Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Bor, Mámor, Bénye 2017 – nowe otwarcie

Komentarze

Minął miesiąc od zakończenia tegorocznej edycji naszego ulubionego festiwalu w Tokaju – Bor, Mámor, Bénye w Erdőbénye. To dobry moment na jego podsumowanie.

Po raz pierwszy w nowym terminie. © Bor, Mámor, Bénye.

Bez cienia wątpliwości festiwalowym tematem numer jeden był nowy termin wydarzenia, który zapowiadałem już w poprzednich tekstach (choćby tym i tym), przy okazji tłumacząc powody tej zmiany. Czy zakładany cel został osiągnięty? Tu zdania są podzielone. Z jednej strony dało się zauważyć wyraźnie mniejszą liczbę gości, zwłaszcza w sobotę, która do tej pory zawsze była najpopularniejszym dniem festiwalu. Z drugiej – sami organizatorzy podchodzą do tegorocznej frekwencji z umiarkowanym, ale jednak optymizmem. Z ich punktu widzenia najistotniejsza jest liczba sprzedanych biletów w przedsprzedaży, a wśród nich – karnetów na wszystkie dni festiwalu. W obu tych przypadkach, sprzedaż była na bardzo zbliżonym poziomie do zeszłorocznej, co biorąc pod uwagę tak zdecydowanie różny od wcześniejszych termin należy jednak uznać za sukces. Zabrakło gości weekendowych, ale na ich obecność duży wpływ mogła mieć fatalna pogoda. Zapowiadane burze i deszcze skutecznie odstraszyły tych, którzy zwykle dopiero w weekend docierali do Erdőbénye z Budapesztu, a także z samego regionu. Dodatkowo sama skala sobotniej nawałnicy (połączonej z gradobiciem) skutecznie wystraszyła pozostałych. Czy za ten spadek gości odpowiada wyłącznie pogoda, będziemy się mogli przekonać w przyszłym roku.

Inauguracyjna degustacja okazała się dużym sukcesem. © Maciej Nowicki.

Nie ma natomiast wątpliwości, że dużym sukcesem okazała się otwierająca festiwal degustacja, a to za sprawą kolejnej zmiany jej formuły – tym razem chyba ostatecznej. W poprzednich latach wyglądało to różnie – albo degustacja rozpoczynała się zbyt późno, a przedłużający się serwis win sprawiał, że uczestnicy zamarzali na świeżym powietrzu, albo jedna z przygotowywanych na tę okoliczność sal okazywała się za mała i za duszna, albo – jak w zeszłym roku – nie odbywała się w ogóle. Teraz postawiono na degustację stolikową, odbywającą się na świeżym powietrzu, w dużym ogrodzie winnicy Budaházy– Fekete Kúria. Każdy z 11 producentów prezentował jedno ze swoich win, które można było zdegustować (w cenie biletu), a swoich faworytów także zakupić dla dalszej konsumpcji. To, w połączeniu z rozstawionym gastronomicznym bistro i odbywającym się później (i nie przerywającym w żaden sposób części winiarskiej) koncertem, sprawiło że czwartkowa degustacja imponowała liczbą gości. A przy okazji pokazała, jakie winiarnie warto odwiedzić w kolejnych dniach.

Doxa z Ábrahám Pince – jeszcze bez etykiety, a już najlepsza. © Maciej Nowicki.

Dla mnie tegoroczna edycja festiwalu miała trzech zwycięzców. Po pierwsze – Ábrahám Pince. Jestem wiernym fanem Roberta Pétera – filozofa z wykształcenia i całkowitego samouka w kwestii produkcji wina, a mój szacunek do jego pracy rośnie z każdym kolejnym rocznikiem. Nie inaczej było w tym roku. Podstawowe wino tego producenta – Doxa 2016 (♥♥♥♥) – używając kolokwializmu „pozamiatało”. Niesamowicie świeże, orzeźwiające, skaliste, z nutą cytrusową, mogłoby być substytutem picia wody prosto z potoku. A przy tym – jest to jedno z najtańszych win w Erdőbénye (2800 HUF, przy zakupie 6 butelek i więcej przyjemne dla kieszeni rabaty). W roczniku 2016 duże wrażenie robi także Diókút (♥♥♥♡) o jeszcze bardziej wyraźnej, skalistej budowie i Kerektölgyes 2016 (♥♥♥♥), który w bukiecie daje jeszcze znać o fermentacji w beczce, ale później dominują już nuty mokrego kamienia, mineralności i wyraźna tanina. Duży potencjał, ale i autentycznie garażowa produkcja – powstało ledwie 140 butelek. Z wciąż dostępnych starszych roczników polecam w szczególności cytrusowo-pikantny Köleves 2013 (♥♥♥♡), słonawo-taniczne Serpa 2014 (♥♥♥♥), a przede wszystkim cytrusowo-ziołowe Reserve 2013 (♥♥♥♥♥), które ma przed sobą minimum dekadę kariery.

Doskonały musiak od Préselő. © Maciej Nowicki.

Po drugie – chwalone już przeze mnie kilkakrotnie Préselő. Ta młoda winnica (założona w 2013 roku), także z roku na rok notuje jakościowy postęp, a są nisze, w których od dawna jest wyborem nr 1 – jak lekko musujący Habzó Hárs (♥♥♥), który za każdym razem stanowi idealną receptę na orzeźwienie. W roczniku 2016 jest go chyba najwięcej w historii, a ultra-przyjemne aromaty młodych jabłek i białych owoców zawdzięczamy tym razem kupażowi hárslevelű (w przewadze), furminta i sárgamuskotály. Ten ostatni szczep występuje także solo i ogłaszam, że obok analogicznego wina z winnicy Patricius jest to absolutna czołówka wytrawnego sárgamuskotály w regionie (♥♥♥♡). Jakby tego było mało, w winnicy znajdziemy też absolutną perełkę – wino musujące z rocznika 2014 (♥♥♥♥♡) powstałe metodą klasyczną (2 lata na osadzie, kupaż furminta i hárslevelű), które tylko potwierdza wygłoszone przeze mnie 2 lata temu stwierdzenie – Zsolt Nagy ( oraz jego enolog – Árpád Zöldi-Kovács) mają naprawdę rękę do musiaków. Cytrusy, lekkie nuty naftowe, sporo kremowej struktury i ZERO cukru – oto recepta na sukces. I obowiązkowy zakup (powstało tylko 900 butelek).

© Maciej Nowicki

Po trzecie – sygnalizowany już przeze mnie debiut winnicy Sanzon Tokaj. To, że każdy furmint z rocznika 2015 zebrał świetne recenzje, to jedno, ale bieżący – 2016 – jest jeszcze bardziej dopracowany i co tu dużo ukrywać – naprawdę ekscytujący. Świadczy o tym przede wszystkim pierwsze w historii winnicy Hárslevelű (♥♥♥♥♥) – wino, w którym mineralność, lekkie cytrusowe nuty i świetna kwasowość są połączone w perfekcyjny sposób. Nie jest to tylko moja opinia. Winem zachwyciła się sama Królowa Hárslevelű – Stéphanie Berecz z winnicy Kikelet. Jego oficjalny debiut zapowiadany jest na koniec roku, ale szczęściarze, do których się zaliczam, mieli już możliwość zakupu – butelki rozlewała, zamykała i podpisywała przesympatyczna właścicielka winnicy, Erika Rácz.

Życie festiwalu tradycyjnie na ogrodach winnic. © Bor, Mámor, Bénye.

Z pozostałych próbowanych w czasie festiwalu win smakowały mi jeszcze trzy poniższe, choć należy pamiętać, że z uwagi na nowy termin nie wszyscy winiarze zabutelkowali już wina z nowego rocznika (jak choćby Budaházy Fekete Kúria czy Karádi–Berger), stąd w całym tekście skoncentrowałem się przede wszystkim na debiutach.

Powrót do wielkiej formy. © Maciej Nowicki.

Jakab Tokaj Furmint Kulcsár 2015 (♥♥♥♥) – od początku podobał mi się styl tego producenta, wina z rocznika 2013 zaliczam do najlepszych furmintów, które wówczas powstały. Rocznik 2014 wypadł trochę słabiej, ale Furmint Kulcsár 2015 to powrót do wysokiej formy – czyściutkie, z dobrze wtopioną beczką i naprawdę długim posmakiem.

Mimo 4 lat na karku – wciąż młodziak. © Maciej Nowicki.

Csite Toplec Tokaj Furmint 2013 (♥♥♥♡) – kolejny garażowy producent, który nie śpieszy się z wypuszczaniem win na rynek. Dzięki temu w nasze ręce trafia perełka z doskonałego rocznika – dojrzałe cytrusy, nuty krzemienia, delikatne akcenty jodyny – całość naprawdę w dobrym stylu.

Kolejne dobre wino z winnicy Vayi. © Maciej Nowicki.

Vayi 10 Soros 2016 (♥♥♥♡) – w porównaniu z poprzednim rocznikiem ma mniej mineralności, a więcej owocu i nut ziołowych. Całość bardzo przyjemna w odbiorze, potwierdzająca tezę, że wina Krisztiána Ungváry należą do czołówki Erdőbénye.

W przyszłym roku – ponownie w lipcu! © Bor, Mámor, Bénye.

Organizatorzy Bor, Mámor, Bénye zdecydowali, że także w przyszłym roku festiwal odbędzie się na początku lipca (5-8.07.2018). O tym jednak, że natura nie znosi próżni, najlepiej może świadczyć fakt, że w niejako „zwolnionym”, sierpniowym terminie w tym roku… także odbędzie się festiwal. Művész-Beálló (tłumaczenie w języku angielskim – „Jam for Joy” najlepiej oddaje charakter imprezy) to na razie kameralne wydarzenie, które odbędzie się w sobotę, 12 sierpnia z udziałem trzech winnic – Ábrahám Pince, Budaházy Fekete Kúria i Vincze Tamás Pincéje (gościnnie z Sárospatak), którym towarzyszyć będzie jedzenie i muzyka. Koncepcja jakby znajoma, stąd sam jestem ciekaw, jak rozwijać się będzie w przyszłości. I z pewnością o tym poinformuję!

Plakat w winnicy Ábrahám Pince chyba najlepiej oddaje atmosferę festiwalu. © Maciej Nowicki.

Do Erdőbénye podróżowałem na koszt własny, w festiwalu i poszczególnych punktach jego programu uczestniczyłem na zaproszenie Organizatorów. Winicjatywa była patronem miedialnym festiwalu Bor, Mámor, Bénye.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • (Blogger)

    Maćku, piszesz, że „Csite Toplec Tokaj Furmint 2013 (♥♥♥♡) – kolejny garażowy producent, który nie śpieszy się z wypuszczaniem win na rynek.” — ale Norbert na festiwalu miał też już zabutelkowane wino z 2015 z tej parceli, choć właśnie 2013 zdecydował się pokazać na otwierającej degustacji. Piętnastka to jednak zupełnie inne stylistycznie wino.

    • (Winicjatywa)

      Mateusz Papiernik

      „Już zabutelkowane wino z 2015” w lipcu 2017 to jest właśnie niespieszenie się z wypuszczaniem na rynek ;-)
      Tym bardziej że produkcja Csite, jeśli dobrze pamiętam, wynosi mniej niż 1000 but.

      • (Blogger)

        Wojciech Bońkowski MW

        Oczywiście, ja rozumiem, że to niespieszenie się :-) Zdanie Maćka zrozumiałem jako „2013 był najmłodszym dostępnym rocznikiem”, tak ten skrót myślowy mi się jakoś ułożył. Norbert Csite, jeśli dobrze pamiętam, robi w IT i winnica to w ogóle mocno hobbystyczny i garażowy projekt. Chciałbym więcej pić takich hobbystów. :-)

  • A propos pogody. Byłem w Tokaju (w tym i w Erdőbénye) od poniedziałku 10 lipca do środy 13 lipca i było wspaniale. :-) Dużo słońca, cieplutko i zero deszczu :-) (coś czego mi najbardziej brakuje w Polsce :-( ).

    Gdybym wtedy wiedział to co wiem dzisiaj ;-) na pewno nie omieszkał bym odwiedzić Sanzon i Préselö. Te hárslevelü i musiaki brzmią bardzo zachęcająco. A tak no cóż musiałem zadowolić się wizytami u innych producentów (czego absolutnie nie żałuję;-) ).

    Do następnego razu. :-)