Wino i różnia
Degustacja Chilean Wine Tour okazała się dla mnie transgresją ze wszech miar bolesną. Transgresją jest każda konsumpcja, lecz konsumpcja tego typu produktów winiarskiego kapitalizmu ma w sobie coś zdehumanizowanego. Przenicowuje pijącego, stanowi wziernik do uniwersum bez życia, jakim jest współczesna chemia przemysłowa. Niewielkie pocieszenie, że to spojrzenie w nicość inspiruje kilka ważnych pytań o istotę.
Kim jest Pijący? Dlaczego widzi się z butelką chilijskiego sauvignon blanc dostępnego na stacji benzynowej? Dlaczego pije wino, które poddano wszelkim możliwym manipulacjom, a następnie wysłano w podróż przez oceany (a podróż jest par excellence manipulacją, swoistą wymianą czasu na przestrzeń po kursie niekorzystnym dla obu stron – chyba, że za stronę uznamy międzynarodowy kapitał, Žižek pisał o tym wielokrotnie). Kim jest pijący to wino?
I dlaczego jest mną? A jednocześnie jest Hernanem Cortesem, jest Pizarrem, jest też Charlesem Marlowem szukającym jądra ciemności. Nie płynie rzeką do źródeł, ale pozwala by chemiczna rzeka wpłynęła w niego i znalazła ciemność w nim. Czy pijąc wino nie kolonizujemy go jednocześnie? I czy ono nie kolonizuje nas?
Co znajduje w winie Pijący: mroczne lata kolonialnego ucisku, patriarchalną ciemność mającą swoje źródło w przemocy. Wino może być symbolem podporządkowania, może być też symbolem buntu, bunt jednak może przybierać formy symboliczne (Bourdain zdaje się tu rozwijać tezy Foucaulta), ale bunt tak doskonale udający podporządkowanie to nowa forma, czekająca na swojego Lacana, a może i Che Guevarę? Nieprzypadkowo Gombrowicz analizujący dyskurs postpańszczyźniany (czyli też przecież postkolonialny) wybrał sąsiednią Argentynę!
Tyle lat eksportu najgorszych produktów naszej cywilizacji do „kolonii” i mamy teraz odpłatę. Chemiczną wersję nadloarskiego szczepu. W Chile nie wierzą w naszą narrację, tam loarskie zamki są symbolami przemocy. Eliade wielokrotnie pisał o indiańskich ceremoniach inicjacyjnych: trujące substancje doprowadzały kandydata na wojownika do stanu utraty świadomości, prawie do śmierci, by następnie doznawszy epifanii, osiągał pełną dojrzałość. Jakże odmienny jest nasz dyskurs! Wspomnijmy choćby Smoka Wawelskiego i jego reakcję na podanie mu pożywienia, na którym zabrakło napisu „zawiera siarczyny”. Gdybyż mógł nieszczęsną owcę popić winem z pobliskiej Srebrnej Góry! Z którym wszak dzieli wspólne terroir!
W tym szczególnym dniu genetycznie modyfikowane drożdże, laboratoryjne enzymy i wreszcie siarka w tym chilijskim „Sauvignon” smakują wyjątkowo. To spłata długu, jaki zaciągnęła nasza cywilizacja wobec kraju Inków. Musimy przyjąć w siebie całe to modernistyczne barbarzyństwo, aby się przemienić, aby zaznać światłości, jaką niesie za sobą wino naturalne. Bo też widzę w tym winie szansę. Totalna śmierć autora (pod winem podpisuje się anonimowa spółka) jest szansą dla Pijącego, bo uczestniczyć w dziele jakim jest wino. Warto skorzystać z tej szansy.