Płynne miliardy luzem
Cywilizacja wina wraca do źródeł – takie nieoczekiwane wrażenie można odnieść, obserwując jeden z najważniejszych trendów w przemyśle winiarskim ostatnich lat. Myślę tu o rosnącym udziale w rynku win sprzedawanych i transportowanych luzem, a więc nie w butelkach, tylko w dużych zbiornikach. Niemal połowę win sprzedaje się dziś właśnie w tej formie i butelkuje jak najbliżej miejsca sprzedaży, za to bardzo niekiedy daleko od miejsca wytwarzania.
Widok sterylnych zbiorników i kontenerów ładowanych na statki o rozmiarach tankowców zapewne różni się od romantycznego obrazu amfor, a później beczek spławianych przez zaopatrzeniowców rzymskich legionów Mozelą i Renem. Warto sobie jednak uświadomić, że choć wino jako takie towarzyszy człowiekowi od ośmiu tysiącleci, to przecież wino w butelkach jest z nami dopiero od trzystu lat. Tacy na przykład Rothschildowie dopiero w roku 1924 rozpoczęli butelkowanie Château Mouton.
Oszczędność
Dlaczego więc, skoro butelka z korkiem okazała się wymarzonym schronieniem dla wina, po latach skazujemy je znowu na anonimowe podróże w ogromnych bezosobowych zbiornikach?Powodów jest kilka. Zacznijmy od pierwszego, czyli pieniędzy. Ekonomia transportu jest nieubłagana, zwłaszcza w przypadku win tańszych. Standardowy kontener pomieści 10 584 litry wina, jeżeli będzie ono w butelkach. Tymczasem w takim samym kontenerze zmieści się zbiornik – stalowy, z tworzywa sztucznego, wreszcie miękki, elastyczny flexi-bag, do którego można nalać 25 000 litrów, czyli ponad dwa razy więcej. Redukuje się również całkowity ciężar załadunku, odejmując wagę butelek. Oczywiście, zbiornik także ma swój ciężar, jednak raczej nie przekracza on 60 proc. wagi flaszek. Ocenia się, że przewożąc wino luzem, można oszczędzić niemal połowę kosztów.
Zaloguj się
Zaprenumeruj już teraz!
i zyskaj dostęp do treści online, zniżki na imprezy oraz szkolenia winiarskie!