Nie jedźcie na ProWein…
…bez listy zakupów. Na targi, jak na każde zakupy, należy się wybierać z listą. Bez niej kupimy dużo, przypadkowo i za drogo. Pamiętam swój pierwszy wyjazd kilka lat temu, kiedy zjawiłem się w słonecznym Düsseldorfie bez planu, choć pełen entuzjazmu. Ogrom tej imprezy szybko uzmysłowił mi, że bez dobrego zaplanowania dnia nie warto nawet wchodzić do hali. Dziś ProWein to prawie 7 tys. wystawców i ponad 55 tys. odwiedzających, łatwo więc zagubić się w poszukiwaniach tego, co nas najbardziej interesuje. Tylko względnym ułatwieniem jest zorganizowanie hal kluczem narodowym – większość winnic francuskich znajdziemy w tej samej przestrzeni, wina włoskie obok siebie, podobnie hiszpańskie i portugalskie.
Tegoroczne targi były dla mnie zupełnie inne. Wiedziałem, że chcę lepiej poznać wina z Grecji, Anglii i Australii. Pzede wszystkim jednak chciałem przybliżyć polskim importerom wina z Tejo – byłem gospodarzem seminarium poświęconego właśnie tej części Portugalii. Liczba chętnych była tak duża, że trzeba było zorganizować dodatkową sesję – być może dlatego, że masterclass po polsku zdarzył się na ProWeinie po raz pierwszy, a być może dlatego, że Tejo ostatnio zyskuje na popularności. Kto nie miał okazji być w tym czasie na targach, może jeszcze zweryfikować jakość win z tego regionu w Warszawie – 20 kwietnia przyjeżdża do Polski aż 12 producentów z Tejo.
Ale ProWein to nie tylko seminaria (co jest dużą wartością tej imprezy), lecz przede wszystkim możliwość poznania osób, które tworzą wina i odpowiadają za ich konkretny charakter. Każda butelka ma swoją historię, jest kierowana do określonej grupy odbiorców i przez to nadaje jej się konkretny styl. Warto czasem poznać i zrozumieć historię danej etykiety, bo wino jest czymś więcej niż tylko sfermentowanym sokiem z winogron. Na szczęście. Oprócz rozmów z producentami, z przyjemnością wymieniłem kilka zdań ze starymi znajomymi z branży, a szczególnie z ekipą WSET. Kursy, które od niedawna prowadzę w Polsce, odbywają się pod nadzorem tej akademii, więc siłą rzeczy zawsze mamy sobie coś do powiedzenia.
To, co potrafi również zrobić wrażenie na imprezie tej skali, to rozmach i estetyka stoisk. Widać, że producenci szykują się do tego wydarzenia długo i mają dobrze przemyślaną strategię wizerunkową. Niektóre stoiska, oprócz ekspozycji win, mają profesjonalną, wydzieloną strefą do rozmów i degustacji, a nawet organizowania seminariów. Düsseldorf to drogie targi, więc każdy metr jest tu ważny, ale nie widać ciasnoty lub natłoku materiałów reklamowych. Widać zrozumienie dla potrzeby spotkań w miejscu, które jest przyjazne i nie przytłacza. Spora część życia targowego toczy się także między halami, gdzie stoi masa food trucków, które oferują szerokie spektrum jedzenia i niekoniecznie tylko typu fast food. Jak się okazuje, dobrym winom nie zawsze musi towarzyszyć fine dining, bardziej liczy się atmosfera.
Wracając z targów, miałem jednak w głowie przede wszystkim obraz niezliczonej ilości butelek, a wśród nich te, które utkwiły mi w pamięci najbardziej: niezmiennie Kir-Yiánni Xinómavro Rámnista (Grecja), Ktima Gerovassilíou Malagousia (Grecja), Companhia das Lezírias Grande Reserva (Portugalia), Tyrrell’s Vat 1 Semillon z Hunter Valley w Australii i wiele innych.
To było dla mnie niezwykłe doświadczenie, także w kontekście budowania portfolio win dostępnych na kurach WSET, które prowadzę. Uczestnicy tych zajęć, oprócz wiedzy, oczekują także, by ich zaskakiwać – serwować nowe, czasem trudno dostępne wina i temu z pewnością ProWein się przesłużył.