Brama wiatru
Izabela Kamińska w niedawnym tekście polecała Państwu kultowe wina z Cantina Benanti – inne niż te, do których Sycylia nas przyzwyczaiła. Ale to niejedyny wyróżniający się producent na Wyspie.
Winnica Porta del Vento („Brama Wiatru’) znajduje się w Valdibella w północno-zachodniej części Sycylii. Położona na wysokości 600 m n.p.m. jest właściwie cały czas owiewana przez silne wiatry, co sprzyja naturalnym metodom uprawy. Wiatr wysusza podłoże, latem wiejąc z północnego zachodu chłodzi, a zimą – ciepłe wiatry z południa sprawiają, że w tym rejonie nigdy nie pada śnieg. Wiatr i specyficzne położenie winnicy to także duże różnice temperatur między nocą a dniem. Wreszcie – podłoże z piaskowej skały sprawia, że korzenie krzewów sięgają bardzo głęboko i stamtąd pobierają substancje odżywcze i minerały.
O tym wszystkim opowiadał nam założyciel winnicy, właściciel i enolog w jednym – Marco Sferlazzo. Ciszę na sali przerywał głównie śmiech, zwłaszcza gdy Marco zastanawiał się nad sensem powołania apelacji DOC Sicilia, czyli próby wrzucenia bardzo zróżnicowanych win powstających na obszarze ponad 100 tys. hektarów do „jednego worka”. Tam jednak wina z Porta del Vento nie trafią – należą bowiem do dwóch najstarszych sycylijskich apelacji: DOC Alcamo i DOC Monreale.
Słowo „najstarsze” pojawia się zresztą częściej. Producent wykorzystuje tylko lokalne szczepy winorośli (perricone rosso, nero d’avola i catarratto), zaś cała praca w winnicy wykonywana jest ręcznie. Sposób winifikacji nawiązuje do starożytnej tradycji – wina fermentują spontanicznie w otwartych, drewnianych kadziach o pojemności 5 tys. litrów. Sferlazzo wychodzi z założenia, że grona potrzebują trzech rzeczy: światła, odpowiedniej temperatury i tlenu. W efekcie takiej nauralnej fermentacji otrzymujemy wino, które oddaje najpełniej charakterystykę szczepu i siedliska. Później dojrzewa w kadziach cementowych lub w beczkach dębowych, których jednak nie wypala się wcześniej – aromaty dębu są wtedy dużo mniej wyczuwalne.
Maquè Rosé 2012 – Powstaje z gron perricone rosso zbieranych około tygodnia wcześniej od tych przeznaczonych na wina czerwone – dla zapewnienia większej świeżości i wyższej kwasowości, a zarazem zmniejszonej zawartości alkoholu. I faktycznie tak jest – choć w bukiecie dominuje róża, w ustach zachowuje świetny balans pomiędzy czerwonymi owocami (truskawka, czereśnia, poziomka), dobrymi taninami (tak!) i kwasowością. Znajdziemy tu też sporo mineralności. Wino jest niezwykle czyste, trudno uwierzyć, że w przeciwieństwie do standardowych różowych win, to można pić przez 5–6 lat od zbiorów (55 zł).
Maquè Perricone 2011 – Perricone jest szczepem dojrzewającym bardzo późno – nawet na początku października. Dojrzałe wino ma niezwykłe nuty czerwonych owoców i dzikich ziół, także wyraźną mineralność i dobrze spinającą całość kwasowość. Pijąc je naprawdę trudno uwierzyć, że pochodzi z gorącej Sycylii. Jest bardzo kulturalne i bez konfiturowych nut (85 zł).
Ishac Nero d’Avola 2010 – nie wierzyłem wcześniej, nie wierzyłem i tutaj. Nero d’Avola, gdzie czerwone owoce wiśni, trochę nut pestkowych, ziemistych, a nawet charakterystyczna pieprzność podana jest w przystępnych proporcjach! Alkohol nie uderza do głowy, ani śladu dżemu czy asfaltu, straszących w supermarketowych wersjach tego szczepu (95 zł).
Saray 2009 – białe, a właściwie pomarańczowe (45 dni maceracji na skórkach) wino ze szczepu catarratto. To wino butelkowane było w 2012 roku. Aromaty? Suszone owoce, nuty herbaciane, miodowe, orzechowe. Dzięki jego kwasowości mnogość kulinarnych sposobów wykorzystania go jest olbrzymia – od serów, przez wędliny, białe mięso aż po ryby. A z konkretów – producent sugeruje je np. do makreli panierowanej w occie! (129 zł).
Dla mnie taki wiatr może wiać przez cały rok.
(Importerem jest Moja Italia. Wina najprościej zakupić kontaktując się z importerem, niektóre można także znaleźć w sklepie internetowym Perla Negra).
Degustowałem na zaproszenie importera.