Głos spod miotły (2)
Po meczu Polska–Czechy wracam z chmur, zmywając resztki białoczerwonej pasty rozmazanej na gębie, do rzeczywistości i prawdziwego konkretu. Co nie znaczy, że jestem już gotowy do rozmowy o winach za 9,99 zł. Wprost przeciwnie, mam potrzebę mało praktyczną i rzadko realną, rzadko łatwą do szybkiego spełnienia, potrzebę zachwytu. Myślę wciąż o bramce Błaszczykowskiego w meczu z Rosją, o jej nieprawdopodobnej, by tak rzec, inności, gdyż, choć wynikła z bardzo precyzyjnego strzału, to nie sposób było nie odczuć, że wynikła również z desperacji, z jakiegoś niezwykłego skumulowania energii, z aktu duchowego, z niebotycznego pragnienia.
Dostaliśmy w Euro w tyłek i, jak wszyscy, których to tyka, myślę o tym ogólnie, a to tchórzliwa gra na remis, a to brak strategii, a to wykrwawienie się w pierwszych minutach i tak dalej. Ale chwilami – z drugiej strony – myślę też, że cała ta porażka zbawiona jest ową bramką Błaszczykowskiego, że zachwyt, uniesienie, wniebowstąpienie, które przyniosła, przebijają wszystko, nawet poczucie klęski.
Tak i nie, oczywiście. Ale przy winie bez zachwytu wytrzymać się dłużej nie da. Nie da się zbyt długo zachwycać fantastyczną relacją jakości do ceny. Zachwyt jest życiodajny, konieczny, przy winie także. Jak mówi Christine Singer: Być może naszym najbardziej naglącym obowiązkiem, największym zadaniem jest nieporzucanie za żadną cenę nitki zachwytu. Dzięki niej wyjdę żywo z najciemniejszego labiryntu.
Piłem więc sobie przedwczoraj, siedząc przy pysznym makaronie w Pasta Mia (gdzie można przyjść z własnym winem; bardzo polecam to miejsce), wino z chenin blanc, Jasnières Les Rosiers 2002, z biodynamicznej, świetnej posiadłości nadloarskiej Domaine de Bellivière. Miłe towarzystwo, nastrój przedmeczowy, smak oczekiwania podbijały rzecz jasna smak wina, dodawały mu jakości – ale z pewnością samo w sobie na zachwyt (coś z zachwytu) zasługiwało. Jedenastoletnie, z leciutką nutą utlenioną, ożywione bardzo ładnymi, nieagresywnymi, dojrzałymi nutami cytrusowymi, o świetnym bukiecie (większość białych win lubię pić z burgundzkiego riedla) i równowadze tak dobrej, że trudno było powiedzieć, czy jest w nim jakiś cukier resztkowy (często w Jasnières bywa), czy też nie.
Później poszło się na mecz, wlazło do ciemnego labiryntu, więc teraz przypominam sobie wino, światełko w tunelu.
Jest dość łatwe do dostania w Paryżu, kiedyś kosztowało ok. 20€, teraz pewnie ze 25.Piłem i jadłem na koszt własny.