Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Jeszcze o mineralności

Komentarze

Jeszcze kilka słów o mineralności po artykule Sławka Chrzczonowicza i ciekawych komentarzach do niego. Pojęcie powstało na początku lat 1990., ponoć po raz pierwszy użył go dzisiejszy nestor francuskich degustatorów Michel Dovaz. Jakkolwiek było, wprowadzili je do słownika degustacyjnego krytycy winiarscy, czy, jak kto woli, „winopisarze”, a nie enolodzy czy chemicy. Notabene „mineralność” we francuszczyźnie ma nieco szerszy zakres znaczeniowy niż po polsku, może być odczuwana bardziej metaforycznie, określa wprost (my to musimy dogadywać) coś czystego, zimnego, przeźroczystego.

Dzisiaj można kpić z „poetyckości” tego określenia i z łatwości jego użycia, sam to nieraz czynię, lecz nie ma wątpliwości, że w dużej mierze kształtuje ono sposób dzisiejszego myślenia o winie. Bez względu na brak naukowej precyzji odgrywa ono ogromną rolę nie tylko w obecnym krytycznym i, w mniejszym stopniu, konsumenckim (ale określenie dociera powoli pod strzechy) dyskursie o winie, lecz również w samej produkcji. Nie mam bowiem wątpliwości, że w wielu miejscach winiarze zaczęli brać to określenie pod uwagę i profilować (w jakimś stopniu) swoje wina pod jego kątem. W tym sensie daleki byłbym jednak od kpin i dowcipkowania na temat humanistów, którzy, mając siano w głowie, gadają, co im ślina na język przyniesie. Nazwali oni językiem metaforycznym zjawisko, które nie istniało w świadomości; to był pierwszy etap, teraz nadchodzi etap rewizji.

Michel Dovaz
Michel Dovaz: to wszystko przez niego! © Laradiodugout.fr.

Być może należy spojrzeć na modę „mineralności” już historycznie, to znaczy jak na zjawisko, które w tej formie językowej tak czy inaczej przeminie, czy też będzie ewoluowało. Tak jak przeminęły niektóre dawne sposoby mówienia o winie, na przykład – dla dzisiejszego ucha nieznośne – a powszechne jeszcze latach 60. porównania win do rozkwitających dziewcząt itd itp. Obecna dyskusja na łamach Winicjatywy – która jest echem rozważań przewijających się przez różne pisma i fora od paru lat – świadczy też o tym, że pojęcie „mineralności” osiągnęło punkt krytyczny. I dobrze, jego użycie zaczęło tracić wszelką ostrość; stało się ono typowym słowem-wytrychem i właściwie synonimem terroir. Mówi się „terroirystyczne” i „mineralne” i właściwie wychodzi to na jedno.

Pojawiły się zatem różne demistyfikacje pojęcia. Artykuł Sławka, cytowany artykuł Ewy Wieleżyńskiej, Wojtka Bosaka, artykuł cytowany przez Sstara, także moje przytoczenia prasy zagranicznej w felietonie dla Magazynu Wino, pokrywające się z dwoma ostatnimi, to tylko jedne z wielu prób rozdarcia stereotypu. W moim odczuciu Sławek Chrzczonowicz ma rację, przenosząc niejako sedno określenia z doznań aromatycznych na smakowe. Wydaje się, że już powszechnie wiadomo, iż zapachy uznawane za „mineralne” wiążą się w dużej mierze z różnego rodzaju nutami siarkowymi; pamiętam sprzed paru lat, jak podczas wizyty u Denisa Dubourdieu, przywoływanego w jednym ze wspomnianych artykułów, mój neoficki zapał promineralny został dość szybko przez profesora, specjalistę od drożdży i od procesów fermentacyjnych, powstrzymany.

minerality in wine
Istnieje czy nie istnieje? © Notable and/or Potable.

Sławek ma też w mym odczuciu rację, nie wylewając dziecka z kąpielą: jeśli nawet pojęcia „mineralności” nadużywamy, stoi za nim rzeczywistość, bez której trudno o winach myśleć. Ciekawe (choć nieco ryzykowne) wydaje mi się utożsamienie mineralności z bogactwem materii (czy raczej: ze szczególną dojrzałością materii, jej obfitością, która nie nuży), jaką przynoszą wina biodynamiczne. To teza do obgadania, może za tydzień.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • Anonim

    A czy nie jest po prostu tak, że termin
    ‚mineralność’ jest używany, jak wiele innych w opisie wina, nieco
    metaforycznie?  Używamy tego terminu chcąc,
    jak sądzę, podkreslić niektóre cechy wina, takie jak pewien chłód, surowość itd.
    połączona z bogactwem smaku. Wtórnie starmy się to połaczyć z rodzajem gleby, sposobem
    uprawy winorośli…ale pierwotnie termin jest związany po prostu z odczuciami
    zmysłowymi. I na pewno bywa nadużywany ale sądzę, że pomimo pewnego nadużywania
     dobrze oddaje niektóre połączenia
    smakowe. A jeśli ktoś chce próbować go ściśle łaczyć z zawartością soli
    mineralnych w winie to już trudno, może J.

  • cerretalto

    Z jednej strony są określenia w rodzaju „kobieca kamienność” or so :) czy i inne wciągające, pobudzające i rozszerzające horyzonty określenia używane ze smakiem w przejrzystym kontekście. Ale z drugiej strony mamy nadużywanie słów przez permutatorów produkujących półautomatyczne opisy na akord i uważających się za humanistów. Nie śledziłem tej wieloletniej dyskusji o mineralności, ale myślę, że wielu krytykującym chodziło nie tylko o nadmiar słówek i przeciążanie ich znaczenia, ale być może także o wiele niejasności w wyjaśnianiu tych znaczeń. Dodatkowy problem jest w tym, że niektórzy z tych nadużywających często starają się robić wrażenie winopisarzy-znawców, ale to dłuższy temat.

    Co do tego, że w winie „usta” są dużo bardziej istotne niż „nos”, to mam absolutną pewność od czasów Montrose 1996 z http://www.collegiumvini.pl/main2.php?r=cv&p=159 :)
    Czasem mam chęć użycia słowa „mineralne”, ale raczej w tym francuskim znaczeniu, które ująłbym nieco inaczej, ale chyba dość podobnie – jako coś przejrzystego, chłodnego, ze sporą materią w tle przy nieco przygaszonym owocu. Ale mineralność i owoc to nie są dla mnie przeciwieństwa. Taka chęć pojawia mi się czasem przy Fiano di Avellino, ale czasem też przy Chianti Classico, np. Badia a Coltibuono.