Przyszłość Barolo (i nas wszystkich)
Signor Ratti, jeden z czołowych winiarzy Barolo – z rodu dla tej apelacji bodaj najbardziej zasłużonego – pokazuje dłonią amfiteatr cru Conca, rozciągający się pod tarasem jego supernowoczesnej winiarni i mówi: przyszłość jest tutaj. W piwnicy już nie da się właściwie niczego poprawić; osiągnęliśmy technologiczny sufit. Bo co tu jeszcze można wykombinować, co wymyślić, lepszy dąb, lepszą kadź? Jedyne, co da się jeszcze popchnąć do przodu, to pracę w winnicy. W Barolo wszyscy są zazdrośni i patrzą na sąsiada. Jeśli ktoś kupił sobie najnowszy model traktora, ja też sobię kupię najnowszy model traktora. I tym podobne. Ale tak naprawdę przyszłością, czyli tym, co może się jeszcze tu stać, jest uprawa ekologiczna. Ekologiczna, może kiedyś biodynamiczna. My zaczynamy już o tym myśleć, z dnia na dzień coraz poważniej.
Kiwamy głowę, dobrze. Pijemy wina Rattiego, bardzo „do przodu”, jak to się powiada, eksponujące dorodny, ale elegancki owoc; garbniki siedzą z podkulonym ogonem niczym lwy ujarzmione przez tresera. Są, lecz nie straszą. Jeśli na lwy by, to nie w tej piosence. Dla jednych jest to wyżyna dzisiejszego barolo, dla innych nie – o tym kiedy indziej. Teraz natomiast rozważam raz jeszcze słowa Pietro Rattiego i tłumaczę je na swoje: w piwnicy nastąpił – jak mawiał nie tak dawno temu Francis Fukuyama – „koniec historii”. Historia produkcji doszła do kresu możliwości i zaczynamy żyć w winiarstwie posthistorycznym. Natomiast dzieje trwają jeszcze w winnicy; tutaj jest jeszcze daleko do ich spełnienia.
Wszystko to jest tyleż ciekawe, co dyskusyjne. W pewien sposób kibicuję myśli Rattiego: za nic na świecie bym nie chciał, by jeszcze coś technologicznie wymyślono. Czego się w piwnicy nie robi, czego się nie dolewa i nie dorzuca (także w Barolo) – pisaliśmy już o tym nieraz, martwiąc się głośno.
Ale zapewno wymyślać trzeba będzie. Choćby doskonalić drożdże, które zeżrą więcej cukru niż dotąd, obniżając w ten sposób alkohol w winie. Z pewnością chemia nie powiedziała jeszcze swojego ostatniego słowa, a przecież nagadała już bardzo dużo.
Uprawa ekologiczna i biodynamiczna w Barolo jest trudnym wyzwaniem. Oby się udała. Mam nadzieję, że udała się też kilku polskim sadownikom w roku 1983 (czy około). W jednym z warszawskich barów, stylizujących się na PRL, znalazłem wśród dekoracji – czekając na swój schabowy z buraczkami – pismo „Gospodyni” czy coś takiego. Na papierze matowym jak policzki królowej Marii Antoniny (po ścięciu) znalazłem duży artykuł o uprawach biodynamicznych. Długi, szczegółowy, kompetentny. Nicolas Joly dopiero się zastanawiał. A gospodarz Grzyb Stanisław pod Warką już wiedział.
Do Piemontu podróżowałem na zaproszenie i koszt miejscowych winiarzy.