Winicjatywa zawiera treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich.

Treści na Winicjatywie mają charakter informacji o produktach dostępnych na rynku a nie ich reklamy w rozumieniu Ustawy o wychowaniu w trzeźwości (Dz.U. 2012 poz. 1356).

Winicjatywa używa plików cookies (tzw. ciasteczka) w celach statystycznych, zbierając anonimowe dane dotyczące korzystania z portalu (strona wejścia, czas trwania wizyty, klikane linki, strona wyjścia, itd.) za pomocą usługi Google Analytics lub podobnej. Zbierane dane są anonimowe – w żaden sposób nie pozwalają na identyfikację użytkownika.

Opuść stronę

Na prawym brzegu Piawy

Komentarze

Montello-Colli Asolani nie jest najlepiej znaną DOC Wenecji Euganejskiej. Co nie znaczy, że nie powstają tu dobre wina.

Winnice nad Piawą. © Tomasz Prange-Barczyński

15 czerwca 1918 roku armia Austro-Węgier przystąpiła do huraganowego ostrzału artyleryjskiego pozycji włoskich wzdłuż rzeki Piawy, w Wenecji Euganejskiej. Tak rozpoczęła się Bitwa nad Piawą, znana też jako Battaglia del Solstizio „bitwa przesilenia”. Zakończyła się po tygodniu całkowitą przegraną Austriaków. Ich klęska nad Piawą stała się punktem zwrotnym I wojny światowej i przypieczętowała upadek CK monarchii.

Pod koniec stycznia stałem na porośniętym winoroślą wzgórzu nad Piawą. Latorośl pogrążona była w zimowym śnie. Zachodziło słońce. O bitwie przypominał tylko kontur mauzoleum ofiar rzezi za plecami, na sąsiednim pagórku i nazwa miejscowości, w której się znalazłem – Nervesa della Battaglia. 

– Rzeka zmienia wszystko – oświadczył oprowadzający mnie po winogradzie Francesco Serafini – na naszym brzegu Piawy inne są geologia i klimat. Inne – w domyśle: sprzyjające uprawie winorośli. Wzgórze w Nervesie jest początkiem przedalpejskiego pasma o nazwie Montello ciągnącego się w kierunku zachodnim. Jego naturalną kontynuacją są Colli Asolani, wzgórza azolańskie. Obie niewysokie formacje stanowią wspólnie apelację winiarską DOC Montello – Colli Asolani. Serafini był jej ojcem chrzestnym, twórcą i pierwszym szefem lokalnego konsorcjum. Zaczynał z kumplem, Antonello Vidotto, w 1985 roku. By kupić prasę do tłoczenia winogron sprzedał samochód. Przez pierwsze lata istnienia winiarni pracował dorywczo w lokalnej piekarni, bo wszystkie pieniądze, które udało się zarobić na sprzedaży wina, Francesco i Antonello inwestowali w winnice. Dopiero w ostatnich latach pokusili się o wybudowanie tuż obok winogradu nowoczesnej, grawitacyjnej winiarni, w której każdy etap produkcji wina odbywa się na innym, coraz niższym piętrze, tak by wyeliminować konieczność przepompowywania płynu, co, oczywiście, ma wpływ na jakość.

Francesco Serafini. © Tomasz Prange-Barczyński

Mimo, że Włochy to kraj, w którym królują odmiany endemiczne, w winnicach Serafini & Vidotto przeważają cabernet sauvignon, cabernet franc, merlot i pinot noir. To nie współczesny wymysł – przekonywał mnie Francesco. Bogate rodziny z pobliskiej Wenecji utrzymywały dobre stosunki z arystokracją francuską, jeszcze przed plagą filoksery, która nawiedziła tutejsze winnice pod koniec XIX wieku. W dobrym tonie było wzajemne obdarowywanie się, a wśród prezentów, obok różnych gatunków bydła czy koni znalazły się też krzewy winorośli. Cabernety, merlot i pinot mają więc w Montello długą tradycję i zaadaptowały się do warunków lokalnego siedliska. Serafini broni ich także dlatego, że endemiczne odmiany z tej części Wenecji Euganejskiej są, jego zdaniem, raczej marnej jakości. – Lepiej być najbrzydszym z koni, niż najładniejszym z osłów – stwierdził, gdy spacerowaliśmy wzdłuż rzędów caberneta w Nervesie. 

Choć są wyjątki. W parcelach Baracca i Degli Svizzeri położonych w niższych partiach wzgórza Serafini i Vidotto uprawiają lokalny szczep  recantina, który winifikują i butelkują osobno. W XVII wieku mówiono nań recardina lub recandina i uznawano za jeden z najszlachetniejszych w okolicach Wenecji. Zostało go raptem kilka hektarów, a Francesco i Antonello są jedynymi z niewielu, którzy potrafią zrobić z recantiny gładkie, pełne owocowych aromatów wino.

Serafini podkreśla, że winiarz powinien być jak dobry restaurator, który wie, skąd przyjeżdża mięso, skąd ryby, a skąd warzywa; gdzie jest lodówka, a gdzie chłodnia. Tu rozpoznana jest każda parcela i każdy szczep. Wina z poszczególnych zakątków winnicy i odmian winifikuje się i dojrzewa osobno, łączy zaś dopiero w ostatniej fazie przed butelkowaniem. Wszystko po to, by zachować ich indywidualny charakter, który, zdaniem Francesco, podkreśli oryginalny charakter wina. 

I choć, jak na warunki włoskie, Serafini & Vidotto to dość młoda firma – liczy zaledwie 38 lat – wszystko przepełnione jest tu historią. Wzgórza Montello było źródłem doskonałych dębów. Specyfika drewna i jego szczególne pH sprawiało, że powstałe z nich pale były odporne na działanie słonej morskiej wody, dzięki czemu doskonale nadawały się na fundamenty weneckich kamienic.

Winiarnia Serafini & Vidotto. © Tomasz Prange-Barczyński

Górna, bardziej stroma część obsadzonego winnicą wzgórza w Nervesie ma charakter tarasowy – wycięte we wzgórzu półki wykonali przed stu laty austriaccy jeńcy. Położona we wschodniej części pagórka, wspomniana już parcela Baracca obsadzona miedzy innymi recantiną, swą nazwę zawdzięcza włoskiemu pilotowi Francesco Baracce, który został tu zestrzelony w czasie I wojny światowej.

Także same wina Serafini & Vidotto, choć powstające przy użyciu nowoczesnych technik i sprzętu sprawiają wrażenie bardzo tradycyjnych i najlepiej pasują do tradycyjnej kuchni.

Przekonałem się o tym w restauracji La Corderie w miasteczku Cornuda, już w Colli Asolani, gdzie stosując sprawdzoną metodę „gdy jesteś w Rzymie rób to co rzymianie” zamówiłem na kolację dokładnie ten sam zestaw co Serafini: skąpaną w rosole grzankę z mięsem gołębim i byczy ogon. Do Il Rosso dell’Abbazia pasowały doskonale. 

Zamiast pędzić na złamanie karku na południe obwodnicą Serenissimy zboczcie kiedyś nad Piawę, do urokliwego Treviso, ogrodu Wenecji, miasta na wodzie, wreszcie na łagodne wzgórza Montello – pogapcie się stąd na Alpy, złapcie w lokalnej osterii smakowite chicchetti, oryginalne kanapeczki na dwa hapsy, spróbujcie wreszcie miejscowych, mało znanych poza tą częścią Veneto win – uwierzcie mi, ten koń nie jest wcale taki brzydki.    

Winiarnię Serafini & Vidotto odwiedziłem na zaproszenie jej importera w Polsce, Le Barbatelle.

 

Komentarze

Musisz być zalogowany by móc opublikować post.

  • „Francesco oprowadzał mnie po winogradzie”… Po jakiemu to jest napisane? Chodzili na bosaka i udeptywali winogrona na moszcz? Jest wiele rejonów w Polsce, gdzie ludzie tak określają winogrona…