Beethovena zabiło kiepskie wino?
Kilka miesięcy temu Fabrizio Bucella, profesor Wolnego Uniwersytetu Brukselskiego i autor książek o winie opublikował na łamach belgijskiego portalu La Libre Belgique artykuł, który rzuca nowe światło na śmierć Ludwiga van Beethovena.
Po jego zgonie lekarze stwierdzili u niego zaawansowaną marskość wątroby, zapalenie trzustki i zapalenie otrzewnej, a schorzenia te złożono na karb nadmiernego spożycia wina. To nie zamknęło jednak dyskusji na temat śmierci słynnego wiedeńczyka ani roli wina w tym zdarzeniu. Badania toksykologiczne włosów i kości kompozytora wykazały wysokie stężenie ołowiu. Niektórzy podejrzewali ołowiane naczynia, ale hipoteza ta została przed laty zakwestionowana przez amerykańskich uczonych.
W 2013 roku powróciła wraz z badaniami Michaela H. Stevensa z Uniwersytetu w Utah, który zaproponował jej inną wersję: zatrucie ołowiem w wyniku spożywania zanieczyszczonego wina. Bucella idzie tym tropem. Zauważa, że Beethoven lubił wina reńskie, węgierskie (z Budy) i szampany. Zarówno nad Renem, jak i na Węgrzech popularna miała być w pierwszej połowie XIX wieku praktyka chrzczenia wina tlenkiem ołowiu, który je zmiękczał i wzmacniał jego słodycz. Sekretarz kompozytora Anton Schindler notował, że Beethoven, zakochany w winach z Budy, nic sobie nie robił z dolegliwości żołądkowych, jakie mu one fundowały.
Przypomnijmy, że urodzony nad Renem kompozytor był wielkim miłośnikiem wina. Porównał do niego swoją VII Symfonię. Jedne z ostatnich słów, jakie mu się przypisuje, miały brzmieć: „Szkoda, szkoda, za późno!”, a wypowiedziane zostały na wieść o przybyciu win z Moguncji. Wine Spectator kończy swoje omówienie tekstu Bucelli stwierdzeniem, że być może to właśnie kiepskie wino odebrało światu X Symfonię, której mistrz nie ukończył. Z drugiej strony, kilka miesięcy przed śmiercią zdążył stworzyć fenomenalne kwartety smyczkowe, a trudno wyobrazić sobie, by przy ich pisaniu odmawiał sobie kieliszka (a raczej butelki) ulubionego wina z Budy.