Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

A ty masz swoje bąbelki?

Komentarze

To zdanie usłyszałam pewnego wieczora z ust lekko wstawionej, obcej mi kobiety. Rzecz miała miejsce na małym przyjęciu, które okazało się być „kinder party”: były na nim młode mamy oraz ich szalejące dzieci o twarzach pomalowanych w zwierzątka. Na stole stały butelki Carlo Rossi i nieznanych mi półwytrawnych win macedońskich lub gruzińskich, sałatki z makaronem i fetopodobnym serem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że nie wiedziałam, na jaką trafię imprezę.

Pytanie to zaskoczyło mnie. Szybko zrobiłam w głowie przegląd moich ulubionych win musujących, ale zanim jeszcze odpowiedziałam, doznałam olśnienia. Pytanie nie dotyczyło bąbelków w butelce. Pani pytała mnie o te małe kreatury wrzeszczące wokół nas, na które inne mamy narzekały przez cały wieczór (na nie i na swoich mężów oczywiście też) kiwając smętnie, a z czasem coraz mniej skoordynowanie głowami nas swoimi kieliszkami…

Szybko wyszłam,  ale dziś przypomniało mi się to pytanie i w sumie chętnie je zadam – i Wam, i sobie. Macie więc  swoje bąbelki? Bo ja uważam, że każdy powinien je mieć!

Kiedy myślę o bąbelkach…

Kiedy myślę o fajnych, niefrancuskich bąbelkach, przychodzi mi na myśl Ferrari. Ferrari jest włoskie, to każdy wie. Mężczyźni je kochają, kobiety kochają mężczyzn z Ferrari. Ferrari to zawsze dobre rozwiązanie. Kiedy jechałam taksówką z lotniska w Weronie do Trydentu, minął mnie samochód ciągnący na przyczepie kilka tych włoskich cudeniek. A ja wiedziałam, że czeka mnie wizyta w Ferrari i wiedziałam, że to będzie udany wyjazd!

Giulio Ferrari to osoba, której Włochy zawdzięczają wina musujące z Trydentu. Jako młody absolwent Imperial Regia Scuola Agraria di San Michele (tak się przed I Wojną nazywała najbardziej renomowana włoska akademia winiarska) oraz Państwowej Wyższej Szkoły Rolniczej w Montpellier, Giulio udał się do Épernay, gdzie odbył staż i zrozumiał, co tak naprawdę chce w życiu robić. Postanowił, że regiony Trentino (Trydent) stanie się drugą Szampanią – naturalne warunki do upraw Chardonnay i Pinot Noir już były, resztą postanowił zająć się sam. Swoją winnicę założył w 1902 r., miał wtedy zaledwie 23 lata i był przekonany, że wina robione metodą klasyczną w Trydencie w niczym nie będą ustępowały francuskim. W ten oto sposób został królem Chardonnay.

Jedna z maszyn zamówionych przez Króla.

Podobno był niezłym wariatem. Tryskał pomysłami na udoskonalenie metod produkcji. Miał na przykład teorię, że przy procesie dégorgement (usuwania osadu drożdżowego z butelki), nieszlachetny metal, z którego zrobiona jest maszyna, może negatywnie wpływać na smak wina. Zamówił więc specjalnie skonstruowane urządzenie, w którym wszystkie elementy mogące mieć z winem kontakt były zrobione z czystego srebra.

Obecnie Ferrari to wielka machina, ale jakość win na tym nie cierpi. Podstawowy Brut jest przyjemnie jabłkowy o dużej elegancji i wysokiej kwasowości. Lubię też Rosé, czereśniowo-różane, krystaliczne w smaku. Jeśli będziecie mieli okazję, koniecznie spróbujcie Perlé 2006 – tost, migdały, cudowna orzechowa końcówka. Uwielbiam to wino.

Najsłynniejsza etykieta Trentodoc.

Dziś musujące wina z Trydentu produkowane metodą klasyczną – Trentodoc (nazwa funkcjonuje od 2007 r.) – to 40% produkcji całej Italii! (Biorąc pod uwagę wina produkowane metodą klasyczną, czyli szampańską). Moje ogólne wrażenia po licznych degustacjach były takie, że są to bardzo eleganckie bąbelki, które w ciemno niejednokrotnie można pomylić z szampanem. Lubiące zimniejszy klimat Chardonnay i Pinot Noir świetnie odnalazły się w ciężkich trydenckich warunkach. Lubią górzyste tereny, dużo światła za dnia, gwałtowne spadki temperatury nocą. Dają wtedy z siebie wszystko.

Francuscy dziennikarze dyskutują o jakości włoskich musaków.

Poza Ferrari duże wrażenie zrobiły na mnie Trentodoki od Maso Martis. To, że sama winnica zapiera dech w piersiach w Trydencie jest normalne, elegancja tych win może jednak zaskakiwać i dowodzi, że ta apelacja ma wiele do zaoferowania. Tej 30-letniej rodzinnej winnicy szukajcie w Martignano, u stóp Monte Calisio. Produkują 45 tys. butelek bąbelków rocznie, wyłącznie z własnych ekologicznych winogron. Wszystkie ich wina są rocznikowe, leżakują 24 miesiące na drożdżach. Bardzo czyste, bardzo kwasowe Dosaggiozero smakowało mi wybornie. To nowość w ofercie Maso Martis, odpowiedź na panującą teraz modę na wina bez dodatku cukru (który dodaje się do 95% win musujących,, żeby zrównoważyć wysoką kwasowość).

Piękna winnica Maso Martis.

Pełne, dobrze zbudowane Brut Rosé (100% Pinot Noir), z bardzo intensywnymi aromatami truskawek i malin, w ustach kremowe i lekko słonawe, to kawał dobrego rosé! Najbardziej smakowała mi Brut Reserva 2006 (aż 60 miesięcy na drożdżach!) – miękka, jedwabista, kremowa; to moje ulubione wino tego wyjazdu! Przebija nawet ich najrzadszą perełkę Madame Martis – wino robione na cześć córek jedynie w najlepszych rocznikach (obecnie można dostać 2002, ale było tylko 500 butelek, więc spróbują jedynie nieliczni, następnym rocznikiem będzie 2004 – tysiąc butelek, zapisy już trwają!). Po 8 latach w butelce mamy tu fantastyczne drobne bąbelki, cudowny złoty kolor, smak kakao, chleba, ale też niesamowitą owocowość (morele, agrest) i kwasowość! Wróżę dobrą przyszłość tym winom.

Madame Martis trzyma się jak marzenie!

Może podczas letnich wakacji we Włoszech lub przy następnej wyprawie na narty natkniecie się na butelki z etykietą Cantina d’Isera. Warto spróbować ich niesamowitego Trentodoc ‘1907’ Extra Brut 2006 – uwielbiam tę słonawość trydenckich musaków połączoną z karmelem (uwielbiam też francuskie słone karmelki, czy to nie jest najlepsze możliwe połączenie?). Mają też ciekawe czerwone, ale o nich w kolejnym artykule.

Tyle jeszcze win do odkrycia…

Do Trydentu podróżowałam na zaproszenie i koszt miejscowych winiarzy.

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.