zrównoważone (10 g cukru/l, 8,5 g kwasowości/l), pełne cytrusów, brzoskwiń i pieczonego jabłka, z lekkimi nutami wanilii (10 miesięcy w nowej beczce). Potencjał na lata. W czasie samego festiwalu wina nie były jeszcze dostępne, ale o atmosferę dbało musujące, zwiewne i bardzo odświeżające Sanzon-Habzó 2017 (♥♥♥).

Świetne wina od Zoltána Jakaba. © Maciej Nowicki.

Jakab – pisząc o winnicach, które poradziły sobie z rocznikiem 2015, w szczególności miałem na myśli właśnie wina od Zoltána Jakaba. Ten niegdyś mikroskopijny producent, pod względem areału upraw tak mały już nie jest (aktualnie ponad 2,5 hektara), ale wina nadal nie powstają w dużych ilościach – to zwykle około 500 butelek danej etykiety. I warto kupować, póki są. Padi-hegy 2015 (♥♥♥♡) to 100% furminta w charakterystycznym dla producenta stylu – wyczuwalna beczka, wyższy alkohol (13,4%), mocna struktura, ale w połączeniu z dojrzałym owocem i dbałością o balans poszczególnych składników, całość robi naprawdę dobre wrażenie  Tę samą stylistykę, ale – co niezwykłe – jeszcze wyższą kwasowość odnajdziemy w winie… cztery lata starszym, Padi-hegy 2011 (♥♥♥♥), którego ostatnie butelki wciąż są dostępne! Świetne wrażenie robi też Rany 2015 (♥♥♥♥), choć tutaj nuty dębowe ustępują tym skalistym, wręcz krzemiennym, wyraźnej mineralności i oszczędnemu owocowi (młode jabłko i skórka cytryny).

Festiwalowa klasyka od Préselő. © Maciej Nowicki.

Oprócz wymienionych producentów, dużą przyjemność dawały także: dobrze ułożony Furmint Meszes 2015 z winnicy Bardon (♥♥♥+), musująca klasyka – Habzó Hárs 2017 z winnicy Préselő (♥♥♥) czy bardzo przyjemny, pełny żółtych owoców, nut muszkatowych i korzennych, Sárgamuskotály 2017 z winnicy Béres. (♥♥♥)

W przyszłym roku wracamy do dat sierpniowych!  © bormamorbenye.hu.

W roku 2019 festiwal Bor, Mámor, Bénye odbędzie się w dniach 15-18 sierpnia, więc plany na długi weekend można układać już teraz. Do zobaczenia w Erdőbénye!

Do Erdőbénye podróżowałem na koszt własny, w festiwalu i poszczególnych punktach jego programu uczestniczyłem na zaproszenie Organizatorów. Winicjatywa i Ferment byli patronami medialnymi festiwalu Bor, Mámor, Bénye.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.