Wino poranne
Na kontretykiecie jednego z pitych ostatnio win (zresztą znakomitego – opisałem je tutaj) winiarz zamieścił krótki opis. Trochę standardowy, trochę poetycki, ale w sumie ciekawy. Dowiadujemy się, na jakiej glebie rośnie winorośl (ciekawe dlaczego to takie ważne dla większości winiarzy, bo jak wiadomo gleba nie ma wpływu na smak wina…?), potem przechodzimy do opisu aromatów, a na koniec garść porad kulinarnych. I tu bomba, bo poza potrawami lokalnymi, kiszoną kapustą i owocami morza autor rekomenduje to wino „o godzinie 10”.
O godz. 10 raczej się nie je żadnego posiłku, więc nie jest to wino do jedzenia ani na aperitif, tylko po prostu do popijania. Nie mam nic przeciwko, sam chętnie popijam wino o różnych porach. Różne dziwne wina takie jak porto tawny czy gruzińskie półsłodkie czerwone, które moim zdaniem nie nadają się specjalnie do posiłku, chętnie polecam – ale jako wina „na godzinę 17”. Natomiast godzina 10 rano nie przyszłaby mi do głowy. Pomijając prozaiczny fakt, że większość społeczeństwa o tej porze pracuje, czuję jakiś opór przed piciem wina o tej porze. Wiem że niektórzy piją wino do śniadania, niektórzy wręcz piją cały dzień. Ja po pierwszy kieliszek sięgam gdzieś koło 12. A Wy?